Zarobki w Polsce... i nie tylko.
Biedny kolega.
Jakiś czas temu rozmawiam z dawnym kolegą ze studiów.
- Jak leci kolego? - Pytam.
- No wiesz, nieciekawie, ogólnie słabo...
- Interesy???
- No nic mi nie mów, masakra, jeszcze trzy miesiące jak od początku roku i plajtuję, koniec. - Kolega odpowiada ze strapioną miną.
- Hmm... no to współczuję, u mnie średnio, ale tak aż źle nie jest... - Rozmowa jakoś się ciągnie dalej.
Po jakimś czasie, kilka miesięcy, nie wiem dokładnie, mam do kolegi interes. Zapowiadam się z przyjazdem do Poznania. Kolega odpowiada.
- Ale wiesz... już nie mieszkam na JJJJJ.
- Gdzie teraz?
- No, bliżej centrum, na nowym osiedlu na WWWWW.
Zajeżdżam, a tu wypasione nowe mieszkanie na osiedlu deweloperskim, co ja mówię - właściwie dwa mieszkania połączone w jedno!
- No wiesz, bo developer dała taką zniżkę że nie szlo odmówić, z resztą przyda się, bo jak teściowa przyjedzie, albo goście....
Polska... nasza ojczyzna... kraj pięknych kobiet i zielona wyspa Europy.
Syndrom polski
I tak to generalnie z tego co widzę jest w Polsce, ludzie wiecznie narzekają, kwiczą, płaczą, kryzys i na chleb nie ma. Ale żyją generalnie ponad stan. Drogie futrzaczki moje, co "maczetami wymachujecie" i kryzysem na blogach straszycie, spójrzcie prawdzie w oczy. Ten doomerski kryzys w Polsce polega na tym, że nie jeździmy nowym Mercedesem, a co najwyżej Skodą czy Dacią, która nie pocinamy nie wiadomo ile, bo paliwo podrożało a policja częściej łapie (ale pupa dalej wygodnie wożona, więc nie ma dramatu!).
Młodzi wykształceni.
Bo młodzi wykształceni pracy nie mają i zarobki głodowe. Hah! Jak pisałem w komentarzach, w Polsce problem jest taki, że jak delikwent dostanie magistra to jak kalectwo, bo taki już nie pójdzie do pracy fizycznej/ogrodniczej/"na fuchy", gdzie nie raz brak rąk do pracy. Taki się nie schyli do roboty, kamyczka już nie podniesie.
Ale będzie narzekał na bezrobocie, pisał na forach eseje o kryzysie i wszem i wobec ogłaszał, że nie ma pracy (tj. brak opierdalackiej i symulowanej pracy za biurkiem z non stop otwartym Skype i GG na biurowym kompie)!!!
Dawno i nieprawda.
Owszem, ja pamiętam sytuację na rynku pracy około roku 2000 kiedy ja na niego coraz śmielej wchodziłem (de facto dorabiałem sobie już od 1 klasy liceum), wtedy bywało ciężko, jednak teraz wydaje mi się, że raczej z racji nieopierzenia - totalnego braku doświadczenia i rozeznania w większym mieście, gdzie się przeprowadziłem z sielankowej prowincji. Ale ile można pisać o sytuacji obecnej przez pryzmat dawnych czasów?
Ale w tej ciemnej dolinie bezrobocia, w której być może niektórzy się znajdują (albo im się tak wydaje) gdzieniegdzie można usłyszeć głos... Nie szukaj pracy! Szukaj zleceń!... posłuchać tego głosu... i sięgnąć wreszcie po kasę, która leży na ziemi (schylić się, aż tak nie boli, przerobiłem to).
P.S. Sprzątaczek w firmie dalej nie mam, znajome znajomych się jednak nie skusiły (to znaczy chcą, ale niby wiecznie coś wypada...), mimo stawki za 1h wstępnie kilkukrotnie wyższej niż tam gdzie pracują (sprzątają!) obecnie, zapewnienia przeze mnie środków czystości, odkurzacza, itp. To samo jest ze znalezieniem chętnego do koszenia ogrodu (wiosna idzie!), pomalowania sufitu, itp. Kryzys, kurna, ojejku kryzys mamy w Polsce!!!
