Oszczędzanie na dzieciach – Nie dać się zwariować

Oblicza się, że za pieniądze wydane na dziecko od momentu jego urodzenia do pełnoletności, można by postawić dom.

Młodzi rodzice chcieliby swojej nowej istotce zapewnić jak najlepsze warunki, otoczyć luksusem, sprawić, by miało lepiej niż oni sami. W tym pędzie, otumanieni bodźcami wzrokowymi i słuchowymi z reklam i wystaw sklepowych, wydają masę pieniędzy, na rzeczy, które przydają się przez miesiąc, tydzień, ba – bywa, że wcale.
A przecież wystarczy wspomnieć własnych rodziców i dziadków – wychowywali nas czasem niemal w spartańskich warunkach i płakaliśmy wcale nie więcej niż nasze własne dzieci, a często było mniej problemów z alergiami i nie brakło kreatywności i wyobraźni.


Akcesoria dla niemowlaka
Po co nam przykładowo:

- termometr (6-60 zł)– gdy można starą dobrą metodą sprawdzić temperaturę wody w wanience wsadzając własny łokieć? Od  razu na zagłębieniu czuć, czy parzy, czy nie – dla pewności można odrobinę schłodzić wodę – dzieci z reguły wolę bardziej letnią, niż za ciepłą.

- foczka, fotelik do kąpieli (10-15 zł) – kawał plastiku w wanience, nawet przykryty pieluszką, wcale nie jest taki wygodny dla dziecka, ono zawsze będzie wolało nasze własne przedramię. Boimy się, że się wyśliźnie? Wystarczy trzymać przez pieluszkę, ona ograniczy śliskość ciałka, a wody może być tyle, by się główka nie zanurzyła...

 - wanienka na stelażu (55-150 zł) – a może wystarczy kupić tańszą wanienkę za 18 zł i ją po prostu postawić na stole? W ciepłym pokoju? Gdy dziecko zaczyna już samo chlapać, i tak stelaż się nie przydaje, a wanienka wędruje do dużej wanny lub do kąta.

- podgrzewacz do butelek i słoiczków (20-150 zł)– równie dobrze sprawdza się zwyczajny czajnik elektryczny, który i tak mamy zazwyczaj w domu – wystarczy zagrzać wodę i włożyć na chwilę butelkę do środka. Nawet z automatycznego podgrzewacza nie wolno podawać pożywienia bez sprawdzenia jego temperatury – zawsze może akurat coś się uszkodzić lub podgrzać nierównomiernie (najtańsze nie dają żadnej pewności). Sporo dzieci woli też mleko bez żadnego podgrzewania – w temperaturze pokojowej.

- sterylizator (35-430 zł)– można spokojnie zastąpić wyparzaniem butelek w garnku z wrzątkiem lub kupić butelki nadające się do sterylizacji w mikrofalówce. To nie szpital, flora bakteryjna jest nasza własna i „przyjazna” naszemu dziecku.

- wózek – ważne by był dobrze usztywniony i wygodny dla mamy i łatwy do ewentualnego wnoszenia po schodach i upychania w aucie, lecz dziecku nie robi różnicy, czy kosztuje 400 zł, czy 4000. Za to złodziejom owszem. Nie warto kupiować kombajnu – i tak zwykle wymienia się wózek na mniejszy, gdy dziecko podrośnie. A kombajny zawsze są kosztem czegoś – wygody dziecka, gabarytów, wagi lub kolosalnej ceny. W tym przypadku taniej wychodzi  kupić wózek głęboki za te 400 zł i potem wymienić go na spacerówkę za 200 (można sprzedać i mieć spacerówkę za darmo).

- zabawki interaktywne – prędzej czy później denerwują rodziców, a dziecko i tak woli pobawić się najprostszymi piłeczkami, miseczkami, opakowaniami, co dużo bardziej rozwija jego wyobraźnię, a jest dostępne w każdym domu za darmo.

