Kryzys czy masowa histeria?
Powiedzmy sobie szczerze, perfekcyjnie nie jest, to co dzieje się z walutami, itp. nie napawa wielkim optymizmem, jeśli ktoś się tu zadłużył w walutach obcych - współczucia (ale ja nie kazałem wam dużo ryzykować dla mniejszych odsetek, więc żal tylko do siebie).
Ale co się nasłucham w otoczeniu - kryzys, kryzys, kryzyyyys - to moje. Powiem szczerze, więcej mnie męczy to nieustanne pitolenie na około niż moje straty na giełdzie (relatywnie nieduże), wyższa cena paliwa, albo jakiekolwiek inne aspekty kryzysu.
Zamiast ulegać psychozie - lepiej popatrz sobie na pozytywne obrazki.
Powiem tak, gdyby nie wysłuchiwanie pitolenia, gdyby nie doomerstwo, czy masowa pro-kryzysowa psychomanipulacja w mediach - w ogóle nie wiedziałbym, że jest kryzys. Ot, okres gorszej koniunktury - bo to pierwszy i ostatni?
Co więcej najwięcej pitolenia w otoczeniu słyszę od ludzi dobrze sytuowanych, niektórym z nich powodzi się lepiej niż kiedykolwiek, niektórzy mają całkiem fajne perspektywy na przyszłość, jednak: "nieeee..., jest źle, przyszłość jest nieciekawa, co to będzie..., masakra...."
Co chcę tu powiedzieć: Nie da się zaprzeczać faktom, zatem trzeba działać, trzeba podejmować działania ku ochronie naszego kapitału, trzeba inwestować w siebie, itp. - rozsądnie - bez szaleństw, bez paniki - depresje i kryzysy mają to do siebie, że przychodzą i odchodzą, czasem jednak bardziej trwale zmieniają układ biznesowy i tu co sprytniejsi mogą znaleźć swoją niszę i się dobrze urządzić.
Zatem - działajmy, przynajmniej na tyle na ile dotąd narzekaliśmy i lamentowaliśmy. Szczególnie wy drodzy Panowie - nie lamentujcie więcej: "kryyyyyzys, kryyyyyzys, ojojoj" - bo męsko to nie wygląda - zamiast tego pokażcie, że macie jaja - i działajcie!
Ale co się nasłucham w otoczeniu - kryzys, kryzys, kryzyyyys - to moje. Powiem szczerze, więcej mnie męczy to nieustanne pitolenie na około niż moje straty na giełdzie (relatywnie nieduże), wyższa cena paliwa, albo jakiekolwiek inne aspekty kryzysu.
Zamiast ulegać psychozie - lepiej popatrz sobie na pozytywne obrazki.
Powiem tak, gdyby nie wysłuchiwanie pitolenia, gdyby nie doomerstwo, czy masowa pro-kryzysowa psychomanipulacja w mediach - w ogóle nie wiedziałbym, że jest kryzys. Ot, okres gorszej koniunktury - bo to pierwszy i ostatni?
Co więcej najwięcej pitolenia w otoczeniu słyszę od ludzi dobrze sytuowanych, niektórym z nich powodzi się lepiej niż kiedykolwiek, niektórzy mają całkiem fajne perspektywy na przyszłość, jednak: "nieeee..., jest źle, przyszłość jest nieciekawa, co to będzie..., masakra...."
Co chcę tu powiedzieć: Nie da się zaprzeczać faktom, zatem trzeba działać, trzeba podejmować działania ku ochronie naszego kapitału, trzeba inwestować w siebie, itp. - rozsądnie - bez szaleństw, bez paniki - depresje i kryzysy mają to do siebie, że przychodzą i odchodzą, czasem jednak bardziej trwale zmieniają układ biznesowy i tu co sprytniejsi mogą znaleźć swoją niszę i się dobrze urządzić.
Zatem - działajmy, przynajmniej na tyle na ile dotąd narzekaliśmy i lamentowaliśmy. Szczególnie wy drodzy Panowie - nie lamentujcie więcej: "kryyyyyzys, kryyyyyzys, ojojoj" - bo męsko to nie wygląda - zamiast tego pokażcie, że macie jaja - i działajcie!
Nie widzę coś kryzysu, szczególnie teraz, kiedy nie można dopchać się do sklepu, tyle tam ludzi. Moim zdaniem kryzys to ściema, aby ludzi bardziej wycyckać z pieniędzy. Zauważyliście, że od kiedy mówi się o kryzysie, to cały czas jesteśmy nękani podwyżkami, a to akcyz, a to towarów, etc... Wszystko jest rzekomo winą kryzysu. Dla mnie to bujda na kółkach. Im tylko chodzi o naszą kasę.
