Zbieranie puszek, zbieranie butelek - bezczelni żule i menele
Szczególnie w sezonie letnim jestem często zaczepiany przez żuli, szczególnie pod sklepami monopolowymi oraz marketami w mojej okolicy. "Szefie - daj 50 groszy - ten upał mnie wykańcza" to jeden z ostatnich tekstów. Czasem daje, jak mam dobry humor, ok wiem, że się nie powinno, ale jakoś ostatnio kilka razy obdarowałem meneli.
Dochodzę jednak po przemyśleniu, że są oni bezczelni i rozbestwieni. Już kiedyś pisałem, że z uwagi na bliskość pubu i monopola muszę sprzątać puszki i butelki na terenie mojej posesji (a właściwie wynajętej) - taki obowiązek gospodarza - puszki wystawiam koło mojego śmietnika skąd są zabierane przez zbieraczy. Sam aktualnie do skupu puszek nie noszę, dla tych kilku zbierać nie warto - a nie zbieram swoich z braku miejsca w kuchni i coraz częstszego picia lokalnego piwa w butelkach wymiennych.
Z pozostawionych butelek czasem korzystam, np. jeśli chcę kupić np. słynny "Lwówek Książęcy" w sklepie przecznicę dalej, gdzie mnie dziewczyny nie znają i kasują za kaucję.
Robiąc sobie jednak spacer do supermarketu - ok. kilkuset metrów max. - naliczyłem na blokowisku ok. 20 puszek pozostawionych tuż koło chodnika, koło ławki, na trawniku - ewidentnie, elegancko wystawionych dla nocnych zbieraczy - nie mówię o nurkowaniu w miejskim śmietniku, ani zaglądaniu do kubłów, ale o puszkach ewidentnie wystawionych do recyklingu! Naliczyłem też kilka butelek wymiennych, które wystarczy wrzucić do automatu w supermarkecie i na podstawie kwitu w kasie odzyskać pełną kaucję.
Autentycznie (odpukać) jeśli nie miałbym pracy i nic lepszego do roboty - to sam zebrałbym to, na tyle dyskretnie na ile to możliwe, do torby i po nieco dłuższym spacerze byłbym przynajmniej o te kilka zł do przodu.
Uważam, że robiąc codziennie rundkę (po kilkunastotysięcznym osiedlu) rowerem i zbierając tylko to co wystawione/rzucone na trawnik - nawet bez zaglądania do śmietników (to domena nocnych komandosów) - mógłbym wyrobić jakąś minimalną dniówkę/emeryturę/zasiłek, itp. Menele jednak, wielkie Państwo, d**y nie ruszą i nie schylą się po pieniądz leżący na chodniku - tylko wołają: "Szefie, 50 groszy będzie, albo jakaś fajeczka?"
Dochodzę jednak po przemyśleniu, że są oni bezczelni i rozbestwieni. Już kiedyś pisałem, że z uwagi na bliskość pubu i monopola muszę sprzątać puszki i butelki na terenie mojej posesji (a właściwie wynajętej) - taki obowiązek gospodarza - puszki wystawiam koło mojego śmietnika skąd są zabierane przez zbieraczy. Sam aktualnie do skupu puszek nie noszę, dla tych kilku zbierać nie warto - a nie zbieram swoich z braku miejsca w kuchni i coraz częstszego picia lokalnego piwa w butelkach wymiennych.
Z pozostawionych butelek czasem korzystam, np. jeśli chcę kupić np. słynny "Lwówek Książęcy" w sklepie przecznicę dalej, gdzie mnie dziewczyny nie znają i kasują za kaucję.
Robiąc sobie jednak spacer do supermarketu - ok. kilkuset metrów max. - naliczyłem na blokowisku ok. 20 puszek pozostawionych tuż koło chodnika, koło ławki, na trawniku - ewidentnie, elegancko wystawionych dla nocnych zbieraczy - nie mówię o nurkowaniu w miejskim śmietniku, ani zaglądaniu do kubłów, ale o puszkach ewidentnie wystawionych do recyklingu! Naliczyłem też kilka butelek wymiennych, które wystarczy wrzucić do automatu w supermarkecie i na podstawie kwitu w kasie odzyskać pełną kaucję.
Autentycznie (odpukać) jeśli nie miałbym pracy i nic lepszego do roboty - to sam zebrałbym to, na tyle dyskretnie na ile to możliwe, do torby i po nieco dłuższym spacerze byłbym przynajmniej o te kilka zł do przodu.
Uważam, że robiąc codziennie rundkę (po kilkunastotysięcznym osiedlu) rowerem i zbierając tylko to co wystawione/rzucone na trawnik - nawet bez zaglądania do śmietników (to domena nocnych komandosów) - mógłbym wyrobić jakąś minimalną dniówkę/emeryturę/zasiłek, itp. Menele jednak, wielkie Państwo, d**y nie ruszą i nie schylą się po pieniądz leżący na chodniku - tylko wołają: "Szefie, 50 groszy będzie, albo jakaś fajeczka?"