- ubranka – dziecko rośnie tak szybko, że nie ma naprawdę sensu kupować nowych, którym może nawet nigdy nie zdąży założyć. Lepiej poszukać wśród rodziny, znajomych lub na stronach internetowych ubranek używanych – które już są sprawdzone, nie zafarbują, nie rozciągną się bardziej i nie są nasączone środkami konserwującymi przeciw zagnieceniom, łapaniu kurzu, blaknięciu i innymi cudami. A i tak na pewno coś nowego jakaś babcia, czy ciocia kupi, więc nacieszymy się i ślicznosciami prosto ze sklepu. Przeciętnie w danym okresie dziecko korzysta z około 10 ubrań. Możemy kupić używane po złotówce lub dwa złote i wydać ok 10-20  zł, lub nowe po 15-30 zł za sztukę i wydać... Właśnie.

- kosmetyki – obecnie w szpitalach panuje trend, by unikać smarowania dziecka nadmiarem kremów. Wystarczy zwykła wazelina  za 2 zł na podrażnienia, jeden płyn do kąpieli, którego można używać raz na parę dni – przecież to dziecko nie ma gdzie się brudzić – buzię i pupę można na bieżąco przemywać ciepłą, najlepiej przegotowaną wodą. W kąpieli można stosować też babcine sposoby – na przykład dodawać nieco rozrobionej i zagotowanej mąki ziemniaczanej (co zapewni dziecku gładziutką skórę i delikatną ochronę - nie trzeba spłukiwać, ani niczym potem smarować) lub odkażający wywar z rumianku.

- pieluszki – obecnie królują pieluchy jednorazowe. Tu warto poszukać tańszych odpowiedników markowych pieluch i zwyczajnie nie przepłacać – np. Biedronkowe Dady produkuje oryginalny Pampers, a są o połowę tańsze. Przy pierwszym dziecku warto też rozważyć opcję pieluch wielorazowych – nie chodzi tu o starodawną tetrę, a nowoczesne piękne pieluszki o kształcie pampersów, zapinane na rzepy i zatrzaski, które można prać w pralce, a dzięki mikrowłóknom również potrafią zapewnić efekt suchej pupy. Pełny zestaw zapewniający wygodne pieluchowanie to koszt około 3 tysięcy, podczas gdy wydatek na pampersy przez cały okres pieluchowania to ok 5 tysięcy. Koszt prania nie wzrasta znacząco, gdyż i tak zazwyczaj pierze się ubranka codziennie lub co drugi dzień. Przy tym pieluszki wielorazowe są czystym zyskiem przy kolejnych dzieciach.

A przede wszystkim – warto się wymieniać – brać rzeczy i zabawki od znajomych za darmo lub za grosze i potem oddawać je lub sprzedawać dalej.
Dziecko i tak nie pamięta w jakich markach i za jakie kwoty nosiło ubranka, a my możemy odłożyć te zaoszczędzone grosze na coś, co rzeczywiście mu się może przydać gdy podrośnie – na basen, na lekcje tańca jeśli tego zechce, na zwykłe pójście do kina, a może po prostu na wymarzone studia w dalszej perspektywie.

Komentarze

  1. Racja :)
    Ja mogę spokojnie powiedzieć, że nie dałam się zwariować. Wózek i łóżeczko mieliśmy z drugiej ręki (nota bene łóżeczko i tak okazało się zbędne i poszło dalej po kilku miesiącach robienia za składzik ubranek), 99% ubranek na pierwszy rok - pożyczone :) i do teraz (dziecko ponad 4 lata) większość ubranek mam po kimś - w super stanie.
    Kosmetyków używamy niewiele.

    Mnóstwa wydatków też unikamy karmiąc piersią - odpadają butelki i inne akcesoria, wyparzanie no i koszt sztucznego mleka też nie mały.

