Zarobki w Polsce... i nie tylko.
Biedny kolega.
Jakiś czas temu rozmawiam z dawnym kolegą ze studiów.
- Jak leci kolego? - Pytam.
- No wiesz, nieciekawie, ogólnie słabo...
- Interesy???
- No nic mi nie mów, masakra, jeszcze trzy miesiące jak od początku roku i plajtuję, koniec. - Kolega odpowiada ze strapioną miną.
- Hmm... no to współczuję, u mnie średnio, ale tak aż źle nie jest... - Rozmowa jakoś się ciągnie dalej.
Po jakimś czasie, kilka miesięcy, nie wiem dokładnie, mam do kolegi interes. Zapowiadam się z przyjazdem do Poznania. Kolega odpowiada.
- Ale wiesz... już nie mieszkam na JJJJJ.
- Gdzie teraz?
- No, bliżej centrum, na nowym osiedlu na WWWWW.
Zajeżdżam, a tu wypasione nowe mieszkanie na osiedlu deweloperskim, co ja mówię - właściwie dwa mieszkania połączone w jedno!
- No wiesz, bo developer dała taką zniżkę że nie szlo odmówić, z resztą przyda się, bo jak teściowa przyjedzie, albo goście....
Polska... nasza ojczyzna... kraj pięknych kobiet i zielona wyspa Europy.
Syndrom polski
I tak to generalnie z tego co widzę jest w Polsce, ludzie wiecznie narzekają, kwiczą, płaczą, kryzys i na chleb nie ma. Ale żyją generalnie ponad stan. Drogie futrzaczki moje, co "maczetami wymachujecie" i kryzysem na blogach straszycie, spójrzcie prawdzie w oczy. Ten doomerski kryzys w Polsce polega na tym, że nie jeździmy nowym Mercedesem, a co najwyżej Skodą czy Dacią, która nie pocinamy nie wiadomo ile, bo paliwo podrożało a policja częściej łapie (ale pupa dalej wygodnie wożona, więc nie ma dramatu!).
Młodzi wykształceni.
Bo młodzi wykształceni pracy nie mają i zarobki głodowe. Hah! Jak pisałem w komentarzach, w Polsce problem jest taki, że jak delikwent dostanie magistra to jak kalectwo, bo taki już nie pójdzie do pracy fizycznej/ogrodniczej/"na fuchy", gdzie nie raz brak rąk do pracy. Taki się nie schyli do roboty, kamyczka już nie podniesie.
Ale będzie narzekał na bezrobocie, pisał na forach eseje o kryzysie i wszem i wobec ogłaszał, że nie ma pracy (tj. brak opierdalackiej i symulowanej pracy za biurkiem z non stop otwartym Skype i GG na biurowym kompie)!!!
Dawno i nieprawda.
Owszem, ja pamiętam sytuację na rynku pracy około roku 2000 kiedy ja na niego coraz śmielej wchodziłem (de facto dorabiałem sobie już od 1 klasy liceum), wtedy bywało ciężko, jednak teraz wydaje mi się, że raczej z racji nieopierzenia - totalnego braku doświadczenia i rozeznania w większym mieście, gdzie się przeprowadziłem z sielankowej prowincji. Ale ile można pisać o sytuacji obecnej przez pryzmat dawnych czasów?
Ale w tej ciemnej dolinie bezrobocia, w której być może niektórzy się znajdują (albo im się tak wydaje) gdzieniegdzie można usłyszeć głos... Nie szukaj pracy! Szukaj zleceń!... posłuchać tego głosu... i sięgnąć wreszcie po kasę, która leży na ziemi (schylić się, aż tak nie boli, przerobiłem to).
P.S. Sprzątaczek w firmie dalej nie mam, znajome znajomych się jednak nie skusiły (to znaczy chcą, ale niby wiecznie coś wypada...), mimo stawki za 1h wstępnie kilkukrotnie wyższej niż tam gdzie pracują (sprzątają!) obecnie, zapewnienia przeze mnie środków czystości, odkurzacza, itp. To samo jest ze znalezieniem chętnego do koszenia ogrodu (wiosna idzie!), pomalowania sufitu, itp. Kryzys, kurna, ojejku kryzys mamy w Polsce!!!
