Przeprowadzka na wieś - następne przemyślenia.
Z ostatniego posta (tutaj), jak i waszych komentarzy na dawniejszych wpisach na blogu wyłania się coraz ciekawszy obraz przeprowadzki na wieś. Także zapraszam do dalszego komentowania, a tymczasem kilka kolejnych przemyśleń.
Transport i komunikacja
To jest problem. Na wsi na której często pomieszkiwałem był przystanek PKS i co najmniej kilka autobusów dziennie w obie strony. W miarę łatwy dojazd do miasteczka. Dało się nawet wcześnie rano wyjechać do dużego miasta 100km dalej i wrócić wieczorem. Jednak jak na warunki wiejskie to był luksus. Bywałem na wakacjach w miejscach, gdzie co prawda słyszano taki skrót jak PKS, ale lokowano to mentalnie gdzieś w okolicach USA, FBI oraz UFO. Kiedy dorobiłem się samochodu - problem komunikacji zniknął (ale co jeśli nagle popsuje się samochód!?). Te sprawy należy przed wyprowadzką na wieś dobrze przemyśleć.
Psychologia i mentalność
Koleżanka w komentarzach pisze: "...nie wywyższam się, nie okazuję pogardy dla miejscowych, jestem miła, uprzejma i pomocna, ale się nie spoufalam..." Nie dla wszystkich mieszczuchów taka reguła - z która się zgadzam - jest oczywista. Widziałem nie jednego mieszczucha popełniającego błędy w kontaktach z miejscowymi, za czym szły konflikty i niemiłe konsekwencje. W dużym mieście możemy być szpanerami, megalomanami, zarozumialcami i jakoś da się żyć - z takim podejściem na wsi trudniej.
Kolejna sprawa jest taka, że są naprawdę różne wsie. Różne regiony kraju. Różne mentalności regionalne. Na obcość miastowy-miejscowy mogą nałożyć się także relacje typu Ślązak-Warszawiak, Wielkopolanin-Kresowiak, itp. i wtedy bywa wesoło.
W tym samym rejonie mogą być obok siebie dwie wsie, zupełnie różne "mentalnościowo", a nawet wojujące ze sobą. Jedna wieś dajmy na to będzie "poPGRowska", a druga "gospodarska", jedna zasiedlona 4 pokolenia temu przez repatriantów spod Lwowa, a druga, sąsiednia przez osiedleńców z Wielkopolski.
Mozaika relacji bywa ciekawa (ale nie zawsze wesoła).
Naciągane wyobrażania miastowych.
Choćby to: "...jest wspaniale uwielbiam tam jechać, wyłączyć się i nie myśleć o mieście, biegać na boso..." Jasne, biegać na boso na wsi - pewnie do chwili, aż sobie miastowa naiwniaczka nie przebije stopy pordzewiałym gwoździem, szkłem, starym drutem kolczastym, którego resztki rzucił ktoś w trawę!
Zwierzęta robią kupy, o czym zapomina miastowy. Na wsi, wśród zabudowań, gdzie jeszcze są w użytku chlewy i obory, w piękne letnie dni po prostu śmierdzi, kiszonka i gnojowica capi tak, że powietrze można kroić.
Jedni ludzie kupili sobie działkę budowlaną na wsi. Kupili ją w zimie, urlopy, ferie. Chlewiki i obórki były raczej zamknięte, wiatr raczej północny.
Wielkie zdziwienie i szok przyszły na wiosnę, kiedy chlewy były otwarte na oścież, a wiatr tym razem wiał raczej z zachodu. Od zabudowań... :P
Na wsi jednak nie żyje się "identycznie jak w mieście tylko z większym ogródkiem":),
Transport i komunikacja
To jest problem. Na wsi na której często pomieszkiwałem był przystanek PKS i co najmniej kilka autobusów dziennie w obie strony. W miarę łatwy dojazd do miasteczka. Dało się nawet wcześnie rano wyjechać do dużego miasta 100km dalej i wrócić wieczorem. Jednak jak na warunki wiejskie to był luksus. Bywałem na wakacjach w miejscach, gdzie co prawda słyszano taki skrót jak PKS, ale lokowano to mentalnie gdzieś w okolicach USA, FBI oraz UFO. Kiedy dorobiłem się samochodu - problem komunikacji zniknął (ale co jeśli nagle popsuje się samochód!?). Te sprawy należy przed wyprowadzką na wieś dobrze przemyśleć.
Psychologia i mentalność
Koleżanka w komentarzach pisze: "...nie wywyższam się, nie okazuję pogardy dla miejscowych, jestem miła, uprzejma i pomocna, ale się nie spoufalam..." Nie dla wszystkich mieszczuchów taka reguła - z która się zgadzam - jest oczywista. Widziałem nie jednego mieszczucha popełniającego błędy w kontaktach z miejscowymi, za czym szły konflikty i niemiłe konsekwencje. W dużym mieście możemy być szpanerami, megalomanami, zarozumialcami i jakoś da się żyć - z takim podejściem na wsi trudniej.
Kolejna sprawa jest taka, że są naprawdę różne wsie. Różne regiony kraju. Różne mentalności regionalne. Na obcość miastowy-miejscowy mogą nałożyć się także relacje typu Ślązak-Warszawiak, Wielkopolanin-Kresowiak, itp. i wtedy bywa wesoło.
W tym samym rejonie mogą być obok siebie dwie wsie, zupełnie różne "mentalnościowo", a nawet wojujące ze sobą. Jedna wieś dajmy na to będzie "poPGRowska", a druga "gospodarska", jedna zasiedlona 4 pokolenia temu przez repatriantów spod Lwowa, a druga, sąsiednia przez osiedleńców z Wielkopolski.
Mozaika relacji bywa ciekawa (ale nie zawsze wesoła).
Naciągane wyobrażania miastowych.
Choćby to: "...jest wspaniale uwielbiam tam jechać, wyłączyć się i nie myśleć o mieście, biegać na boso..." Jasne, biegać na boso na wsi - pewnie do chwili, aż sobie miastowa naiwniaczka nie przebije stopy pordzewiałym gwoździem, szkłem, starym drutem kolczastym, którego resztki rzucił ktoś w trawę!
Zwierzęta robią kupy, o czym zapomina miastowy. Na wsi, wśród zabudowań, gdzie jeszcze są w użytku chlewy i obory, w piękne letnie dni po prostu śmierdzi, kiszonka i gnojowica capi tak, że powietrze można kroić.
Jedni ludzie kupili sobie działkę budowlaną na wsi. Kupili ją w zimie, urlopy, ferie. Chlewiki i obórki były raczej zamknięte, wiatr raczej północny.
Wielkie zdziwienie i szok przyszły na wiosnę, kiedy chlewy były otwarte na oścież, a wiatr tym razem wiał raczej z zachodu. Od zabudowań... :P
Na wsi jednak nie żyje się "identycznie jak w mieście tylko z większym ogródkiem":),