OdpowiedzUsuńnie da się ukryć, że tzw. kryzys to wielki skok na naszą kasę
OdpowiedzUsuńA tak z innej perspektywy... kryzys, to my mieliśmy w latach 80-tych. Puste półki, nie było co jeść, ludzie głodowali i kombinowali. To był kryzys, a nie te durnowate manipulacje naszymi finansami.
OdpowiedzUsuńJestem trochę wkurzona, bo dziś usiłowałam zrobić zakupy na święta. Nie dość, że tłok (ludzie chyba nie słyszeli o kryzysie) to karp z naszych polskich zamulonych stawów kosztuje tyle samo, co dziki łosoś norweski gdzieś z północnego morza, czy jeszcze skądś dalej. Czy to jest normalne, aby karp kosztował prawie 30 zł za kilo?
To nie jest normalne. My dzisiaj zwątpiliśmy w supermarkecie. W efekcie nabyliśmy mięso z uboju i peklujemy - będziemy sami wędzić. Kupiliśmy od znajomego, z ekologicznego gospodarstwa wędliny z wołowiny ( pyszne!). We wtorek kupuję ryby bezposrednio od rybaków. Warzywa swoje i od sąsiadki ( na wymianę). I robimy święta ekologiczno-wiejskie. I - przepraszam za wyrażenie - chrzanię duże sklepy i ciągłe podwyżki!
OdpowiedzUsuńAnia i Wojtek, popieram 100%
OdpowiedzUsuńRiannon, masz rację co do lat 80-tych.
NIESTETY mylisz sie-kryzys(szczegolnie w PL)to sie dopiero zaczyna.Rok 2012 a szczegolnie 2013 cofnie Polske w rozwoju o 20 lat.Ale nie sprzeczajmy sie bo kazdy ma swoje zdanie-czas pokaze wiec wrocimy do tej dyskusji za jakis rok i wierz mi sie-CHCE cie mylic i jesli sie myle to sam to opije ale raczej nic z tego
OdpowiedzUsuń1) kryzys jest tyle ze na razie w swiecie wirtualnym dlatego niedosiega zwyklych Kowalskich
OdpowiedzUsuńPozatym uchronilo nas to ze mamy wlasnie PLN-y
2) Karp na Kujawach (matka dzwonila) po 15zl/kilo a drogi z tego powodu ze w tym roku zlapal jakies chorubsko i go troche przetrzebilo
@Piotr34
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że kryzys nadejdzie, ale nie przesadzaj z jego wielkością. Nie cofnie nas o 20 lat, tylko góra o 3lata, jak to było 2 lata temu w republikach bałtyckich. Przed większym tąpnięciem uratują nas ciągle rosnące inwestycje, słaba złotówka, spadający dług w relacji do PKB. W dłuższej perspektywie zbawienna natomiast dla Polski okaże się eksploatacja gazu łupkowego.
Uważam, że tąpnięcie jest nieuniknione (spadek PKB jak na Łotwie będzie bolesny), ale przyszłość naszego kraju raczej świetlista.
@Artur
OdpowiedzUsuńMam nadzieje iz masz racje.Duzo zalezy jak sie sytuacja w strefie euro rozwinie.
20 lat, heh
OdpowiedzUsuńnagle ludzie w PL przestaną mieć swoje wybujałe potrzeby, nagle ludzie porezygnują z netu, konsumpcji, zabaw, zakupów, ciuchów... domy wyburzą? I ten cały biznes i konsumpcję kto będzie obsługiwał? Krasnoludki?
A jak na razie w PL jest dobrobyt, teraz,
ludzie wywalają chleb i żarcie do śmietnika.
Mamy kryzys wirtualny, jeśli ktoś utopił większą ilość kasy w giełdzie - może sobie popłakać i poodoomersować na blogach, ot i koniec.
Ja oczywiście popiszę na temat zabezpieczenia się, aby nie było. Jakieś chwilowe jazdy w stylu argentyńskim mogą być - szczególnie mogą wycyckać posiadaczy 'papierowego złota', itp.
nagle ludzie w PL przestaną mieć swoje wybujałe potrzeby, nagle ludzie porezygnują z netu, konsumpcji, zabaw, zakupów, ciuchów... domy wyburzą? I ten cały biznes i konsumpcję kto będzie obsługiwał? Krasnoludki?
OdpowiedzUsuńJest wiele możliwych pesymistycznych scenariuszy.
Np. Tusk z Rostowskim nie zapanują nad długiem publicznym, wywoła to wysoką inflację (np. jak na Białorusi) i mimo że Polacy będą mieli wybujałe potrzeby, niewiele za swoje papierki kupią. Do tego spłacający kredyty walutowe przestaliby je spłacać, co zrujnowałoby sektor finansowy i deweloperów ciągnąc w dół resztki gospodarki.