Jakiś czas temu rozmawiam z dawnym kolegą ze studiów.
- Jak leci kolego? - Pytam.
- No wiesz, nieciekawie, ogólnie słabo...
- Interesy???
- No nic mi nie mów, masakra, jeszcze trzy miesiące jak od początku roku i plajtuję, koniec. - Kolega odpowiada ze strapioną miną.
- Hmm... no to współczuję, u mnie średnio, ale tak aż źle nie jest... - Rozmowa jakoś się ciągnie dalej.
Po jakimś czasie, kilka miesięcy, nie wiem dokładnie, mam do kolegi interes. Zapowiadam się z przyjazdem do Poznania. Kolega odpowiada.
- Ale wiesz... już nie mieszkam na JJJJJ.
- Gdzie teraz?
- No, bliżej centrum, na nowym osiedlu na WWWWW.
Zajeżdżam, a tu wypasione nowe mieszkanie na osiedlu deweloperskim, co ja mówię - właściwie dwa mieszkania połączone w jedno!
- No wiesz, bo developer dała taką zniżkę że nie szlo odmówić, z resztą przyda się, bo jak teściowa przyjedzie, albo goście....
Polska... nasza ojczyzna... kraj pięknych kobiet i zielona wyspa Europy.
Syndrom polski
I tak to generalnie z tego co widzę jest w Polsce, ludzie wiecznie narzekają, kwiczą, płaczą, kryzys i na chleb nie ma. Ale żyją generalnie ponad stan. Drogie futrzaczki moje, co "maczetami wymachujecie" i kryzysem na blogach straszycie, spójrzcie prawdzie w oczy. Ten doomerski kryzys w Polsce polega na tym, że nie jeździmy nowym Mercedesem, a co najwyżej Skodą czy Dacią, która nie pocinamy nie wiadomo ile, bo paliwo podrożało a policja częściej łapie (ale pupa dalej wygodnie wożona, więc nie ma dramatu!).
Młodzi wykształceni.
Bo młodzi wykształceni pracy nie mają i zarobki głodowe. Hah! Jak pisałem w komentarzach, w Polsce problem jest taki, że jak delikwent dostanie magistra to jak kalectwo, bo taki już nie pójdzie do pracy fizycznej/ogrodniczej/"na fuchy", gdzie nie raz brak rąk do pracy. Taki się nie schyli do roboty, kamyczka już nie podniesie.
Ale będzie narzekał na bezrobocie, pisał na forach eseje o kryzysie i wszem i wobec ogłaszał, że nie ma pracy (tj. brak opierdalackiej i symulowanej pracy za biurkiem z non stop otwartym Skype i GG na biurowym kompie)!!!
Dawno i nieprawda.
Owszem, ja pamiętam sytuację na rynku pracy około roku 2000 kiedy ja na niego coraz śmielej wchodziłem (de facto dorabiałem sobie już od 1 klasy liceum), wtedy bywało ciężko, jednak teraz wydaje mi się, że raczej z racji nieopierzenia - totalnego braku doświadczenia i rozeznania w większym mieście, gdzie się przeprowadziłem z sielankowej prowincji. Ale ile można pisać o sytuacji obecnej przez pryzmat dawnych czasów?
Ale w tej ciemnej dolinie bezrobocia, w której być może niektórzy się znajdują (albo im się tak wydaje) gdzieniegdzie można usłyszeć głos... Nie szukaj pracy! Szukaj zleceń!... posłuchać tego głosu... i sięgnąć wreszcie po kasę, która leży na ziemi (schylić się, aż tak nie boli, przerobiłem to).
P.S. Sprzątaczek w firmie dalej nie mam, znajome znajomych się jednak nie skusiły (to znaczy chcą, ale niby wiecznie coś wypada...), mimo stawki za 1h wstępnie kilkukrotnie wyższej niż tam gdzie pracują (sprzątają!) obecnie, zapewnienia przeze mnie środków czystości, odkurzacza, itp. To samo jest ze znalezieniem chętnego do koszenia ogrodu (wiosna idzie!), pomalowania sufitu, itp. Kryzys, kurna, ojejku kryzys mamy w Polsce!!!
Bo narzekanie to specjalnosc nasza narodowa...
