Jedzenie w restauracjach - czego nie zamawiać.
Na życzenie czytelnika publikuje kilka zasad - pochodzą one od kolegi, który osobiście pracował w branży. Niektóre hardkorowe historie, którymi się ze mną dzielił nie nadają się na bloga, od niektórych autentycznie co wrażliwsi z was by się powymiotowali. Zatem do dzieła, tak kulturalnie jak się da:
7 zasad krytycznych:
Pierwsza zasada - nie zamawiamy "dania dnia", "szef kuchni poleca", żadnych "promocji", itp. To szczególnie te dania, które są wypisane kredą lub markerem na tablicy, niezależnie od wydrukowanej stałej karty. Czy muszę pisać o co chodzi? Czy jesteście na tyle obeznani, aby już wiedzieć? :)
Druga zasada - generalnie uważamy na wszelkie mięso. Jednak absolutnie nie jemy nic mielonego, miksowanego, itp. Nie jemy żadnych gulaszy, a choćby przykładano nam pistolet do głowy, nie jemy sosu bolońskiego (!!!) ani żadnego sosu z drobno pokrojonym mięsem. Od czasu jak regulacje UE zabroniły skarmiania świń resztami - zjawisko kreatywnego wykorzystania zwrotów i resztek (nawet w tzw. dobrych lokalach) nasiliło się. Nie jemy mięs przyprawionych na ostro przez kucharza.
Trzecia zasada - nie jemy w restauracjach żadnych wędzonek a w szczególności wędzonych ryb (Chyba, że jesteśmy w wędzarni u rybaka i wyjmuję on tą rybę prosto z komina - przy nas!). Historia o słynnym, długowiecznym "poznańskim" węgorzu - to niestety nie mit :)
Czwarta zasada - nie zamawiamy absolutnie potraw drogich (to też a'propos słynnego węgorza). Jedzenie w restauracji generalnie nie jest tanie - chodzi mi o potrawy z (cenowej) góry karty. Recykling i kombinacje co do droższych składników są tu na początku dziennym.
Piąta zasada - nie jemy sosów majonezowych, majonezu, sosów śmietanowych. Nie jemy także surówek opartych na tych sosach. Czyli generalnie uważamy na nabiał.
Szósta zasada - nie jemy w restauracjach tatara, sushi, metki, kiełbasy polskiej surowej, potraw z surowych jaj, itp.
Siódma zasada - NIGDY, ale to nigdy nie narzekamy, nigdy nie składamy reklamacji. Jeśli jest coś ewidentnie nie tak, odkładamy potrawę, płacimy, dziękujemy, wychodzimy - zdziwienie załatwiamy komentarzem, że "nagle źle się poczuliśmy". Odmienne postępowanie w końcu kończy się bardzo źle (czasem bez wiedzy klienta).
7 zasad krytycznych:
Pierwsza zasada - nie zamawiamy "dania dnia", "szef kuchni poleca", żadnych "promocji", itp. To szczególnie te dania, które są wypisane kredą lub markerem na tablicy, niezależnie od wydrukowanej stałej karty. Czy muszę pisać o co chodzi? Czy jesteście na tyle obeznani, aby już wiedzieć? :)
Druga zasada - generalnie uważamy na wszelkie mięso. Jednak absolutnie nie jemy nic mielonego, miksowanego, itp. Nie jemy żadnych gulaszy, a choćby przykładano nam pistolet do głowy, nie jemy sosu bolońskiego (!!!) ani żadnego sosu z drobno pokrojonym mięsem. Od czasu jak regulacje UE zabroniły skarmiania świń resztami - zjawisko kreatywnego wykorzystania zwrotów i resztek (nawet w tzw. dobrych lokalach) nasiliło się. Nie jemy mięs przyprawionych na ostro przez kucharza.
Trzecia zasada - nie jemy w restauracjach żadnych wędzonek a w szczególności wędzonych ryb (Chyba, że jesteśmy w wędzarni u rybaka i wyjmuję on tą rybę prosto z komina - przy nas!). Historia o słynnym, długowiecznym "poznańskim" węgorzu - to niestety nie mit :)
Czwarta zasada - nie zamawiamy absolutnie potraw drogich (to też a'propos słynnego węgorza). Jedzenie w restauracji generalnie nie jest tanie - chodzi mi o potrawy z (cenowej) góry karty. Recykling i kombinacje co do droższych składników są tu na początku dziennym.
Piąta zasada - nie jemy sosów majonezowych, majonezu, sosów śmietanowych. Nie jemy także surówek opartych na tych sosach. Czyli generalnie uważamy na nabiał.
Szósta zasada - nie jemy w restauracjach tatara, sushi, metki, kiełbasy polskiej surowej, potraw z surowych jaj, itp.
Siódma zasada - NIGDY, ale to nigdy nie narzekamy, nigdy nie składamy reklamacji. Jeśli jest coś ewidentnie nie tak, odkładamy potrawę, płacimy, dziękujemy, wychodzimy - zdziwienie załatwiamy komentarzem, że "nagle źle się poczuliśmy". Odmienne postępowanie w końcu kończy się bardzo źle (czasem bez wiedzy klienta).