Może też spaść konsumpcja w Reichu, przez co polscy eksporterzy padną. Zamknięcie rynku Rosji, Białorusi i Ukrainy też jest z wielu przyczyn możliwe.
IMO aż tak źle nie będzie, ale trochę w kość dostaniemy. Obyśmy kryzys wykorzystali jak Estończycy czy Islandczycy, a nie dobili się nim jak Węgrzy.
OdpowiedzUsuńArtur - gaz łupkowy to nie wszystko w górnictwie. Mają otworzyć ponownie stare zagłębie miedziowe (Bolesławiec-Złotoryja), złoże legnickie (węgiel brunatny). Właściwie to pewniak.
OdpowiedzUsuńofftop: marketingowcy chyba czytają tego bloga - zamienili głos murzynowi z reklam oldspajsa
OdpowiedzUsuńJak widzę rozpęd z gazem łupkowym to mnie ściska. Na razie na skalę liczącą się wydobywają go Amerykanie i to tylko dlatego że dopłacają do wydobycia (a dopłacają bo właścicielami pośrednimi kopalni są banki które mają tyle papierów FED'u że mogą sobie takie dopłaty wymusić). U nas ostatnio się okazało że około 30% złóż jest pod terenami chronionymi i nie można ich (wg. obecnego prawa) ruszyć. Nie wspominajmy już o czymś tak marginalnym jak protesty Rosji, Niemiec i Francji.
OdpowiedzUsuńCo do lat 80'tych. Nie wiem kto miał kryzys ale jako dzieciak ze wsi pamiętam że jadłem lepiej niż teraz. Teraz aby utrzymać poziom sprzed kilku lat musiał bym dorabiać i to sporo, a z tym też jest już różnie.
Co zaś się tyczy walut. Koszt kredytu w frankach przy kursie 4,60 jest równy temu samemu kredytowi w złotówkach. Więc jak dla mnie to Ci ludzie nie tracą tylko nie zyskują. Dodatkowo od osób starających się o takie kredyty wymagano zarobków o 30 - 50% większych niż przy złotówkach. Na biednych nie trafiło.
Bo problemem w kryzysie są właśnie biedni. Dużo ludzi mówi mi że dopóki będą mieli na chleb i smarowanie do niego nie będzie najgorzej. Tyle że nikt nie liczy się z olewanymi przez wszystkich raportami na temat ubóstwa w Polsce. Gdy my będziemy jedli chlebek z masłem spora część głodnego kraju może się zdeczko zdenerwować i ruszyć na "paniska".
Ubóstwo w PL jest takie, że jak trzeba znaleźć człowieka do roboty - nie ma jak, o czym już kilka razy pisałem.
OdpowiedzUsuńNie tylko ja z resztą - np. ojciec podjeżdża pod sklep - gdzie koczuje lokalna "biedota" i pyta kto chce zarobić na ogrodzie, "może ty Heniu masz czas?" pyta bezrobotnego syna znajomego gospodarza "nieeee... nie mam czasu".
W dalekiej rodzinie jest też taki "bezrobotny" i ubogi - w pierwszej chwili się odzywa w człowieku litość - może pomóc? - tylko jak policzyliśmy na używki (papierosy, piwo, imprezy) sam jeden wydaje kilka razy więcej niż ja oraz mój ojciec razem wzięci, i na głodnego nie wygląda.
"Ubóstwo w PL jest takie, że jak trzeba znaleźć człowieka do roboty - nie ma jak, o czym już kilka razy pisałem."
OdpowiedzUsuńTeż to przerabiałem wiele razy. ;)
"tylko jak policzyliśmy na używki (papierosy, piwo, imprezy) sam jeden wydaje"
No właśnie, to jest ciekawa sprawa, im ktoś biedniejszy tym mniej liczy się z pieniędzmi. Mi by szkoda było wydać na paczkę papierosów ponad 10zł dzień w dzień, choć nie najgorzej zarabiam.
Ciekawe czy jak by tym ludziom odciąć źródełko w postaci MOPS-u rzuciliby palenie czy też paliliby dalej kosztem np. jedzenia dla dzieci?
@Tombula
OdpowiedzUsuńJa w latach 80-tych byłam dzieckiem w wielkomiejskim blokowisku, bez krewnych za żelazną kurtytną, co by paczki słali i z dumnymi rodzicami, którzy nie wyciągali ręki po paczki z kościoła, zawsze sądząc, że ktoś jet bardziej potrzebujący. Wszyscy, którzy mieszkali w miastach i nie mieli bezpośredniego kontaktu ze świnką, czy kurką, mieli naprawdę poważny problem. Tak gdzieś z połowa Polski. I co? Przetrwaliśmy to, daliśmy sobie wszyscy radę.