OdpowiedzUsuńMasz racje :)
UsuńA wytłumaczysz mi pewną kwestię (bo może wiesz, a ja nie wiem :)), jak to jest, że niektórzy Polacy wyjeżdżają do zagranicznego raju z tej wrednej Polski i nadal tkwią mentalnie w Polsce śledząc to co się w Polsce dzieje, jadąc na nią i wiecznie szukając dziury w całym, narzekając, krytykując itp.
Cholerka toż gdybym ja wyjechał z Polski do jakiegoś raju to leżałbym bykiem na jakiejś plaży, i na pewno nie marnowałbym czasu na udzielanie się na blogach w celu przekonania innych Polaków jak to w Polsce jest źle.
Jeśli narzekanie to polski sport narodowy, to tacy ludzie nawet opływając w dostatki na Grenlandii nadal są nieodrodnymi dziećmi swojego narodu i nawet ucieczka z kraju im w niczym nie pomogła.
Ależ jestem zgryźliwy :))
Pozdrawiam :))
kolego sobie tu zaglądnij:
Usuńhttp://racjonalne-oszczedzanie.blogspot.com/2012/01/nie-toleruje-emigranckiego-obrzydzania.html
balast, ja siedze w tej perunskiej Anglii juz ktorys rok, na plazy bylam raptem dwa razy (i to bynajmniej nie pod palma, a lokalnie) i tylko czekam, az bede miala mozliwosc stad sie zwinac spowrotem do ojczyzny :)) wiec ja tych Polakow nie rozumiem zupelnie i wytlumaczyc Ci niestety nie moge :))
Usuń:))
UsuńHm... ale czy nalezy oczekiwac od osoby, ktora skonczyla np: prawo, ze rzuci sie teraz na prace fizyczna? To kiedy ma znalezc prace w zawodzie?
OdpowiedzUsuńKolega pracowal fizycznie/pol fizycznie w czasie studiow i wakacji, ale na ostatnim roku pracowal juz w zawodzie. Potem kancelarie zamkneli i wszystkich zwolnili, on sie obronil i szuka pracy w zawodzie/biurowej. I tak juz mu z pol roku zeszlo, a mieszka w Warszawie i jest raczej obrotnym i wygadanym czlowiekiem. Owszem lapie tam jakies zlecenia srednio powiazane z wyksztalceniem, ale etatu jeszcze nie znalazl.
Normalnie nie wierze w historie, ze nie mozna znalezc pracy, zapewne dlatego, ze ja weszlam na rynek w innych czasach i nie mialam nigdy problemow ze znalezieniem pracy i znajdowalam ja czesto wrecz przypadkiem. Ale patrzac na tego kolege, ktorego juz troche znam, wiem ze nie jest obijaczem i narzekaczem, zaczynam wierzyc, ze moze faktycznie absolwenci maja teraz przerabane.
http://rafalhirsch.blogspot.com/2012/02/najwiekszy-problem-polskiej-gospodarki.html
OdpowiedzUsuńJuż blisko 1/3 nieopierzonych ale teoretycznie chętnych szukających tej pracy znaleźć nie może ew pracuje na czarno.
Oczywiście jesteśmy zieloną wyspą a twoje okolice wybitnie zieloną skoro taki brak rąk do pracy. Obaczymy jak to będzie wyglądało przy dalszym wzroście cen paliw gdy kolejne kilka stówek z domowego budżetu powędruje co miesiąc do szejków zamiast zasilać PIERDOŁOWATE i niekonieczne do przeżycia branże wszelakie usługi itd.
Polska jest takim dziwacznym tworem zasilanym z zewnątrz przez imigracje i beneficjentem przepływu kapitału z UE na tym jedziemy od dekady no i na zadłużaniu się w ekspresowym tempie. Cała nadzieja w dalszej dewaluacji złotówki trzymaniu nisko kosztów siły roboczej i przejęciu większej produkcji z UE jaka będzie następna dekada obaczymy.
"Polska jest takim dziwacznym tworem zasilanym z zewnątrz przez imigracje i beneficjentem przepływu kapitału z UE na tym jedziemy od dekady no i na zadłużaniu się w ekspresowym tempie."
