Lifestyle - czyli kilka słów o autorze tego bloga oraz piękny skyline.
Zgodnie z pomysłem, do którego mnie podpuścił kolega Rafał podejmuję kilka tematów lajfstajlowych, choć jestem pełen sceptycyzmu, czy czytelnicy będą mieli z tego uciechę, czy nie - czy jakoś wczorajszy żart (historia 100% autentyk) podpasował i czy Czytelnicy zaczęli walić do mnie drzwiami i oknami, to nie wiem. Czy ja mam w ogóle zadatki na blogowego celebryte?
Dziś o mnie i pięknym skyline.
Ten dokładnie widok miałem z okna przez parę lat, a wcześniej widok jeszcze rozleglejszy, mieszkałem bowiem, o ile pamiętam, na 15 piętrze wieżowca. Może ten widok to nie Buenos Aires, ale dla mnie jest on bardzo przyjemny.
To jest panorama Poznania, miasta gdzie spędziłem spory kawał swojego życia, na tyle spory, że mam ten widok cały czas w głowie. To czerwone i prążkowane po prawej to nie jest gigantyczna reklama firmy Durex, ale moja Alma Mater (kliknąć i powiększyć) gdzie także godzinami na ćwiczeniach, zamiast słuchać lektorów wpatrywałem się w krajobraz miasta na około.
Do korporacji i wielkomiejskiego życia nadaje się jednak w gruncie rzeczy jak bita śmietana do kotleta schabowego, więc pewnego dnia - podjąłem decyzję o przeniesieniu na prowincję - chyba mi to nieustanne wpatrywanie się w horyzont z ostatnich pięter Collegium Altum w głowie źle zrobiło, i musiałem pojechać za miasto... dużo wody w Warcie popłynęło... wiele tysięcy kilometrów i mil przebyłem... ale o tym później....
Dziś o mnie i pięknym skyline.
Ten dokładnie widok miałem z okna przez parę lat, a wcześniej widok jeszcze rozleglejszy, mieszkałem bowiem, o ile pamiętam, na 15 piętrze wieżowca. Może ten widok to nie Buenos Aires, ale dla mnie jest on bardzo przyjemny.
To jest panorama Poznania, miasta gdzie spędziłem spory kawał swojego życia, na tyle spory, że mam ten widok cały czas w głowie. To czerwone i prążkowane po prawej to nie jest gigantyczna reklama firmy Durex, ale moja Alma Mater (kliknąć i powiększyć) gdzie także godzinami na ćwiczeniach, zamiast słuchać lektorów wpatrywałem się w krajobraz miasta na około.
Do korporacji i wielkomiejskiego życia nadaje się jednak w gruncie rzeczy jak bita śmietana do kotleta schabowego, więc pewnego dnia - podjąłem decyzję o przeniesieniu na prowincję - chyba mi to nieustanne wpatrywanie się w horyzont z ostatnich pięter Collegium Altum w głowie źle zrobiło, i musiałem pojechać za miasto... dużo wody w Warcie popłynęło... wiele tysięcy kilometrów i mil przebyłem... ale o tym później....