    Natomiast na pewno nie warto oszczędzać na foteliku samochodowym. To w zasadzie jedyna rzecz, na którą wydałam naprawdę kupę kasy. Konkretnie mówię tu o foteliku tyłem do kierunku jazdy dla starszego dziecka - te niestety do tanich nie należą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a moje dziecko pije kozie mleko i kupę kasiory idzie na to

      Usuń
    2. a dla młodszych też jestem zdania, że "cycuś" najlepszy - ale nie zawsze się da

      Usuń
    3. "Nie zawsze się da" to temat-rzeka. I na dodatek w środowisku matek bardzo kontrowersyjny ;]
      Gdyby jednak kłopoty z karmieniem piersią były aż tak powszechne, jak to wmawia matkom niedouczony personel medyczny tudzież babcie-ciotki-itp, to gatunek ludzki dawno by wymarł...
      :]

      Usuń
    4. o foteliku mam to samo zdanie i myślałam, by osobno o tym napisać, ale ekhmm ;)

      Mam fotelik z korpusem Nania od 0 do 4 lat (w przybliżeniu), za 300 zł, bo z lepszą tapicerką Ferrari- ale ze standardową można go kupić za połowę tej ceny - w testach Adac miał dwie gwiazdki, a to sporo, bo nawet niektóre za 700-1700 zł nie poprzechodziły tych testów :)

      Łóżeczko w naszym przypadku też nie było potrzebne w zasadzie. No ale to już kwestia organizacji, więc nie odpisywałam :)

      Usuń
    5. no bo dziecko i tak chce potem spac z mamą :P

      wg mnie znacznie lepszy jest przenośny kojczyk / łóżeczko turystyczne, ale oczywiście lepiej do niego dokupić extra materac

      Usuń
  2. Ja wychowywałam malucha już 18 lat temu, ale jego wychowanie nie kosztowało mnie tyle co postawienie domu:) No ale oszczędna z natury jestem.
    1.Karmiłam córkę piersią do ukończenia...... prawie 4 lat
    2.Używałam pieluch tetrowych
    3. Wanienkę miałam, a owszem, ale nie była wogóle wykorzystywana. Po prostu dziecko się myło a nie kapało. Pod kranem, albo prysznicem
    4. Z racji karmienia piersią ocieplacze, podgrzewacze, sterylizatory odpadły
    5. Wózek miałam, ale sie nie przydał. Córkę nosiłam w nosidełku.
    6. Łożeczko miałam, ale sie nie przydało. Ćórka spała z nami w łóżku, a w zasadzie na materacu, bo odkąd się urodziła spaliśmy na podłodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nosidełku też do czterech lat?
      A co z dalszymi wycieczkami - jakieś zoo, zwiedzanie na wakacjach itd.? Dziecko dawało radę zawsze wszędzie dojść na własnych nóżkach, było noszone, czy odpuściliście wszelkie dalsze wyjścia do czasu, kiedy samo dawało radę...?

      Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać.

      Usuń
    2. Są i były dwa rodzaje nosidełek. Jedno na brzuch dla malucha, drugie na plecy w formie plecaka. Czterolatka nie nosiliśmy na rękach. Czterolatek ma własne nóżki:)

      Usuń
  3. Moje dzieci też po piersi przeszły na mleko kozie. Ale za to oszczędzam na jedzeniu dziecięcym. Moi chłopcy nie mieli w ustach żadnych danonków ani innego słodkiego świństwa (herbatka dla niemowląt to 97% glukozy!!!), jedzą dobre (i o wiele tańsze) naturalne twarożki, jogurty itp. Słoiczki tylko na wyjazdy kupowałam. Normalnie zawsze gotowałam obiadki do roku osobno (koszt zupki dla półrocznego chłopca to około 0.5 zł dziennie!!!!!!) kaszki też jedli normale (manna lub kleik ryżowy, czyli rozgotowany ryż z domowymi przecierami z sezonowych lub pasteryzowanych owoców). Powyżej roku już normalne obiady bo i tak gotuję zdrowo i bez soli.