UsuńA co powiesz o USA ? W Twoje zdanie wstawię słowo "USA", lekko je skoryguje i zobaczymy co wyjdzie ok?? :)
USA jest takim dziwacznym tworem zasilanym z zewnątrz przez emigracje i ratowanym przez Chińczyków (patrz casus obligacji amerykańskich) i na zadłużaniu się w ekspresowym tempie. Skutek jest taki, że 3 miliony Amerykanów straciło domy i wylądowało w kartonie.
No ale spoko, to teraz takie modne, krytykować własny kraj. Bardzo trendy :)
...zupełnie jak w tym kawale o tatusiu robaczku, synu robaczku i kupie konia...
UsuńNikt tu nie krytykuje kraju robaczki, tylko czasami ze zrozumieniem proponuje przeczytać blog maczety a nie siedzieć na kuperku z zadowoleniem patrząc na własne podwórko bo orkiestra gra a statek ma tylko mały przechył. Długoterminowa perspektywa na dekadę wydaje się negatywna/tragiczna (tu już interpretacja własna) dalszy wzrost nośników energii będzie zabójczy dla wirtualnej ekonomii. Całą batalia rozgrywa się teraz w gospodarkach USA i Chin tam trwa wyścig z czasem i największy naftowo/gazowo/łupkowy boom w historii. Jak okaże się porażką to wielu zaradnych dołączy do grona malkontentów kombinujących margarynę do posmarowania chleba na niedzielę.
UsuńP.s Jak dotąd polski stateczek bardzo dzielnie radzi sobie z "doomerskim kryzysem" oby tak dalej.
Usuńczytuję blog Maczety i z wieloma aspektami się nie zgadzam
Usuńnajwyraźniej mieszkam na zielonej wyspie, w sumie dolnośląskie jest jednym z zasobniejszych terenów Polski
OdpowiedzUsuńjednak jaki problem przeprowadzić się za pracą z dajmy na to Podkarpacia, itp.? (z tego co wiem z koleżeńskich wieści z Podkarpacia, tam także Polacy lewe rączki do roboty mają, natomiast Ukraińcy wykonują prace ogrodowe, fuchy i opiekę nad dziećmi)
tj. tak - to nie idealnie łatwe - ale ile łatwiejsze niż jechać za pracą do UK czy USA?
Jeeeezuniu!!!!Wszedzie, tylko nie na Podkarpacie.Polacy mają tu nie tylko lewe raczki do roboty, ale tez zerowe do niej kwalifikacje.Powtórzę się (juz o tym było przy okazji innego wpisu)- zostali tu tylko Ci, którzy mają plecy.Grzeją więc zadami ciepłe posadki układajac pasjanse przez 6 godzin dziennie(pozostałe 2 godziny-kawki, plotki, kanapki).Jesli ostał sie ktoś, komu chce się pracować -faktycznie nie bedzie wykonywał prac fizycznych.I to nie dlatego, że woli brak.On po prostu musi stoczyć pojedynek z kilkoma ubiegajacymi sie o pracę sąsiadami zza wschodniej granicy.Nawet jeśli miałby odpowiednie referencje-przegra."Przyjezdni" są po prostu tańsi.
UsuńTak, a w Anglii juz umarl mit Polaka-pracusia. Ostatnio w sasiednim miescie jeden z przyjezdnych zamordowal malzenstwo wloskich imigrantow w wieku emerytalnym. To tak OT...
UsuńMyślę, że to tkwi w naszej mentalności z czasów przedwojnia. Trzy/czwarte Polaków ma pochodzenie wiejskie, ale w głębi duszy każdy ma się za polskiego Pana i marzy o tym by było jak przed wojną, a wiadomo, że dla polskiego Pana honor nie pozwoliłby splamić się fizyczną pracą. Od czego zawsze byli Ukraińcy i Biełorusy :))
OdpowiedzUsuńZnałem kiedyś takiego "polskiego Pana", który po skończeniu licencjatu z ekonomii szukał pracy i nie mógł znaleźć. Miał możliwość zahaczenia się na jakiś czas do sklepu, ale przecież on "nie po to studiował, by harować w sklepie". W końcu życie i bieda tak przycisnęły, że polski Pan schował swój honor do szafy i poszedł pracować, UWAGA, UWAGA !!!, na budowę :)
Teraz nasz polski Pan pracuje dzielnie ku chwale i na rzecz angielskiego Pana w odległym Albionie :)
A tak z drugiej strony: jak chodzę po tej swojej mazurskiej 30-tysięcznej dziurze i podziwiam ilość samochodów na ulicach (i ich jakość) oraz wystrojone piękne młode panie to też się zastanawiam, gdzie ten kryzys ?? Od dwóch lat mamy w mieście firmę (czy nawet dwie) sprzedające wycieczki zagranicę (Włochy, Grecja, itp). Wydawałoby się że w takiej dziurze taka firma upadnie. Wszyscy płaczą, że bieda i pracy nie ma. A gdzie tam, firma funkcjonuje i ma się jak najlepiej. Więc gdzie ten kryzys ja się pytam ???
