Zwolnienie z pracy... i wnioski po fakcie.
Jeśli się dobrze zastanowię w życiu wyleciałem z pracy trzy razy (nie licząc mniej więcej podobnej liczby przypadków, kiedy zwolniłem się sam).
Pierwszy raz to właściwie nie pełnoprawna robota, a coś w rodzaju praktyki studenckiej. Wszystko szło pięknie i może by z tego wyszło coś ciekawszego, gdyby nie dwójka kolegów, z którymi dobrze żyłem i piwo po godzinach piłem zaczęło mi robić koło pióra. Dlaczego? Formalnie byłem na nieco wyższej pozycji, chyba się wyróżniałem. Zazdrość i źle pojęta konkurencja? Chyba tak. W każdym razie źle to zniosłem.
Drugi raz: przyzwoicie płatna praca w małej firmie. Nie dałem rady. Taka prawda. Przeliczyłem się ze swoimi możliwościami i umiejętnościami. Wyleciałem, ale dostałem na odchodne kopertę, z resztą nawet bez tej koperty nie miałbym pretensji do pracodawcy. W sumie kiedy ostatni raz wyszedłem z tej pracy poczułem ulgę.
Trzeci raz: przyzwoicie płatna praca w rewelacyjnej firmie, rewelacyjne stosunki z szefostwem, fajne możliwości, dobra pozycja... miód i cud dla młodego człowieka. I znów... za pięknie, aby było prawdziwe. Posądzono mnie o współudział w poważnej kradzieży. Ktoś rzucił niesłuszne podejrzenie, dorobił mordę, wystarczyło...
Wniosek po fakcie? Pracuje od tej chwili na własny rachunek... i nie ma siły aby ktoś mnie niesłusznie zwolnił, mordę dorobił...
P.S. Jeśli chodzi o dorabianie mordy, to co jakiś czas ktoś na blogosferze próbuje mi dorobić mordę seksisty, wroga emigrantów oraz różne inne "fakty" co mnie czasem denerwuje. Nieco frustrujące jest pisanie posta, kiedy cześć dyskutantów dyskutuje jedynie na podstawie obrazka i tytułu tegoż posta, no może słowa wstępu. Przeczytać dwa, trzy akapity to nie łaska? (Kolegę z bloga Boska Wola... chyba rozumiem... ten to dopiero tworzy długie i mistrzowskie posty!)
Niektórych na przykład (zazwyczaj czytelniczki) denerwują ilustracje przedstawiające skandalicznie i nieprzyzwoicie roznegliżowane panie, jak ta poniżej:
Hmm, o co chodzi? Może wiele z krytykantek zapewne wolałoby oglądać inne kobiety w nieco innym wdzianku:
Hmm... może w tym szaleństwie jest metoda?
Pierwszy raz to właściwie nie pełnoprawna robota, a coś w rodzaju praktyki studenckiej. Wszystko szło pięknie i może by z tego wyszło coś ciekawszego, gdyby nie dwójka kolegów, z którymi dobrze żyłem i piwo po godzinach piłem zaczęło mi robić koło pióra. Dlaczego? Formalnie byłem na nieco wyższej pozycji, chyba się wyróżniałem. Zazdrość i źle pojęta konkurencja? Chyba tak. W każdym razie źle to zniosłem.
Drugi raz: przyzwoicie płatna praca w małej firmie. Nie dałem rady. Taka prawda. Przeliczyłem się ze swoimi możliwościami i umiejętnościami. Wyleciałem, ale dostałem na odchodne kopertę, z resztą nawet bez tej koperty nie miałbym pretensji do pracodawcy. W sumie kiedy ostatni raz wyszedłem z tej pracy poczułem ulgę.
Trzeci raz: przyzwoicie płatna praca w rewelacyjnej firmie, rewelacyjne stosunki z szefostwem, fajne możliwości, dobra pozycja... miód i cud dla młodego człowieka. I znów... za pięknie, aby było prawdziwe. Posądzono mnie o współudział w poważnej kradzieży. Ktoś rzucił niesłuszne podejrzenie, dorobił mordę, wystarczyło...
Wniosek po fakcie? Pracuje od tej chwili na własny rachunek... i nie ma siły aby ktoś mnie niesłusznie zwolnił, mordę dorobił...
