Kryzys w krajach południa... czyli dlaczego go tam nie ma!
Wczoraj rozmawiałem z klientem, który bywa w krajach południa jeszcze częściej niż ja, oraz nie ogranicza się do turystyki i zwiedzania, ale próbuje nawiązywać żywe kontakty z lokalnymi mieszkańcami, wbić się nieco w życie poza miastami, zawędrować na wieś np. w celu kupienia oliwy lub czegoś mocniejszego bezpośrednio od mieszkańców wiosek, którzy produkują to od pokoleń, klapnięcia w jakiejś lokalnej knajpce, tawernie, itp. gdzie niekoniecznie mają wstęp głośno szwargocące niemieckie wycieczki, lub wiecznie zachlani Anglicy, pogadania z ludźmi... oto pogląd na kryzys mojego południo-znawcy.
Przede wszystkim ci ludzie w pięknych krajach Południa uważają, że kryzys to nie jest ich kryzys. Kryzys to ma państwo. Kryzys to maja ONI nie MY tutaj na wsi lub w miasteczku. (Ludzie prowincji w krajach południowej Europy średnio identyfikują się z instytucją państwa, gdzieniegdzie nawet uważają tą instytucję za wrogą.)
Ludzie południa mimo wolnego trybu życia i bijącego nam w oczy lenistwa często nie są biedni, choć za takich lubią uchodzić, mają majątek kumulowany od pokoleń, nieruchomości, dosyć wysoki poziom oszczędności własnych i co najlepsze jakoś UMIEJĄ ten majątek gromadzić i kumulować. Co więcej w niektórych krajach tak doskonale ssali unijnego cyca, tak doskonale umieją korzystać z przywilejów socjalnych własnych państw, że z tego co wyssali przez lata można żyć jeszcze długo i dostatnio.
Kryzys to mają bankierzy, budżety i rządy, nie Grecja, nie Włochy, rządząca biurokracja, nie ludzie! Owszem, kryzys może się odbić na mieszkańcach tamtejszych wielkich miast i tamtejszych młodych-wykształconych filozofach, socjologach, kulturoznawcach, psychologach i innych ***logach, którym na uniwerkach rozbuchano ambicję a nie dano żadnej realnej wiedzy umożliwiającej funkcjonowanie w gospodarce... (Tak jak i w Polsce taki przeciętny magister kozy już nie wydoi i pracować w sadzie nie pójdzie!!! Lewe rączki do pracy i lewe myślenie w pustej główce.)
Nieeee, na południu tak naprawdę kryzysu nie ma. Praca? Jaka praca? Będzie, czy nie będzie - to jakoś to będzie! Tak czy inaczej trzeba będzie usiąść z przyjaciółmi/sąsiadami/rodziną minimum na parę godzin dziennie, jeść, popijać wino, albo lokalny destylat, pogadać o wszystkim i o niczym. Jedzenie jest, ciepło jest, sympatycznie jest... zawsze przyjadą na urlop zestresowani i bladzi mieszkańcy Północy i kasa zawsze będzie... po co się spinać jakimś kryzysem bankierów i polityków!
Przede wszystkim ci ludzie w pięknych krajach Południa uważają, że kryzys to nie jest ich kryzys. Kryzys to ma państwo. Kryzys to maja ONI nie MY tutaj na wsi lub w miasteczku. (Ludzie prowincji w krajach południowej Europy średnio identyfikują się z instytucją państwa, gdzieniegdzie nawet uważają tą instytucję za wrogą.)
Ludzie południa mimo wolnego trybu życia i bijącego nam w oczy lenistwa często nie są biedni, choć za takich lubią uchodzić, mają majątek kumulowany od pokoleń, nieruchomości, dosyć wysoki poziom oszczędności własnych i co najlepsze jakoś UMIEJĄ ten majątek gromadzić i kumulować. Co więcej w niektórych krajach tak doskonale ssali unijnego cyca, tak doskonale umieją korzystać z przywilejów socjalnych własnych państw, że z tego co wyssali przez lata można żyć jeszcze długo i dostatnio.
Kryzys to mają bankierzy, budżety i rządy, nie Grecja, nie Włochy, rządząca biurokracja, nie ludzie! Owszem, kryzys może się odbić na mieszkańcach tamtejszych wielkich miast i tamtejszych młodych-wykształconych filozofach, socjologach, kulturoznawcach, psychologach i innych ***logach, którym na uniwerkach rozbuchano ambicję a nie dano żadnej realnej wiedzy umożliwiającej funkcjonowanie w gospodarce... (Tak jak i w Polsce taki przeciętny magister kozy już nie wydoi i pracować w sadzie nie pójdzie!!! Lewe rączki do pracy i lewe myślenie w pustej główce.)
Nieeee, na południu tak naprawdę kryzysu nie ma. Praca? Jaka praca? Będzie, czy nie będzie - to jakoś to będzie! Tak czy inaczej trzeba będzie usiąść z przyjaciółmi/sąsiadami/rodziną minimum na parę godzin dziennie, jeść, popijać wino, albo lokalny destylat, pogadać o wszystkim i o niczym. Jedzenie jest, ciepło jest, sympatycznie jest... zawsze przyjadą na urlop zestresowani i bladzi mieszkańcy Północy i kasa zawsze będzie... po co się spinać jakimś kryzysem bankierów i polityków!