no i na ten temat coś już było:
UsuńNie po to kończyła studia, by w supermarkecie siedzieć...
http://racjonalne-oszczedzanie.blogspot.com/2011/10/nie-po-to-konczya-studia-by-w.html
Poza tym problemem "ze schylaniem się" zauważyłam jeszcze jeden element, którego osobiście absolutnie nie mogę zrozumieć - i będę wdzięczna jeśli mi ktoś wytłumaczy.
OdpowiedzUsuńWiele osób jest gotowych przeprowadzić się "na wyspy" i mieszkać po parę osób w domu, czasami nawet po parę osób w pokoju i pracować zdecydowanie poniżej swoich kwalifikacji.
Ale kiedy trzeba zrobić to samo w ramach Polski, to takie rozwiązanie nie wchodzi już w rachubę - trzeba mieć własne mieszkanie, pracę lepszą niż potencjalna niedoszła w miejscu zamieszkania.
Zastanawia mnie wprost bez przerwy dlaczego tak?
No właśnie zawsze chciałem zadać to samo pytanie! Dlaczego nie można schylić się po relatywnie łatwy pieniądz we własnym kraju? Znam osobę po studiach specjalistycznych, która za przeproszeniem, podciera tyłki emerytom w Irlandii.
UsuńW Polsce każda praca była "ten... nie tego... nie po to studia kończyłam"!?
Co daje emigracja, że tak zmienia Polaków?
Czy tyłek starego Irlandczyka jest w jakiś sposób cudniejszy niż mop i odkurzacz w moim biurze?
Może dlatego, że z Polski na wyspy daleko i nikt nie sprawdzi, czy koleżka żyje jak gość czy jak dziad, a tylko bajeczki wkręca bliskim, którzy zostają w Polsce ?
UsuńW Polsce wpadłby ktoś w odwiedziny i by się zdziwił: Ojej, to Ty mieszkasz z 3 kolegami w jednym pokoju ? Łał :))
A tak z zagranicy można zadzwonić i powiedzieć: "Tak mamo, mam wynajęte super mieszkanie, mam służbowy samochód i w ogóle jest the best."
I czy ktoś tam poleci i to sprawdzi ??
Czyli co? Mówisz, że większość rodaków ma predyspozycje do ściemniania na max.?
UsuńMoze dlatego, ze sa w stanie przezyc bez problemu pracujac za najnizsza stawke? A rodzinom z dziecmi, z niskimi zarobkami, panstwo dorzuci socjal i tez nie bedzie im zle.
Usuń"Czyli co? Mówisz, że większość rodaków ma predyspozycje do ściemniania na max.?"
UsuńNie, tylko tak sobie myślę, że jeśli ktoś podciera te przysłowiowe irlandzkie dupy czy czyści kible w jakimś angielskim pubie to zakładam, że jego polski HONOR :)) nie pozwoli mu przyznać się do tego jak naprawdę zarabia i ile go to kosztuje, i będzie wkręcał bajki jak to w tej zagrabanicy jest dobrze.