P.S. Jeśli chodzi o dorabianie mordy, to co jakiś czas ktoś na blogosferze próbuje mi dorobić mordę seksisty, wroga emigrantów oraz różne inne "fakty" co mnie czasem denerwuje. Nieco frustrujące jest pisanie posta, kiedy cześć dyskutantów dyskutuje jedynie na podstawie obrazka i tytułu tegoż posta, no może słowa wstępu. Przeczytać dwa, trzy akapity to nie łaska? (Kolegę z bloga Boska Wola... chyba rozumiem... ten to dopiero tworzy długie i mistrzowskie posty!)
Niektórych na przykład (zazwyczaj czytelniczki) denerwują ilustracje przedstawiające skandalicznie i nieprzyzwoicie roznegliżowane panie, jak ta poniżej:
Hmm, o co chodzi? Może wiele z krytykantek zapewne wolałoby oglądać inne kobiety w nieco innym wdzianku:
Hmm... może w tym szaleństwie jest metoda?
Bo trzeba widzieć cały kontekst! :)
OdpowiedzUsuńbuahahaha! rewelacja! :)
Usuńdaj spokój, psy szczekają, a karawana idzie dalej! ;)
OdpowiedzUsuńMoże narzekają tylko te, które zazdroszczą urody tym paniom. Mi się "Twoje" dziewczyny podobają. Nie przejmuj się tak, bądź sobą, wypij pepsi he he :)) Przypomniała mi się stara reklama z telewizorni.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pracę u mnie wygląda to tak:
1. zwalniają sami, bo "skończył się" etat - dostaje 6 miesięczną odprawę; z jeden miesiąc się pobyczę, a przez kolejne będę się naginał nad znalezieniem nowego źródła dochodu
2. wywalają mnie na pysk, bez odprawy bo np. zmolestowałem swoją 15-letnią uczennicę lub ukradłem swoim uczniom 2 zł na bułki :)) - zacytuję Rogera i Martina z nieśmiertelnej "Zabójczej broni":
"Upsss! Yeah, right, upsss!" :))
tak, praca na własny rachunek jest najlepsza. jeśli ktoś ma dużo samodyscypliny i wytrwałości. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńbalast, była w mojej okolicy sytuacja, że takie nastki (najgorszego sorta liceum) we trójkę zaczęły zarzucać nauczycielowi molestowanie
OdpowiedzUsuńjak się okazało po fakcie, wsiury podpatrzyły to w jakimś filmie i się założyły że...
naiwny belfer dal się podpuścić, został po lekcjach pomóc, itp.
ale dobre imię zszargane i morda przyprawiona, coś tam niby się działo - jakieś odwołanie, nie wiem, ale pechowy belfer musiał i tak opuścić nasze okolice
(znałem gościa osobiście)
co do pr4zejmowania się, heh, dzięki za radę, na pewno wypiję coś z bąbelkami
To ja jeszcze 2 grosze dorzucę tak trochę nie na temat, więc z góry przepraszam.
OdpowiedzUsuńJak widzę jak ubierają się, zachowują, czy słyszę o czym rozmawiają obecne 14-15 letnie gówniary (trochę uogólniam teraz) to rzeczywiście trzeba się pilnować, szczególnie jeśli z jakiegoś powodu te małolaty Cię nie trawią.
Wiesz, różnie może być. Mam zasadę, zawsze jak jakaś uczennica ma do mnie sprawę na przerwie to rozmawiam z nią w klasie, ale przy otwartych szeroko na korytarz drzwiach, albo (częściej) na korytarzu w czasie przerwy tak przy innych osobach.
Kiedyś wyrzucono z pracy u nas 24-letniego chłopaczka, który uczył angielskiego, a którego dwie prawie 16-letnie panienki oskarżyły, że proponował im sex. Dyrekcja nie chciała rozgłosu i wyciszyła sprawę, a on niby sam się zwolnił.
Strasznie mnie ta sprawa interesowała i zacząłem podpytywać innych uczniów co wiedzą na ten temat. Wersja nieoficjalna była taka: same zrywały się z lekcji i do niego łaziły siedząc z nim sam na sam w klasie (gdy miał wolną lekcję) i się do niego śliniły.
Był głupi, że na to pozwolił, a one tę jego głupotę chciały wykorzystać narzucając mu się z "żądaniem" by stawiał im za darmo oceny. Chłop się postawił i sobie nagrabił. Załatwiły go na cacy.
Oczywiście nie bronię go, ale jak tam naprawdę było, to chyba tylko sam Pan Bóg jeden wie.