Admin ma rację, co to za kryzys, kiedy ludzie wyrzucają jedzenie do śmietnika? Pamiętając smutne, szare i głodne lata wczesnego dzieciństwa (do dziś banan i pomarańcz smakują dla mnie, jak niebiańska ambrozja, mimo że mogę je kupić w każdej chwili) tę obecną histerię pod tytułem "kryzys" uważam za mocno nie na miejscu.
Co do tego palenia przez biedotę - ja wiem co to znaczy chęć sięgnięcia po papierosa - to bardzo silne uzależnienie i nie winię kogoś za nieumiejętność rzucenia - tu trzeba silnego charakteru, który nie każdy ma.
OdpowiedzUsuńJednak jakoś nie widzę, aby ci biedniejsi kupowali tytoń na skręty - jestem w sklepiku obok w każdej przerwie w pracy i obserwuję (jogurt pitny, sok owocowy..., baton zbożowy...)
A więc: nawet kupując legalny tytoń do skrętów można radykalnie obciąć wydatki na palenie, nie mówiąc już o worku tytoniu kupionego "poza oficjalnym obiegiem".
co do komuny:
Rzeczywiście bez rodziny na wsi było ciężko. My na szczęście mieliśmy dziadków na skraju miasteczka - taka pół-wieś prawie - i to za komuny było eldorado - styk wsi, gdzie była żywność i miasta, gdzie były 'miejskie sprawy' - i zawsze się coś załatwiło.
Na przedmieściu miasteczka nie było problemu, nawet jak mieszkaniec bloku chciał postawić kurnik koło komórek, lub klatki z królikami (zamykane oczywiście na solidne kłódki i łańcuchy).
aha, jak ktoś chciał zaorać kawałek trawnika pod oknem w bloku na ogródek - po prostu się grodził i robił ogródek warzywny
OdpowiedzUsuńMnie we wszystkich kryzysach, problemach ekonomicznych i cały tym systemie śmieszy najbardziej to, że człowiek sam stworzył potwora nad którym nie potrafi zapanować, gdzie decyzja jednego człowieka ma mieć wpływ na życie milionów, a tajfun w Tajlandii ma wpływ na cenę polskiego zboża.
OdpowiedzUsuńJakoś przestałem się martwić problemami finansowymi świata i w tej kwestii patrzę na koniec własnego nosa - będę miał co do gara włożyć - nie ma kryzysu, nie mam co włożyć do gara - jest kryzys. A to co się dzieje na świecie to ani hossy ani bessy, tylko po prostu zmieniające się warunki życia.
Na koniec może krótkie muzyczne, przerywniki tematyczne:
Lao Che - Wielki kryzys
Łona - Biznesmen
Jak ja rozumiem kryzys? Myślę że tu bardziej chodzi o to przestrzeganie i trąbienie że nadchodzi prawdziwy krach, a nie że już jest masakra, przynajmniej w Polsce. I tą powtarzaną mantrę (od miesięcy a nawet lat) – przez tych którzy uważają że rzeczywisty kryzys to dopiero nadejdzie, jeśli się nie podejmie odpowiednich kroków, traktuje się jak niepotrzebne bicie piany no bo, przecież kryzysu nie ma!, co też oni z tym kryzysem oszołomy jak nawiedzeni piep… w marketach wózków brakuje na zakupy a tu straszą hehehe!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że kryzys jak i wychodzenie z niego to proces dłuuugo falowy, z stąd patrzenie w przyszłość oraz wczesne ostrzeganie przez niektórych ludzi – o dziwo nie za specjalnie upolitycznionych, ekspertów spoza układów
RO - tak mi się fajnie w tych sprawach fantazjowało że tym razem tu tylko część komentarza reszta na blogu ;)
Jakos tak sie zlozylo, ze nie odczulam kryzysu, a wrecz na nim skorzystalam. Wynajelam taniej mieszkanie, bo byla nadpodaz na rynku, zmienialam prace z etatu na freelance i zarabiam wiecej. Zainwestowalam na gieldzie w dolku i zyskalam potem na wzrostach.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze nie pogorszy mi sie i bede dalej prosperowac. Oczywiscie odkladam gotowke na gorsze czasy, zeby potem nie bylo zdziwienia jak bedzie jakis problem z praca.
Jesli ktos nie mial oszczednosci i byl przyzwyczajony do zycia na kredyt, to zwolnienie z pracy moglo byc naprawde bolesne. Ja zawsze staram sie miec cos na czarna godzine i wierze, ze poradze sobie nawet w najmniej sprzyjajacych warunkach.