"Nie bierz d**y z tej samej grupy." - oszczędzanie nerwów w relacjach z kobietami.

Na wstępie czytelnikom oburzonym tytułem wyjaśniam - osobiście unikam wyrażania się o kobiecie per "d**a" - nawet prywatnie, w męskim gronie, przy kuflu czegoś złocistego i aromatycznego, gdzie takie słowa padają - co prawda polityczną poprawność mam w "głębokim poważaniu", ale akurat są ciekawsze określenia na dziewczynę, która się człowiekowi podoba, więc czemu z nich nie skorzystać?


Tak czy inaczej znane studenckie przysłowie, które za moich czasów na uczelni starsze roczniki klepały jak mantrę brzmi właśnie: "Nie bierz d**y z tej samej grupy." i na tym się skupimy.

Najprostszym tłumaczeniem tego przysłowia, z którym się spotkałem, jest to, że związki rówieśnicze są przerąbane i przynoszą kupę kłopotów, frustracji i nerwów, a wzięcie sobie dziewczyny z tej samej uczelni, z tego samego/analogicznego kierunku, a w szczególności z tej samej grupy to pomysł w gruncie rzeczy szczególnie głupi.

Z perspektywy czasu i obserwacji wielu związków widzę, że co prawda swój ciągnie do swojego (czy raczej swojej w tym przypadku), jednak w gruncie rzeczy zgodzę się z przysłowiem. Przestrzeganie go oszczędzi kupę nerwów w przyszłym związku, a może i zapobiegnie rozpadowi potencjalnego przyszłego związku w przyszłości.

Głównym powodem kłopotów jest to, że statystyczna dziewczyna/kobieta po wstępnym zauroczeniu nie widzi w rówieśniku niczego w gruncie rzeczy atrakcyjnego. Rówieśnik rzadko ma pozycję społeczną, materialną i zawodową wyższą niż partnerka - jest często w tym samym wieku, więc raczej nie góruje nad nią mądrością i doświadczeniem życiowym. Mężczyźni ponadto dojrzewają psychicznie zawsze później niż kobiety, więc w stosunku do rówieśniczek są do tyłu.


Dziewczynie na studiach tyka także "zegar biologiczny" i ona chce często już stabilizacji i ustawienia się, natomiast rówieśnik - młody mężczyzna, jest jednak często jeszcze zbyt młody, aby mieć szansę na ugruntowanie swojej pozycji zawodowej i finansowej oraz odpowiednią akumulację kapitału.

Chłopak w tym samym wieku na często inne cele, niekoniecznie zbyt kompatybilne z celami wybranki "z tej samej grupy". To wszystko może być w jakiś sposób maskowane wspólnotą zainteresowań, pasji zawodowych, nieustannym poczuciem bliskości i wsparcia osoby która jest z nami "w grupie" ale... czy nie od tego są przyjaciele/przyjaciółki? A my tu mówimy o związku kobiety i mężczyzny.

Fakt faktem, że przeciętna kobieta chcę mężczyzny, który jest wobec niej wyżej w hierarchii - finansowo, wiekowo, społecznie. I co by nie powiedzieć - zawsze wyjdzie podobny wniosek: przysłowie, jakkolwiek głupio sformułowane, jest jednak trafne.

P.S. Osobom zainteresowanym tematem polecam także artykuł o ZDRADZIE W ZWIĄZKU K-M.

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Oszczędny przepis: serca drobiowe dla smakoszy

Co zrobić jeśli Kobieta w domu nieustannie narzeka, że mało zarabiasz?