A ten film to przypuszczam, że "Dzikie żądze" z 1998 r. z Mattem Dilonem, Kevinem Baconem i młodziutką Denise Richards, późniejszą dziewczyną Bona-Brosnan i żoną pierwszego chlora i ćpuna Hollywood, Charlie Sheena.
Swoją drogą Denise wyglądała uroczo w basenie ze swoją koleżanką (w filmie) he he he :)
słuchaj, takie 16-tki są już biologicznie (i coraz częściej psychicznie) w wieku rozrodczym, hormony im buzują
Usuń(młodzież jest o wiele bardziej pouświadamiana i doświadczona niż dajmy na to naście lat temu, w niektórych sprawach są bardziej do przodu niż my)
miałem nawet okazję rozmawiać dłużej z taką wyemancypowaną sexo-nastką swobodniej przy jakiś sprawach firmowych, kontekst zawodu i przyszłości (nie martw się, przy ludziach i otwartych drzwiach! debilem jeszcze nie jestem!), atmosfera się rozluźniła i de facto powiedziała, że co jak co, ale ona w życiu to jak najszybciej chce chłopa znaleźć i się ustawić (sondowała mnie? cholera wie?)
kiedyś z resztą był przepis, że zgodnie z prawem bodajże taka 16-tka, za zgodą rodziców może wstąpić w związek małżeński, nie wiem jak jest teraz po wejściu do UE
może znów się odezwą jakieś rozdrażnione czytelniczki, że bzdury gadam, i że seksizm - ale taka jest rzeczywistość, atutem nie każdej dziewczyny (pełnoprawnej i świadomej osoby!!!!) jest intelekt
"(nie martw się, przy ludziach i otwartych drzwiach! debilem jeszcze nie jestem!)"
OdpowiedzUsuńHa ha ha :)
A tak w ogóle to myślę, że jest coraz gorzej. Kiedyś, jakieś 15 lat temu, szokiem dla mnie było, gdy się dowiedziałem, że moja 17-letnia daleka znajoma ma żonatego kochanka 30-kilkuletniego, który za to, że ona się z nim ten teges, płacił jej miesięczną pensję 600 zł. Ja wtedy zarabiałem tyle w fabryce na 3 zmiany. Wiedziałem to od siostry, która się z nią kumplowała. Tamta laska po całym mieście się przechwalała, że ma zajeFajne życie - kasa "za darmo" :))
Minęło kilkanaście lat i nic już mnie nie zdziwi. Jakieś 3 czy 4 lata temu w naszej małomiasteczkowej dziurze wybuchła sensacja. Aresztowali jakiegoś kolesie po 50., który molestował gimnazjalistki. Okazało się, że 14-15 letnie gówniary latały same do niego, bo chciały mieś kasę na swoje wydatki i wśród gimnazjalistek chodziła po cichu wieść, że jest okazja zarobić parę złotych. Koleś im płacił za pokazywanie tego i owego a także za to że robiły mu pewną czynność na l... :)
Wydało się, bo sąsiedzi uznali za podejrzane, że jakieś małolatki non stop go odwiedzają, a on był rozwodnikiem i mieszkał sam. Najlepsze jest to , że Polizei znalazła u niego notes, w którym zapisywał wydatki typu: Ania - 50 zł, Kasia - 30 zł itd.
I pomyśleć, że będą to kiedyś czyjeś żony i matki. Tragedia.
Uprzedzam, że laski nie były z mojej szkoły. Aż boję się pomyśleć co się współcześnie dzieje, kiedy człowiek słyszy o zabawach gimnazjalistów np. w słoneczko itp. Gówniarzom się w dupach poprzewracało.
Ok, kończę, bo off top się robi ...
Pytanie na koniec: słyszałeś wczoraj o nowej sensacji we Włoszech ? Ile zarabiają wysocy urzędnicy włoscy ? Szef włoskiej policji zarabia tyle ile szef FBI i Scotland Yardu razem wzięci. Włoski urzędas to ma klawe życie he he ...
oj, do urzędów i budżetówki jak dla mnie droga daleka
Usuńpo prostu nie mam psychiki na te nieustanne gierki, przepychanki, kolesiostwo, kombinatorykę... a na najniższej pozycji z perspektywą awansu skończyć nie zamierzam
wiem do z budżetówki mam cześć rodziny, z edukacji także
nie mówię "NIE", jeśli życie przymusiłoby to poszedłbym na etat, nawet do budżetówki? JASNE ŻE TAK! (a pewnie po godzinach próbowałbym kombinować jakiś nowy mały interesik, i jak najszybciej chciałbym się uniezależnić)
rodzinę trzeba utrzymać, itp.
z offtopami nie ma strachu - nowa struktura bloga jest tak elastyczna, że jeśli się zrobi offtop można podgląd wyłączyć i po strachu
z resztą ten blog jest dla nas, a nie my dla bloga, i jak mamy sobie ochotę porozmawiać i się zrelaksować to tak ma być i koniec!
