Recykling - PRL i czasy obecne
Poniższy post będzie rozwinięciem mojego komentarza z artykułu "Jedzenie ze śmietnika" na agepo.pl. Mimo prowokacyjnego tytułu rzecz jest o marnowaniu żywności oraz ewentualnej możliwości jej wykorzystania do karmienia zwierząt gospodarskich (co jest nielegalne wedle prawa UE, jeśli zwierzęta mają iść na sprzedaż). Artykuł oczywiście polecam.
PRL
W dyskusji padła kwestia cukru i mąki marnowanej za komuny. Otóż 20-30 lat temu nawet zepsuta mąka także szła dla świń, od biedy na kompost, cukier „nieświeży” o ile dał się jeszcze sfermentować szedł do kadzi na bimber. Za komuny nie marnowało się prawie nic, pamiętam obierki od ziemniaków były nawet wartościowym towarem, a przez „szacunek dla chleba”, który obecnie zanikł mieszczuchy które nie miały nikogo na wsi i tak wykładały „suchy chleb dla konia” do kartonu na klatce schodowej.
Ja się za tej komuny wychowałem i dla mnie nienormalnością i dziwactwem jest marnowanie żywności, które ma miejsce teraz, zrozumiane, że sam staram się jej nie marnować w miarę możliwości. W sumie za komuny prawie nie było pojęcia „odpad” recycling był na poziomie maksymalnym – to wraca powoli - nie tyle za sprawą eko-regulacji, co po prostu PeakOil i kryzysu.
Czasy współczesne
Już teraz kiedy ja tu klepie w klawisze, pod osłoną nocy kilkunastu kolesi na rowerkach z przyczepkami i hakami do rozrywania worków krąży po u mnie osiedlu i wybiera co się da wykorzystać, głównie metale, puszki, opał – lada chwila ci kolesie zaczną też wybierać resztki dla kur, świń…
O wilku mowa! Przed chwilą, w czasie reedycji tego artykułu wyjrzałem pod biurowy śmietnik. Koleś na naprawdę przyzwoitym rowerku, z przyczepką pełną złomu, lustrował nasze zasoby.
Z resztą worek ze starym chlebem, przestarzałe produkty, itp. znikają też… więc może już ten kryzys? Kiedy remontowałem mieszkanie w czasie urlopu robiłem autentycznie zakłady o piwo z robotnikami w jakim czasie dany przedmiot wyniesiony pod śmietnik zniknie – szybko szło – zakłady było o terminy do 1h – raz zdarzyło się, że nie zdążyliśmy donieść na śmietnik starej, podniszczonej wanny – po kilkunastu metrach podbiegła kobieta z prośbą aby położyć na ziemi i ona już dzwoniła po męża z komórki.
Wredna żona i recykling
Jeśli chodzi o te żony to mam historię autentyczną! Pewnego razu mój ojciec patrzy i oczom nie wierzy. Kolega z dawnych lat, tzw. bogaty emeryt, zapyla rowerkiem z przyczepką pełną puszek i złomu.
- Stasiu, co się stało, przecież masz emeryturkę wyższą niż ja!?
- A nic mi nie mów... żona... wredne babsko!
- Jakieś problemy, rozstaliście się? Czy co?
- Nieeee, ale całą emeryturę zabiera, na piwko i papierosy jak chcę, muszę sam zarobić, żona nie da i tyle... eeee.... weź chłopie nic nie mów...
PRL
W dyskusji padła kwestia cukru i mąki marnowanej za komuny. Otóż 20-30 lat temu nawet zepsuta mąka także szła dla świń, od biedy na kompost, cukier „nieświeży” o ile dał się jeszcze sfermentować szedł do kadzi na bimber. Za komuny nie marnowało się prawie nic, pamiętam obierki od ziemniaków były nawet wartościowym towarem, a przez „szacunek dla chleba”, który obecnie zanikł mieszczuchy które nie miały nikogo na wsi i tak wykładały „suchy chleb dla konia” do kartonu na klatce schodowej.
Ja się za tej komuny wychowałem i dla mnie nienormalnością i dziwactwem jest marnowanie żywności, które ma miejsce teraz, zrozumiane, że sam staram się jej nie marnować w miarę możliwości. W sumie za komuny prawie nie było pojęcia „odpad” recycling był na poziomie maksymalnym – to wraca powoli - nie tyle za sprawą eko-regulacji, co po prostu PeakOil i kryzysu.
Czasy współczesne
Już teraz kiedy ja tu klepie w klawisze, pod osłoną nocy kilkunastu kolesi na rowerkach z przyczepkami i hakami do rozrywania worków krąży po u mnie osiedlu i wybiera co się da wykorzystać, głównie metale, puszki, opał – lada chwila ci kolesie zaczną też wybierać resztki dla kur, świń…
O wilku mowa! Przed chwilą, w czasie reedycji tego artykułu wyjrzałem pod biurowy śmietnik. Koleś na naprawdę przyzwoitym rowerku, z przyczepką pełną złomu, lustrował nasze zasoby.
Z resztą worek ze starym chlebem, przestarzałe produkty, itp. znikają też… więc może już ten kryzys? Kiedy remontowałem mieszkanie w czasie urlopu robiłem autentycznie zakłady o piwo z robotnikami w jakim czasie dany przedmiot wyniesiony pod śmietnik zniknie – szybko szło – zakłady było o terminy do 1h – raz zdarzyło się, że nie zdążyliśmy donieść na śmietnik starej, podniszczonej wanny – po kilkunastu metrach podbiegła kobieta z prośbą aby położyć na ziemi i ona już dzwoniła po męża z komórki.
Wredna żona i recykling
Jeśli chodzi o te żony to mam historię autentyczną! Pewnego razu mój ojciec patrzy i oczom nie wierzy. Kolega z dawnych lat, tzw. bogaty emeryt, zapyla rowerkiem z przyczepką pełną puszek i złomu.
- Stasiu, co się stało, przecież masz emeryturkę wyższą niż ja!?
- A nic mi nie mów... żona... wredne babsko!
- Jakieś problemy, rozstaliście się? Czy co?
- Nieeee, ale całą emeryturę zabiera, na piwko i papierosy jak chcę, muszę sam zarobić, żona nie da i tyle... eeee.... weź chłopie nic nie mów...