Oszczędna dieta - oszczędne żywienie - 200 zł na osobę na miesiąc. Jak przeżyć tanio?
Dziś napisałem maila do znajomej, aby usystematyzować jej komentarze o oszczędnym żywieniu - porozmawialiśmy sobie i oto rezultat - moim zdaniem podane sposoby zasługują na wyeksponowanie w osobnym poście - jedziemy zatem...
Ale najpierw zapraszam Cię do wizyty i subskrypcji blogowego kanału YouTube - Oszczędzanie!
Kliknij koniecznie!
W marcu (2011) udało mi się wydać na jedzenie 400 zł, czyli 200 zł na głowę przez cały miesiąc. Nie głodowaliśmy, jak z resztą widać było na moim blogu :-) Żyje ktoś w tym kraju za 200 zł???
Podstawą jest kupowanie prostych produktów (mąka, cukier, mleko, jaja, ser żółty, twaróg, mięso (nie wędliny), etc...) i robienia z nich w domu smakołyków. Najwięcej pieniędzy ucieka, gdy kupujemy produkty przetworzone, konserwy, czipsy, napoje gotowe i inne tego typu sprawy. Sama uwielbiam czipsy, ale zastąpiłam je czipsami z marchwi i buraka, które robię sama.
Owszem, trzeba zakasać rękawy i dużo robić samemu. Wszystko zależy od priorytetów, czy zależy komuś na kasie, czy na czasie. Nie jest to kwestia samego czasu, bo ja też go za wiele nie mam (pracuję fizycznie po 8 godzin przy gospodarstwie i psach, o siedzeniu przy komputerze nie wspomnę), a kwestia logistyki, chęci i umiejętności gotowania, albo chęci do nauczenia się tej sztuki.
A poza tym to zdrowe jest. Zminimalizowałam ilość produktów, gdzie sypie się chemię do jedzenia.
Czy aby taki rachunek jest możliwy?
Taki był mój rachunek w marcu i to jest rzecz obiektywna, zatem jest to realne :-) Nie ściemniam, bo po co? Chodzi tylko o żywność, nie o inne rachunki.
Tak, jak rzekłam, kupuję tylko produkty podstawowe. W gospodarstwie prawie nic nie produkuję do jedzenia, typu mięso z własnych zwierząt, czy warzywa w ogródku, bo zwyczajnie nie mam już na to czasu i chęci brak. Własne mamy alkohole (wina) i to już odciąża budżet. Poza tym kupuję mięsa nieprzetworzone i robię z nich sama wędliny (póki nie mam wędzarni, jest to piekarnik), chleb piekę sama. Wszystko piekę sama :-)
Mam do wykarmienia sporego chłopa, który musi zjeść kalorycznie i często na słodko, piekę więc sporo ciast, racuchów (to są bardzo tanie, sycące potrawy). Nie kupuję żadnych słodyczy w związku z tym, ale zdarza mi się zgrzeszyć i ze 2 razy w tym eksperymentalnym miesiącu marcu kupiłam pączki.
Moja lista zakupów: mąka, drożdże, mleko, jaja, cukier, ser żółty, twaróg, smalec, margaryna, makaron, kasza, ryż, mięso (w tym głównie drób i podroby) oraz jakaś karkówka czy schab do zrobienia wędlin. Opcjonalnie przyprawy, bakalie, warzywa, owoce (ostatnio tylko pomarańcze, skórkę pomarańczową kandyzuję i dodaję do ciasta, nic się nie marnuje).
Nie wiem, czy jeszcze uda mi się zejść z rachunku (chyba nie, bo ceny idą w górę, jak oszalałe), ale w tym roku przypilnuję się i porobię weki z czego tylko się da. Czyli w sezonie na konkretne warzywa i owoce, jak będą w miarę tanie, porobię zapasy do słoiczków na czas posezonowy.