Ok, dzięki :)
OdpowiedzUsuńLatem brat próbował mi zrobić zdjęcie z panią owiniętą w takie właśnie wdzianko jak na fotce numer dwa.Pani miała być oczywiscie w tle.Zdjęcie z tak zawnego partyzanta.Braciszek omal nie dostał wówczas po twarzyczce.Omal nie skonczyliśmy sceną finałową z "Pachnidła":)
OdpowiedzUsuńGłównym agresorem był....brat owejomotanej w tekstylia pani, który nie życzył sobie, żeby jego siostrze robiono zdjęcia.
I tu paradoks. Czy to nie MÓJ brat powinien rzucać się na facetów, którzy bezpardonowo cmokali na widok moich odnóży w szortach i sandałach????
A w ogóle- czy aby na pewno kobieta na pierwszej fotografii jest ROZNEGTLIŻOWANA?
"Latem brat próbował mi zrobić zdjęcie z panią owiniętą w takie właśnie wdzianko jak na fotce numer dwa.Pani miała być oczywiscie w tle.Zdjęcie z tak zawnego partyzanta.Braciszek omal nie dostał wówczas po twarzyczce.Omal nie skonczyliśmy sceną finałową z "Pachnidła":)
UsuńGłównym agresorem był....brat owejomotanej w tekstylia pani, który nie życzył sobie, żeby jego siostrze robiono zdjęcia"
Ja kiedyś we Francji mijałem się z taką na chodniku. Pierwsze co pomyślałem, to: "Tylko się przy mnie nie wysadź!" Strach się bać :) Ha ha ha rasista jakiś ze mnie :))
A tak mówiąc serio, a propos drugiej części Twojego komentarza:
"I tu paradoks. Czy to nie MÓJ brat powinien rzucać się na facetów, którzy bezpardonowo cmokali na widok moich odnóży w szortach i sandałach????"
Myślę, że jeśli kobieta nie życzy sobie być traktowana jak kawałek mięsa (sorry za określenie) idąc latem ulicą np. z bratem i słysząc jakieś cmokanie czy inne odgłosy to myślę, że rasowy brat-facet z zasadami mógłby podejść i trzasnąć takiego delikwenta w ryj. Pytania trzy:
1. co Ty na to w takiej sytuacji ?
2. czy powinien dać w ryj za samo napalanie się (patrzenie) ?
3. czy w ogóle powinien się aż tak daleko posuwać (do rękoczynów) ?
Mam kumpla, który w taki interesujący sposób zgasił kiedyś znajomego (zarówno kumpel jak i jego znajomy są żonaci i mają córki). Siedzieli przy browarku, gdy na horyzoncie pojawiła się atrakcyjna panna. Znajomy do mego kumpla: Ty patrz, ale dupa! Ale bym ją wyru... !
Kumpel do niego tak: Skąd wiesz czy w tym momencie jakiś koleś na drugim końcu miasta nie mówi tak do lub o Twojej żonie lub córce? Po tych słowach miła atmosfera przy piwie się popsuła i dalej gadka przestała się kleić.
Kumpel jest strasznie zasadniczy (co uważam za pozytywną cechę) i generalnie nie jest ani jakimś pantoflarzem ani macho dupkiem. Po prostu ma zasadę, że nigdy nie mówi o innych tego czego nie chciałby by inni mówili o nim i jego rodzinie.
Przyznaję, że podziwiam to w nim, bo ludzi z takim podejściem mogę w swoim otoczeniu policzyć na palcach 1 ręki.
Temat szeroki. Odpowiadam w skrócie:
Usuń1)kwestaia różnic kulturowych to jedno, a burackiego epatowania seksualnoscia -drugie.
Jezeli kobieta z Europy snuje się w 48 stopniowym upale w szortach do kolan i sandałach na płaskiej podeszwie (nie-w postrzepionej miniówie i złotych szpileczkach na paski)to raczej nie po to, żeby wywoływać burze hormonalne w osobnikach płci przeciwnej.
