Powiedzmy sobie szczerze, perfekcyjnie nie jest, to co dzieje się z walutami, itp. nie napawa wielkim optymizmem, jeśli ktoś się tu zadłużył w walutach obcych - współczucia (ale ja nie kazałem wam dużo ryzykować dla mniejszych odsetek, więc żal tylko do siebie). Ale co się nasłucham w otoczeniu - kryzys, kryzys, kryzyyyys - to moje. Powiem szczerze, więcej mnie męczy to nieustanne pitolenie na około niż moje straty na giełdzie (relatywnie nieduże), wyższa cena paliwa, albo jakiekolwiek inne aspekty kryzysu. Zamiast ulegać psychozie - lepiej popatrz sobie na pozytywne obrazki. Powiem tak, gdyby nie wysłuchiwanie pitolenia, gdyby nie doomerstwo, czy masowa pro-kryzysowa psychomanipulacja w mediach - w ogóle nie wiedziałbym, że jest kryzys. Ot, okres gorszej koniunktury - bo to pierwszy i ostatni? Co więcej najwięcej pitolenia w otoczeniu słyszę od ludzi dobrze sytuowanych, niektórym z nich powodzi się lepiej niż kiedykolwiek, niektórzy mają całkiem fajne perspektywy na przyszłość...