Jakiś czas temu rozmawiam z dawnym kolegą ze studiów.
- Jak leci kolego? - Pytam.
- No wiesz, nieciekawie, ogólnie słabo...
- Interesy???
- No nic mi nie mów, masakra, jeszcze trzy miesiące jak od początku roku i plajtuję, koniec. - Kolega odpowiada ze strapioną miną.
- Hmm... no to współczuję, u mnie średnio, ale tak aż źle nie jest... - Rozmowa jakoś się ciągnie dalej.
Po jakimś czasie, kilka miesięcy, nie wiem dokładnie, mam do kolegi interes. Zapowiadam się z przyjazdem do Poznania. Kolega odpowiada.
- Ale wiesz... już nie mieszkam na JJJJJ.
- Gdzie teraz?
- No, bliżej centrum, na nowym osiedlu na WWWWW.
Zajeżdżam, a tu wypasione nowe mieszkanie na osiedlu deweloperskim, co ja mówię - właściwie dwa mieszkania połączone w jedno!
- No wiesz, bo developer dała taką zniżkę że nie szlo odmówić, z resztą przyda się, bo jak teściowa przyjedzie, albo goście....
Polska... nasza ojczyzna... kraj pięknych kobiet i zielona wyspa Europy.
Syndrom polski
I tak to generalnie z tego co widzę jest w Polsce, ludzie wiecznie narzekają, kwiczą, płaczą, kryzys i na chleb nie ma. Ale żyją generalnie ponad stan. Drogie futrzaczki moje, co "maczetami wymachujecie" i kryzysem na blogach straszycie, spójrzcie prawdzie w oczy. Ten doomerski kryzys w Polsce polega na tym, że nie jeździmy nowym Mercedesem, a co najwyżej Skodą czy Dacią, która nie pocinamy nie wiadomo ile, bo paliwo podrożało a policja częściej łapie (ale pupa dalej wygodnie wożona, więc nie ma dramatu!).
Młodzi wykształceni.
Bo młodzi wykształceni pracy nie mają i zarobki głodowe. Hah! Jak pisałem w komentarzach, w Polsce problem jest taki, że jak delikwent dostanie magistra to jak kalectwo, bo taki już nie pójdzie do pracy fizycznej/ogrodniczej/"na fuchy", gdzie nie raz brak rąk do pracy. Taki się nie schyli do roboty, kamyczka już nie podniesie.
Ale będzie narzekał na bezrobocie, pisał na forach eseje o kryzysie i wszem i wobec ogłaszał, że nie ma pracy (tj. brak opierdalackiej i symulowanej pracy za biurkiem z non stop otwartym Skype i GG na biurowym kompie)!!!
Dawno i nieprawda.
Owszem, ja pamiętam sytuację na rynku pracy około roku 2000 kiedy ja na niego coraz śmielej wchodziłem (de facto dorabiałem sobie już od 1 klasy liceum), wtedy bywało ciężko, jednak teraz wydaje mi się, że raczej z racji nieopierzenia - totalnego braku doświadczenia i rozeznania w większym mieście, gdzie się przeprowadziłem z sielankowej prowincji. Ale ile można pisać o sytuacji obecnej przez pryzmat dawnych czasów?
Ale w tej ciemnej dolinie bezrobocia, w której być może niektórzy się znajdują (albo im się tak wydaje) gdzieniegdzie można usłyszeć głos... Nie szukaj pracy! Szukaj zleceń!... posłuchać tego głosu... i sięgnąć wreszcie po kasę, która leży na ziemi (schylić się, aż tak nie boli, przerobiłem to).
P.S. Sprzątaczek w firmie dalej nie mam, znajome znajomych się jednak nie skusiły (to znaczy chcą, ale niby wiecznie coś wypada...), mimo stawki za 1h wstępnie kilkukrotnie wyższej niż tam gdzie pracują (sprzątają!) obecnie, zapewnienia przeze mnie środków czystości, odkurzacza, itp. To samo jest ze znalezieniem chętnego do koszenia ogrodu (wiosna idzie!), pomalowania sufitu, itp. Kryzys, kurna, ojejku kryzys mamy w Polsce!!!