Zatem -ja na to nic.
Rozumiem różnice.
Cmokają widać na wszystko, co nie pozawijane.
2)Zaskoczyłoby mnie, gdyby brat walił w takiej sytuacji po ryju.Kumaty jest człek.
3)Predzej oczekiwałabym rękoczynów w Polsce.Jako spadkobierca romantycznej rycerskiej tradycji naszej narodowej ,brat powinien walić po ryju-zwłaszcza w obronie czci siostry (odszczekać-pewnie sama bym odszczekała:))))
Oczekiwałabym jednak "poryjuwalenia" intelektualnego (zabójcze pointy).Przemoc fizyczna to jednak prymitywny sposób wyrównywania rachunków.Powiedziałabym-oznaka słabości.
Jeśli zaś chodzi o Twoją anegdotę - przypomniała mi sie znajoma deklarujaca (głośno i przy każdej okazji)zrozumienie i akceptację dla mniejszości wszelkich maści...złaszcza dla homoseksualistów."Dociśnięta do sciany" wyznała, że gdyby jej syn okazał sie gejem-wyjechałaby z kraju...Taaaak.....
dobry znajomy "od kufelka", na wyznanie rodzonego brata, że ów jest homosiem, co więcej przedstawieniu jego chłopaka, jakby tego było mało Niemca (a to już jak dla mnie lekka przesada, by Niemiec Polaka ten... no wiecie sami)... oświadczył: "hmm... brachu, bądź sobie gejem, co jak co... od tego mnie rano d... nie boli... tylko ciebie!"
Usuńpo czym poszli w trójkę konkretnie zapić
I to jest to!Faceci zawsze znajdą płaszczyznę (czy może raczej-ciecz?)porozumienia.Pozazdrościć.
UsuńKomunikacja z kobitkami wymaga, rzec mozna, pewnej pajęczej misterii:)
A że Niemiec Polaka ...ten tego....To już chyba nie pierwszy raz (matula historia)???
UsuńZobaczyłam w moim wpisie (powyzej)kilka literówek (tak juz mam)i uświadomiłam sobie, ze molestowanie czy kradzież to przynajmniej mocne, konkretne argumenty, żeby zwolnić tego, kogo i tak chce się zwolnić. Wrobić w te zarzuty dzisiaj- to prawdopodobnie nic trudnego, ale przyjnamniej bronić się mozna (chociaż , fakt, opinia zszargana).
OdpowiedzUsuńMoja przełożona (na szczęście juz była)osoba, która z trudem konstruowała poprawne zdanie w języku ojczystym, miała inne metody. Nie dosc, że molestowała podlegających jej facetów (czasem nawet robiła to publicznie),słynęła z wymyślania zarzutów absudalnych.
Były to na przykład LITERÓWKI!!!!I to w dokumentach sporządzanych na własny użytek.
Do dzisiaj mam lęki.
właśnie tego nie lubię w korpo-rzeczywistości
Usuńbyle wieśniara może cię wrobić w molestowanie i na każdym kroku trzeba uważać na siebie, chwila spoufalenia, chwila nieuwagi...
to samo z kradzieżą, też wystarczy moment nieuwagi...
no i koledzy i koleżanki... w korporacji nie ma czegoś takiego... przekonałem się
a tak? jestem na swoim! nie jest lekko, ale w razie problemów to ja mogę powiedzieć temu i owemu klientowi wyp***aj!
Co z resztą kilka razy przez te lata się zdarzyło! To jest dopiero satysfakcja pogonić jednego czy drugiego ciula :>
aha, alicjusz, nawet jak człowiek jest częściowo na swoim, ma jakąś alternatywę i odskocznie - inaczej się funkcjonuje
UsuńNooooo....właśnie.Wiem, wiem....Tylko ze ja jestem "mistrzem" w dziedzinie rzekłabym-ZANIKAJĄCEJ. Tak więc - zanim bedę na swoim....dobiję do 60-tki.Ale działam, działam....
UsuńAle, wiesz? Nasza była przełożona pofikała i spadła na dno....czyli na nasz poziom:))))
UsuńNo i ostatnio musi współpracować ze mną, hi, hi....bezcenne.Fortuna kołem....
Jednak potwierdzam-nie spoufalać się w pracy, żadnych tam kawek, zwierzeń, plotek-ŻELAZNA ZASADA SURVIWALOWA.