Trzy przykłady:
1. mam stryja w Chicago - kiedy nie dzwonił do nas (jest rodzonym bratem mego ojca) to wiecznie narzekał jak ciężko mu się żyje, nadchodzą w stanach ciężkie czasy, pierdu pierdu; w tym czasie miał własną firmę (czy nawet dwie - handel nieruchomościami w Chicago, z których utrzymywał dorastającego syna i niepracującą żonę, dom i dwa samochody, swój i niepracującej żony); potem kanałami się dowiedzieliśmy, że stryj z całą rodziną co rusz jeździ sobie na wywczasy do braci Meksykanów a na Florydzie kupił jakiś hotel, na którym chciał zarabiać i na stare lata tam mieszkać; później sensacja - stryj otwiera filię w Warszawie i na parę tygodni przyleci do Polski; taka to była jego bieda
2. mój kuzyn ze Śląska - wygrał zieloną kartę i wyjechał z synem i żoną do Chicago; bo pół roku już się chwalił, jaka Ameryka to zajebisty kraj, już wziął kredyt na dom, już ma samochód i zajebistą pracę; po kolejnym pół roku okazało się, że nie dom, tylko mieszkanie na raty, samochód na raty, a jego żona nie może znaleźć pracy, a on pracuje jako robol w jakiejś fabryce
3. mój szwagier (już były) - jak przyjeżdżał do Polski to się przechwalał, że Francja to jest zajebisty kraj, a w Polsce to dziadostwo i on tu nigdy nie wróci; jak pojechałem do Paryża na wakacje to zobaczyłem ten ich raj: życie w małym mieszkanku (mini kuchnia, łazienka i mały 1 pokój) za połowę dochodu siostry, samochód totalny rzęch, a próby szwagra założenia firmy w Paryżu szlag trafił; obecnie szwagier nie jest już mężem mojej siostry, podkulił ogon i wrócił do naszego miasteczka;
4. siostra - urządziła się jako tako w Paryżu nie tylko za swoje dochody tam, ale w dużym stopniu za kredyty które na siebie dla niej brałem (fakt, ona je spłacała); siostra, więc chciałem jej pomóc
Może wyglądam na jakiegoś debila, który obsmarowuje własną rodzinę, ale chciałem na tych kilku przykładach pokazać Ci, że ja już jestem uprzedzony do pięknych opowieści o zajebistym raju za granicą. Gdy coś takiego słyszę, to mi się od razu zapala czerwona lampka z tyłu głowy.
A jeśli chodzi o polskie ściemnianie ? Myślę, że tak. W dużym stopniu. W głębi serca żaden Polak nie chce być uznany za nieudacznika. A myślę, że są tylko 4 sposoby, by nie mieli nas za nieudaczników:
1. kraść (by wyglądać na człeka sukcesu)
2. jechać na kredytach (jak wyżej)
3. zrobić karierę lub dorobić się ciężką pracą
4. ściemniać ile wlezie :) (patrz pkty 1 i 2)
Pozdrawiam.
he he typowe przyklady :)) a ja Ci dam moj: przyjechal do Anglii chlopak co dopiero skonczyl 18 lat, prace mial zalatwiona przez znajomosci w fabryce mrozonek w systemie zmianowym, za nienajgorsza kase, z Polakami, chociaz angielski byl wymagany to oko przymkniete ("mlody, to szybko sie nauczy"), wikt i opierunek zapewniony, to NIE. Bo babcia z ciotka nagadaly ze w Anglii to tylko daja i pracowac nie trzeba.
UsuńWrocil do Polski.
"no bo Polskie Pany to od pracy nie są stworzone, aby się splamić na honorze, Ruski ma pracować, albo i Żyd jaki"
Usuń:)
UsuńJa bym był bardziej ostrożny w twierdzeniu, że jesteśmy bogaci tylko udajemy, że jest inaczej.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze całe to bogactwo to tylko lukier, błyskotki, kosztowne zabawki które są kupowane na wyrost za pieniądze z kredytów. Luksus na kredyt, trzeba pamiętać, że wciąż jesteśmy społeczeństwem na dorobku. Pomimo posiadanych aut i mieszkań wciąż jesteśmy biedniejsi w porównaniu do naszych sąsiadów z zachodu. Na zachodzie nie było komunizmu ani zniszczeń wojennych ani zaborów. Tamte społeczeństwa tworzyły swój majątek od pokoleń, zasoby mogły bez większych przeszkód być przekazywane dzieciom i wnukom. Mieszkańcy krajów zachodnich mają znacznie większe oszczędności, a wypadku utraty pracy mogą znaleźć porównywalną bez konieczności opuszczania swojego kraju.
Po drugie to nie tylko my jako obywatele jesteśmy zadłużeni ale przede wszystkim z zadłużone jest nasze państwo za sprawą niefrasobliwości rządzących. których bezkrytycznie wybieramy do władzy.
