Skuter

Wczoraj we Wrocławiu przypomniałem sobie, dlaczego opuściłem metropolię i wybrałem codzienne życie w mniejszym mieście. Po skutecznym utknięciu w korku mniej więcej od Centrum po Zoo moja frustracja sięgała zenitu - posuwanie się z prędkością raczkującego niemowlaka, ani zjechać, ani zaparkować, jakoś na szczęście udało mi się wjechać w boczną uliczkę w okolicach Górnego Awanportu Śluzy Szczytnickiej (o którym niedługo napiszę) i zaparkować po dłuższym poszukiwaniu wolnego miejsca. Po samochód wróciłem wieczorem, po rozładowaniu się korka.

W chwili kiedy tkwiłem jak ten byk w pędzonym na oślep stadzie (pędzonym! heh, ale mi się napisało! no chyba że chodzi o pędzenie stada ślimaków!) z zazdrością obserwowałem motory i skutery dosyć zwinnie przeciskające się przez korek.


Skuter także zakupił sąsiad ojca dojeżdżający do pracy na odległość kilku kilometrów. Tym razem nie ma mowy o regularnych i gigantycznych korkach, choć samochodem na kilka - kilkanaście minut sąsiadowi zdarzało się już utknąć podczas dojazdu do pracy. Sąsiad wyliczył także, że dzięki różnicy w kosztach paliwa ten skuter ma praktycznie za darmo. Czemu nie? To nie tylko patent na oszczędność gotówki, ale też jak zauważyłem wczoraj - oszczędność nerwów.

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Oszczędny przepis: serca drobiowe dla smakoszy

Polsat cyfrowy - multiroom - problemy i pozorna oszczędność?