"Jednak potwierdzam-nie spoufalać się w pracy, żadnych tam kawek, zwierzeń, plotek-ŻELAZNA ZASADA SURVIWALOWA."
UsuńZgadzam się. Ja już się nie raz przejechałem, więc teraz uważam. Lepiej za dużo nie mówić, a już broń Panie Boże by mówić o swoich prywatnych sprawach. Może jestem przewrażliwiony, ale czasami odnoszę wrażenie, że w pracy każdy tylko czeka, by coś od Ciebie wyciągnąć, bo jakoś tak nudno i kończą się powoli tematy do plotek i do obrabiania innym tyłka.
Kiedyś szefowa zasugerowała mi tak niby żartem, że ja muszę prowadzić bardzo spokojne i zbyt poukładane życie i żeby chyba nie zdarza mi się zaszaleć od czasu do czasu. Spytałem dlaczego tak myśli. A ona mi tak: "Bo nie ma na pana temat żadnych plotek w pracy. Aż dziwne."
Wyobrażacie sobie ? Odpaliłem jej, że jestem z natury dyskretnym człowiekiem i już dawno wyrosłem z pajacowania typu jaki to ja niby nie jestem kozak prywatnie, podziwiajcie mnie wszyscy i zazdrośćcie mi wszyscy. Dodałem też, że jestem dumny z tego , że nie ma plotek na mój temat i traktuję to jako komplement. Oczywiście powiedziałem to z uśmiechem. Od tamtej pory nie było już więcej ze strony szefowej żadnych aluzji.
Powiem szczerze nawet na wspólne wycieczki w pracy nie jeżdżę. Pewnie myślą, że się wywyższam, ale mam to gdzieś.
Moja rada dla wszystkich na etacie dla świętego spokoju: przyjdź do pracy, skup się wyłącznie na niej od do, a na kawki czy ploteczki spotykaj się z własnymi znajomymi spoza pracy. Moim zdaniem to zdrowy układ.
dodam jeszcze od siebie....
Usuńjak ci przyjdzie ochota bloga założyć... to nie zapraszaj na niego kolegów z pracy (w moim przypadku współpracowników, pracowników i klientów)...
Potwierdzam!
UsuńOd lat blogowalam "jawnie".W styczniu pousuwałam swoje blogi. Ze względu wlaśnie na fakt, że ludzie z pracy (ale tez z otoczenia)wiedzili, kto pisze (otwieranie poczty stawało sie traumatycznym przeżyciem-nie mówiąc o komentarzach).Zostawiłam tylko jeden UlIZANY(zatem słaby:) blog, żeby nie było, ze cos tam kombunuję.
Nie ma sensu ujawniać się i odsłaniać, bo ludzie, zwłaszca współpracownicy....wiadomo!
Raz miałam przyjemnosc odebrać oficjalne pismo o naruszeniu (w blogu!!!)tajemnicy służbowej i grożących konsekwencjach (dyrektorka nie złapała metafory:)))
Oszczędzam więc nerwy. No i mogę pisać, co mi się tam wystuka bez ograniczeń.
Oczywiście miało być "zostawiłam TYLKO JEDEN-ULIZANY".
UsuńJa faktycznie mam jakis problem z tymi literówkami, albo czas na wizytę u okulisty:)Wybaczcie:)
Ja zawsze rezygnowalam ze wszystkich swoich prac, a przy kontraktowaniu konczyly sie w naturalny sposob.
OdpowiedzUsuńDo pracy przychodze zarabiac pieniadze, nie przychodze na pogaduszki i nie dziele sie zyciem prywatnym. Mozna dorobic sie opini, ze jest sie "quiet & dull", ale to nie ma znaczenia. Wychodze z pracy, zyje wlasnym zyciem. Pluskanie sie w korporacyjnym basenie mam dosc dobrze opanowane.
ludzie w pracy wydłubią ci oczy za 5 zl :) po pierwsze kłam o pensji zawsze mów ze masz mniej od nich zapytaj sie wprost pracodawcy ile powinieneś mówić. Sam zrezygnowałem z pracy z powodu zespołu. W pracy przez o.5 roku nie wierz nikomu, a potem najwyżej jednej osobie, pomagaj innym, ale nie nachalnie, przede wszystkim dbaj o siebie :) no i tyle
OdpowiedzUsuń:) praca, moim zdaniem to jest tylko dla nieudaczników, którzy niewiedzą co z sobą zrobić.
OdpowiedzUsuń