Po trzecie kraje zachodnie mają o wiele lepszą infrastrukturę: drogi, kolej, system energetyczny, opiekę zdrowotną, policję itd. Mają też lepsze prawo które jest nastawione na ochronę obywatela, a nie na jego wykorzystanie. A dobra infrastruktura i organizacja państwa jest podstawą bogactwa - to jest baza której nam brakuje.
Podsumowując w razie krachu który oby się nie wydarzył to tym z zachodu będzie zawsze łatwiej bo są bogatsi i lepiej zorganizowani.
Co do pracy która zadowala oczekiwania to jest o nią łatwiej Anglikowi w Anglii, Niemcowi w Niemczech niż Polakowi w Polsce. I choćby Polak w Polsce chciał sobie ten brak pracy samemu wynagrodzić tworząc własną firmę to będzie miał i tak pod górkę ze względu na durne prawo tworzone przez urzędników o mentalności bolszewickiej.
Masz dużo racji... a jednak...
UsuńKraje zachodnie mają także problemy, długofalowo poważniejsze niż nasze.
A stan finansów niektórych z tych państw, także nie jest najlepszy.
Inna sprawa, że tutaj na blogu nie popieram zadłużania się i brania kredytów, oraz konsumpcji na wyrost :)
Jednak długofalowe problemy jest łatwiej rozwiązywać mając lepszą organizację i infrastrukturę. A społeczeństwo z większymi zasobami i wyższym udziałem klasy średniej może dodatkowo w tym pomóc.
UsuńCo do zadłużania się na wyrost to w pełni się zgadzam z autorem blogu.
Pozwole sobie nie zgodzic sie z tym ze dlugofalowo powazniejsze niz nasze. U nas w perspektywie mamy bombe demograficzna, ciagnaca za soba w dol systemy emerytalny i zdrowotny, powazne problemy energetyczne i bolesny juz teraz brak innowacji - w porownaniu z tym, moze nie wszystkie (Szwajcaria?:)) ale sporo krajow zachodnich bedzie mialo problem z imigrantami.. Natomiast niekoniecznie z tym co my..
Usuńhmm, ale problem imigrantów najtrudniej rozwiązać
UsuńJa zauważyłem nieco inną prawidłowość na emigracji. Znajomi, którzy wyjeżdżali za granicę i poznawali tam swoją drugą połowę (niezależnie czy poznawali Polkę/Polaka czy przedstawiciela innej nacji) raczej nie narzekali. Byli szczęśliwi niezależnie od tego w jaki sposób zarabiali.
OdpowiedzUsuńCi, którzy wyjechali za granicę we dwójkę, będąc w związku zazwyczaj tęsknili za krajem i narzekali, że muszą być na emigracji. Ci z kolei dzielili się na tych, którzy odkładali każdy grosz na mieszkanie w Polsce, by jak najszybciej wrócić i na tych, którzy nie widzą perspektyw w Polsce, niewiele odkładają, żyją na luzie i marudzą na swoją ojczyznę, a emigrację, wbrew sobie, zachwalają.
Są jeszcze single. Facetom dość ciężko jest poznać kogoś na emigracji, więc są nieszczęśliwi nawet jak zarabiają dużo. Kobiety - te bardziej otwarte i rozrywkowe czują się dobrze, bo często są rozrywane przez cudzoziemców. Te spokojniejsze zazwyczaj są niezbyt szczęśliwe.
Wiem, że to takie mocne uogólnienie i w każdej z tych grup są wyjątki. Po prostu odniosłem wrażenie, że poziom marudzenia Polaków na emigracji nie jest wcale związany z zasobnością portfela, a bardziej ze sferą prywatną. Bo co z tego, że masz pieniądze skoro nie możesz za nie kupić tego, co naprawdę da Ci szczęście?
ooo kurcze, ciekawa analiza...
Usuńi chyba dla niektórych nieco druzgocąca
szczerze, nie az tak. to znaczy owszem, smutne, ale to jest jedna z rzeczy ktorych na emigracji jako facet obawiam sie najbardziej.. (bo akurat jestem w kraju gdzie imigrantow malo, nawiazujac do innego komentarza :)
Usuń