Paliwo typu premium - potęga marketingu i czysta psychologia. Sukces i 250 tys. odwiedzin na blogu.
Od ponad 10 lat samodzielnie użytkuję różne samochody, tzn. na zasadzie pełnej odpowiedzialności za stan techniczny, materiały eksploatacyjne i paliwo. Dziś przy okazji tankowania przyszła mi do głowy jedna myśl.
Mianowicie w ciągu tych 10 lat, tylko 1 raz (słownie: JEDEN RAZ!!!) zaobserwowałem odczuwalną różnice w jakości paliwa, które zatankowałem w Tesco w stosunku do paliwa typu premium na stacji Shell. Obserwacja się powtórzyła po raz drugi i ostatni, po zatankowaniu paliwa na Statoil - auto jakoś tak słabo ciągnęło, że poratowałem się dolaniem kilkunastu litrów na Shellu. To wszystko. Tankowałem przy tym dość często w różnych miejscach, trzymając się zasadniczo różnych stacji sieciowych i supermarketowych.
Generalnie nie widzę różnicy między jakością paliwa na różnych stacjach - a skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?
Czytałem także wiele wypowiedzi i artykułów na temat paliw typu premium, ultra, super, dynamic, verva, suprema... i co tam jeszcze marketingowcy wymyślą. Zdania były podzielone, z lekką przewagą na fakt, że jest to czysta psychologia i marketing. Osobiście przychylam się do tego zdania, bazując na swoich długoletnich obserwacjach (ja także nie raz, chcąc zafundować sobie odrobinę luksusu nalałem "lepsze" paliwo).
Naprawdę nie zaobserwowałem jakiegokolwiek wpływu "lepszych" paliw na samochody, zarówno przy tankowaniu benzyny jak i diesla.
To jest jak dla mnie jedynie psychologia, poczucie luksusu, więcej punktów nazbieranych na kartach benzynowych, uśmiech młodej i ładnej ekspedientki zachęcającej do skorzystania z promocji na stacji paliw, nic więcej...
Swoją drogą za chwilę na blogu stuknie 250 tys. odwiedzin. Przestałem obecnie celebrować okrągłe rocznice i liczby na blogu - jednak zawsze taki wynik jest okazją do zastanowienia się co dalej. Tym razem w ogóle nie muszę się zastanawiać - mam jasny plan odnośnie rozwoju i sukcesu tego bloga, wiem na czym stoję, wiem czego się mogę spodziewać po czytelnikach i autorach blogów gdzie bywam i generalnie jestem tym stanem usatysfakcjonowany.
O co chodzi? O to, że mimo okresowo pojawiających się postów kontrowersyjnych i "nie głaszczących po główce", które według statystyk, są bardzo popularne, idę zdecydowanie w kierunku lekkiego i relaksacyjnego bloga, prezentującego jednakże bardzo konkretne oszczędnościowe pomysły, wnioski i obserwacje.
Blog ma być serwisem, który z przyjemnością da się otworzyć w czasie przerwy na kawę i jednocześnie poczytać na temat konkretnych patentów usprawniających życie (i poprawiających stan portfela).
Prawda, że prosta i konkretna wizja przyszłości bloga?
Pozdrawiam!
Mianowicie w ciągu tych 10 lat, tylko 1 raz (słownie: JEDEN RAZ!!!) zaobserwowałem odczuwalną różnice w jakości paliwa, które zatankowałem w Tesco w stosunku do paliwa typu premium na stacji Shell. Obserwacja się powtórzyła po raz drugi i ostatni, po zatankowaniu paliwa na Statoil - auto jakoś tak słabo ciągnęło, że poratowałem się dolaniem kilkunastu litrów na Shellu. To wszystko. Tankowałem przy tym dość często w różnych miejscach, trzymając się zasadniczo różnych stacji sieciowych i supermarketowych.
Generalnie nie widzę różnicy między jakością paliwa na różnych stacjach - a skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?
Czytałem także wiele wypowiedzi i artykułów na temat paliw typu premium, ultra, super, dynamic, verva, suprema... i co tam jeszcze marketingowcy wymyślą. Zdania były podzielone, z lekką przewagą na fakt, że jest to czysta psychologia i marketing. Osobiście przychylam się do tego zdania, bazując na swoich długoletnich obserwacjach (ja także nie raz, chcąc zafundować sobie odrobinę luksusu nalałem "lepsze" paliwo).
Naprawdę nie zaobserwowałem jakiegokolwiek wpływu "lepszych" paliw na samochody, zarówno przy tankowaniu benzyny jak i diesla.
To jest jak dla mnie jedynie psychologia, poczucie luksusu, więcej punktów nazbieranych na kartach benzynowych, uśmiech młodej i ładnej ekspedientki zachęcającej do skorzystania z promocji na stacji paliw, nic więcej...
O co chodzi? O to, że mimo okresowo pojawiających się postów kontrowersyjnych i "nie głaszczących po główce", które według statystyk, są bardzo popularne, idę zdecydowanie w kierunku lekkiego i relaksacyjnego bloga, prezentującego jednakże bardzo konkretne oszczędnościowe pomysły, wnioski i obserwacje.
Blog ma być serwisem, który z przyjemnością da się otworzyć w czasie przerwy na kawę i jednocześnie poczytać na temat konkretnych patentów usprawniających życie (i poprawiających stan portfela).
Prawda, że prosta i konkretna wizja przyszłości bloga?
Pozdrawiam!