I jeszcze dodam, że wcale nie jestem najlepsza w tego typu "zabawie". Pomysłem na ów eksperyment natchnęła mnie pewna blogerka, która powiedziała, że przez kilka miesięcy musiała żyć z kwotą 300 zł na jedzenie dla dwóch osób i dała radę. Tyle, że ona właśnie korzystała wówczas ze swoich zapasów słoiczkowych. Poza tym to jest magiczka kuchenna. Z jakichś śmieci, typu resztki wyskrobanej kawy ze słoika, zleżałych (ale nie zepsutych) herbatników, żelatyny potrafi wyczarować taki deser, że mózg staje. Ludzie są niesamowicie kreatywni jak chcą, lub jak sytuacja ich do tego zmusi.
Warzywa, wędliny, przetwory... czyli organizacja.
Warzywa owszem, drogie, więc nie kupuję wszystkiego, jak leci, tylko sezonowo. Trzeba mniej więcej orientować się, kiedy mamy sezon na co i co w danym sezonie może być tańsze. Zimą kupuję mrożone warzywa do zup i sosów (taniej byłoby zrobić sobie samemu latem i pomrozić-jak widać, da się jeszcze zaoszczędzić i z mojego rachunku ekonomicznego). Oczywiście, masz rację, smalec również można zrobić samemu, będzie smaczniejszy i zdrowszy. Ja pół kostki kupnego smalcu używam do robienia pieczeni, jako wędlinę na chleb i przy okazji taki przemieszany z tymi sokami z mięsa, używam do smarowania pieczywa. Wszystko zależy, jak się zorganizujesz. Taki eksperyment lepiej wypadłby w przeciągu całego roku, bo możesz istotnie wziąć pod uwagę wszystko, co sam robisz i potem w danym miesiącu wykorzystujesz. Może się potem okazać, że na tych swoich, zrobionych latem przetworach, jesz zimą za pół darmo.
Mnie jeszcze daleko do tego typu zorganizowania się, ale w tym roku postaram się przypilnować z robieniem zapasów. Natomiast nie można na mnie liczyć, abym to wszystko zapisywała. Mogę co najwyżej podrzucać przepisy na smaczne, tanie potrawy, np owsiany żur w chlebie...
Autorką jest właścicielka bloga http://tuskulum-riannon.blogspot.com/.
W marcu (2011) udało mi się wydać na jedzenie 400 zł, czyli 200 zł na głowę przez cały miesiąc. Nie głodowaliśmy, jak z resztą widać było na moim blogu :-) Żyje ktoś w tym kraju za 200 zł???
Podstawą jest kupowanie prostych produktów (mąka, cukier, mleko, jaja, ser żółty, twaróg, mięso (nie wędliny), etc...) i robienia z nich w domu smakołyków. Najwięcej pieniędzy ucieka, gdy kupujemy produkty przetworzone, konserwy, czipsy, napoje gotowe i inne tego typu sprawy. Sama uwielbiam czipsy, ale zastąpiłam je czipsami z marchwi i buraka, które robię sama.
Owszem, trzeba zakasać rękawy i dużo robić samemu. Wszystko zależy od priorytetów, czy zależy komuś na kasie, czy na czasie. Nie jest to kwestia samego czasu, bo ja też go za wiele nie mam (pracuję fizycznie po 8 godzin przy gospodarstwie i psach, o siedzeniu przy komputerze nie wspomnę), a kwestia logistyki, chęci i umiejętności gotowania, albo chęci do nauczenia się tej sztuki.
A poza tym to zdrowe jest. Zminimalizowałam ilość produktów, gdzie sypie się chemię do jedzenia.
Czy aby taki rachunek jest możliwy?
Taki był mój rachunek w marcu i to jest rzecz obiektywna, zatem jest to realne :-) Nie ściemniam, bo po co? Chodzi tylko o żywność, nie o inne rachunki.