    Przewijaka nie miałam, łóżęczko, kołyskę, wanienkę, wózek głęboki i spacerówka, małe rowerki - kupione używane, czekają w komórce na rodzeństwo lub kuzynostwo. Po ściele uszyte, ubranka używane.
    Piorę w płatkach albo orzechach, bo chłopcy mają AZS, więc taniocha. To samo z kosmetykami - szare mydło, krochmal do kąpieli i maść recepturowa - około 8 zł tubka (2 szt/m-c).
    Zabawki dostawali od rodziny, ale i tak ponad połowę wydałam czy wyrzuciłam.
    Aaa, tylko pieluchy - żałuję, że nie kupiłam wielorazowych. Dzieci tolerowały tylko polskie belli lub rosmannowsie babydreamy (te drugie zresztą niedrogie).
    Chodzimy na spacery, dzieci się hartują i nie chorują, więc odpada koszt leków i suplementów. Nawet z przedszkola przynoszą tylko choroby zakaźne.

    Tak naprawdę to nigdy nie rozumiałam jak ktoś, kto nie żyje w skrajnej nędzy mówił, że "nie stać go na dziecko". Póki dziecko nie stanie się nastolatkiem, wcale nie kosztuje dużo. Potem są wydatki na jakieś zajęcia dodatkowe, korepetycje czy inne potrzeby. Ale maluchy potrzebują miłości a nie pieniędzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na AZS olej lniany dobrze pomaga, toczony na zimno, do ziemniaków, do jedzenia dodawany oraz tran :)

      Usuń
    2. Właśnie - miłości, a nie pieniędzy :) Choć trochę ich jednak schodzi :) 200-400 zł miesięcznie, zależnie od wieku odliczam :)

      Usuń
    3. Z perspektywy dziecka, którym jeszcze do niedawna byłam ;)

      Owszem, dziecko potrzebuje miłości, a nie pieniędzy. A jak się mądrze zaoszczędzi pieniądze, kiedy dziecko jest jeszcze małe, to później nastolatek potrzebujący 'dajmiświętyspokój i dychęnakino, mamo!' będzie usatysfakcjonowany :)

      Pozdrawiam!
      Iimajko, nie wiedziałam nic o tym blogu. Świetny! :)

      Usuń
    4. O cholerka, to jednak nie iimajka bloguje, tylko artykuły pisze! :) Coś poknociłam, przepraszam.

      I będę wpadać częściej, dodałam do ulubionych :)

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    5. no artykuł nie mój, ale mam nadzieje, że koleżanka - autorka artykułu będzie tu "autorsko" zaglądać częściej

      Usuń
  4. Świetny wpis. I jaki prawdziwy!

    Sam pozwoliłem sobie zrobić z siebie frajera kupując to i owo dla dziecka. Było to zwykłe wyrzucanie pieniędzy w błoto. A i tak prostsze i tańsze rozwiązania okazywały się skuteczniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo prawdę mówiąc, przy pierwszym dziecku, jeśli nie ma jednocześnie jakichś wielodzietnych rodziców pod ręką w rodzinie lub gronie znajomych, ciężko nie wpaść w marketingową pułapkę "musisz to mieć, bo unieszczęśliwisz siebie i dziecko" :)

      Warto sobie powtarzać po prostu - nasi rodzice dali radę bez tego, a nasze dziecko potrzebuje tylko NAS do szczęścia :))

      Usuń
  5. O nie, nie postawiłabym domu. W czasach, kiedy wychowywałam małe dziecko wszystkich tych cudów nie było i jakoś przeżył:)) Dziś widzę po domach sterty plastikowego badziewia na które dzieci nawet nie patrzą. A jak już słyszę o "markowych" ciuchach dla malców to, szkoda gadać......przerost formy nad treścią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Markowe są rzeczywiście świetne, wytrzymują bez straty kolorów i kształtów po kilkoro, ba! kilkanaściowo dzieci - ale, własnie - u nas wędrują po tych dzieciach - ja dostaję i oddaję dalej. Nie wyobrażam sobie kupowania tego wszystkiego, a tak rodzina i znajomi kupią po jednej rzeczy w prezencie i tak się zbiera wędrowna kolekcja :)