Tak, jak rzekłam, kupuję tylko produkty podstawowe. W gospodarstwie prawie nic nie produkuję do jedzenia, typu mięso z własnych zwierząt, czy warzywa w ogródku, bo zwyczajnie nie mam już na to czasu i chęci brak. Własne mamy alkohole (wina) i to już odciąża budżet. Poza tym kupuję mięsa nieprzetworzone i robię z nich sama wędliny (póki nie mam wędzarni, jest to piekarnik), chleb piekę sama. Wszystko piekę sama :-)
Mam do wykarmienia sporego chłopa, który musi zjeść kalorycznie i często na słodko, piekę więc sporo ciast, racuchów (to są bardzo tanie, sycące potrawy). Nie kupuję żadnych słodyczy w związku z tym, ale zdarza mi się zgrzeszyć i ze 2 razy w tym eksperymentalnym miesiącu marcu kupiłam pączki.
Moja lista zakupów: mąka, drożdże, mleko, jaja, cukier, ser żółty, twaróg, smalec, margaryna, makaron, kasza, ryż, mięso (w tym głównie drób i podroby) oraz jakaś karkówka czy schab do zrobienia wędlin. Opcjonalnie przyprawy, bakalie, warzywa, owoce (ostatnio tylko pomarańcze, skórkę pomarańczową kandyzuję i dodaję do ciasta, nic się nie marnuje).
Nie wiem, czy jeszcze uda mi się zejść z rachunku (chyba nie, bo ceny idą w górę, jak oszalałe), ale w tym roku przypilnuję się i porobię weki z czego tylko się da. Czyli w sezonie na konkretne warzywa i owoce, jak będą w miarę tanie, porobię zapasy do słoiczków na czas posezonowy.
I jeszcze dodam, że wcale nie jestem najlepsza w tego typu "zabawie". Pomysłem na ów eksperyment natchnęła mnie pewna blogerka, która powiedziała, że przez kilka miesięcy musiała żyć z kwotą 300 zł na jedzenie dla dwóch osób i dała radę. Tyle, że ona właśnie korzystała wówczas ze swoich zapasów słoiczkowych. Poza tym to jest magiczka kuchenna. Z jakichś śmieci, typu resztki wyskrobanej kawy ze słoika, zleżałych (ale nie zepsutych) herbatników, żelatyny potrafi wyczarować taki deser, że mózg staje. Ludzie są niesamowicie kreatywni jak chcą, lub jak sytuacja ich do tego zmusi.
Warzywa, wędliny, przetwory... czyli organizacja.
Warzywa owszem, drogie, więc nie kupuję wszystkiego, jak leci, tylko sezonowo. Trzeba mniej więcej orientować się, kiedy mamy sezon na co i co w danym sezonie może być tańsze. Zimą kupuję mrożone warzywa do zup i sosów (taniej byłoby zrobić sobie samemu latem i pomrozić-jak widać, da się jeszcze zaoszczędzić i z mojego rachunku ekonomicznego). Oczywiście, masz rację, smalec również można zrobić samemu, będzie smaczniejszy i zdrowszy. Ja pół kostki kupnego smalcu używam do robienia pieczeni, jako wędlinę na chleb i przy okazji taki przemieszany z tymi sokami z mięsa, używam do smarowania pieczywa. Wszystko zależy, jak się zorganizujesz. Taki eksperyment lepiej wypadłby w przeciągu całego roku, bo możesz istotnie wziąć pod uwagę wszystko, co sam robisz i potem w danym miesiącu wykorzystujesz. Może się potem okazać, że na tych swoich, zrobionych latem przetworach, jesz zimą za pół darmo.
Mnie jeszcze daleko do tego typu zorganizowania się, ale w tym roku postaram się przypilnować z robieniem zapasów. Natomiast nie można na mnie liczyć, abym to wszystko zapisywała. Mogę co najwyżej podrzucać przepisy na smaczne, tanie potrawy, np owsiany żur w chlebie...
Autorką jest właścicielka bloga http://tuskulum-riannon.blogspot.com/.