      Więc jak już kupować prezenty - warto mniej, ale porządne. Tak samo zabawki - niech będzie małe autko-resorak po 6 zł, ale nierozsypujące się, niż wielki chiński samochód za 20 zł na dwa dni lub grające i świecące i gadające supercoś, chrypiące po tygodniu :)


      A jak się pomyśli o tych komputerach, smartfonach, quadach... ;)



      Usuń
  6. Mądrze prawisz, baba-zuch! :)
    Ta pieluchowa konsumpcja jest straszna, jak sobie pomyślę (w kontekście ekologicznym) o tych piramidach pieluchowych produkowanych przez jedno niemowlę.. boziu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wielorazówkach też za późno się dowiedziałam - przy drugim maluchu dopiero i żałuję bardzo. A są świetne stronki z tutorialami jak samemu szyć takie pieluszki, są strony, gdzie można się wymieniać używanymi, odkupić - a to tak jak ubranka - wypierze się i są czasem jak nowe, najwyżej same wkłady można dokupić lub doszyć - one nie są trudne :)

      Usuń
  7. najlepiej jest potem w lasach, wiecie, ja od kilku lat obserwuję jedną stertę pampersów w jednym pobliskim lasku - ta sterta wiele się przez te lata nie zmienia, tyle co lekko przyzieleniała - normalnie szok

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzieci kosztują, ale można też pomyśleć o ich przyszłości w sposób prosty, tani i bezpieczny. Gdy dziecko się rodzi, to rodzice lub chrzestni zaczynają odkładać na lokacie jakąś stałą kwotę. Gdy dziecko się usamodzielni, to przekazujemy mu kapitał i ideę takiego oszczędzania na lokacie. Jeżeli by tak lokować przez 67 lat do emerytury, kwoty 60 zł miesięcznie, na lokacie 7%, to otrzymamy zgromadzony kapitał ponad 1 mln złotych, który da nam dodatkową emeryturę w wysokości ponad 6 tys zł miesięcznie z samych odsetek + zgromadzony kapitał, jako, powiedzmy, spadek. Oto jak stać się bogatym emerytem.

    OdpowiedzUsuń
  9. bawi mnie to myślenie o oszczędzaniu np. na markowych ubrankach, żeby potem dziecko miało na zajęcia karate za 5 lat. albo na studia za 20 lat ! do tego czasu jest tyle wydatków,że nawet żyjąc oszczędnie (nie jestem minimalistką, moja matka wychowywała nas 3 za minimalną stawkę w pracy - jestem oszczędna), zawsze ale to zawsze są wydatki. wiem ile kosztuje nagła choroba np. przewlekłe zapalenie ucha u 3latka. lekarz tylko prywatny, fajna lekarka ale wizyta 100zl. a zestaw leków ? niby co ja mam rozbić ? wlewać małemu rumianek do ucha ? jasne. rumianek i miód to są dwa największe alergeny !... nie da się przewidzieć wydatków, więc te oszczędności na przyszłość są śmieszne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak się wyda na markowe ubranka to dziecko będzie zdrowsze? Albo piękniejsze?
      Przecież nie mówimy tu o sytuacji bez wyboru, gdzie jest albo lek, albo ubranko, tylko o sensownym podchodzeniu do wydatków na dzieci. Jeśli choroba jest nagła to można iść na pogotowie - sama ostatnio byłam w tej sytuacji - lekarstwa kosztują, ale lekarz już nie musi. Przynajmniej ten od opieki podstawowej.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Kresowa Zagroda - przeprowadzka z miasta na wieś.

Oszczędna dieta - oszczędne żywienie - 200 zł na osobę na miesiąc. Jak przeżyć tanio?