Długa podróż samochodem - kilka wskazowek jak przejechać oszczędnie i bezpiecznie.
Jestem po drugiej ok. 500 km podróży przez Polskę. Jako ciekawostkę podam, że dokładnie, co do ułamka kilometra środkowy jej punkt stanowi Gniezno, i to bliska okolica centrum, czyli wedle podań miejsce pierwszej stolicy Polski.
Zapewne niektórzy z was często jeżdżą na długie dystanse, tak jak ja, i wtedy zapraszam do uzupełnienia i skomentowania moich wskazówek, niektórym być może te wskazówki się przydadzą w praktyce.
1. Jeśli się da - używać płatnych autostrad, mimo, iż myto gdzieniegdzie bywa wysokie, czego rekordem jest odcinek Poznań-Września. Za płatny odcinek ok 40km dałem 14 zł. Alternatywą jest przebijanie się przez gąszcz wiosek, zasadzki policyjne, fotoradary, niebezpieczne stare drogi. (nie mówię o codziennym dojeździe do pracy, gdzie bulenie codziennie 2x14 zł puściło by nas z torbami).
Mimo to, wydanie tych 14 zł na poznańskie myto jest i tak lepsze niż przebijanie się przez okolice Poznania, dla osoby spoza Wielkopolski.
2. Postoje, co ok. 100 km lub 2h jazdy. Najlepiej wyjść, przewietrzyć się, rozprostować kości. Postój musi trwać tyle ile musi, nie warto śpieszyć się, ale nie można się też rozleniwiać. Energia i przytomność zyskana na postoju równoważy stracony na nim czas. Nie toleruje maratonów, czyli przejeżdżania przez cały kraj na kilku red bullach, bez postoju.
3. Jedzenie w trasie - oczywiście, że najtańszy jest własny prowiant i kawa/herbata w termosie. Są jednak osoby z natury niezdarne, które zawsze, ale to zawsze, wyleją kawę i zaplamią sobie trwale najnowszy drogi ciuch, czy upuszczą tak kanapkę, że spadnie na tapicerkę samochodową.
Jeśli zidentyfikuję takie osoby w kręgu pasażerów, konsekwentnie i solidarnie wyganiam wszystkich na kawę i przekąskę do stacji czy zajazdu - w efekcie wychodzi to taniej (ewentualnie niech sobie jedzą na zewnątrz, ale to niemożliwe przy złej pogodzie).
4. Prędkość i wyprzedzanie. Powiem wam, że wbrew pozorom na trasie ok. 500 km nie liczy się prędkość, ale raczej płynność jazdy. Dzikie wyprzedzania i zrywy nie mają żadnego sensu przy tym dystansie. Spala się jedynie o wiele więcej paliwa, stwarza sytuacje niebezpieczne.
Zamiast ryzykownie wyprzedzać łańcuch tirów na wąskiej krajówce, warto zaobserwować, że poruszają się one relatywnie płynnie; 80-90 km/h i ustawić się za nimi w pewnej odległości. Bardzo często ten łańcuch znika w ciagu kilkunastu minut przy najbliższym głównym rozjeździe za kilka km, w miasteczku, czy na dużej stacji, gdzie TIRowcy zjeżdżają na przerwę. Jeśli dalej cię to denerwuje - pomyśl czy to nie jest aby dobry czas na przerwę w podroży.
Powiem wam co bardzo często obserwuję na trasie. Koleś w charakterystycznym, sportowym lub firmowym samochodzie robi dzikie manewry, ryzykuje, wyprzedza na zakrętach, normalnie oczy mu z orbit wychodzą - ja mam na to luzik, puszczam sobie fajna muzykę i jadę płynnie - dziwnym trafem kilka km dalej na światłach w miasteczku spotykamy się znów. Koleś jest tuż przede mną, albo zaledwie 1-2 auta w łańcuchu dalej.
To nie Monte Carlo, to Polska i tu rajdy nie mają sensu.
5. Kretyni na drodze i amatorzy trzymania się d**y. O uważaniu na idiotów drogowych chyba pisać nie muszę, oklepane. Jak pisałem wyżej, jeśli ktoś szaleje, staram się go puścić, dać wyprzedzić.
Trzeba chociażby nie mieć mózgu, aby nie skojarzyć, że jeśli facet z wielką anteną od CB (czyli w tym przypadku ja) na jakimś odcinku dziwnie zwalnia, to z dużym prawdopodobieństwem gdzieś w okolicy grasuje patrol policji. I się takiego kierowcy z CB bezmyślnie nie wyprzedza.
Ale jak ktoś ewidentnie szaleje, ryzykuje kombinuje i niemal włazi mi na zadek, specjalnie zwalniam puszczam, czy robię mu miejsce. Jego problem jak go później spisują na poboczu parę km dalej. Volenti non fit iniuria.
No i właśnie najgorsze - nie lubię ludzi którzy trzymają się d**y, czyli jadą tuż za mną nie zachowując odległości, dosłownie przyklejając się, wieczorem wiąże się to także z tym, że to oślepia. Tacy kierowcy - d**owłazi są bardzo niebezpieczni i powodują znaczny % wypadków.
Na długiej trasie zawsze trafi się na paru d**owłazów. I tutaj za wszelką cenę, jak najszybciej staram się ich pozbyć, albo odbijając za każdym razem, a moment obrotowy mam pokaźny, albo tak przesadnie zwalniając, by d**owłaz musiał mnie wyprzedzić.
Na razie to tyle, jeśli macie swoje uwagi - komentujecie.
Zapewne niektórzy z was często jeżdżą na długie dystanse, tak jak ja, i wtedy zapraszam do uzupełnienia i skomentowania moich wskazówek, niektórym być może te wskazówki się przydadzą w praktyce.
1. Jeśli się da - używać płatnych autostrad, mimo, iż myto gdzieniegdzie bywa wysokie, czego rekordem jest odcinek Poznań-Września. Za płatny odcinek ok 40km dałem 14 zł. Alternatywą jest przebijanie się przez gąszcz wiosek, zasadzki policyjne, fotoradary, niebezpieczne stare drogi. (nie mówię o codziennym dojeździe do pracy, gdzie bulenie codziennie 2x14 zł puściło by nas z torbami).
Mimo to, wydanie tych 14 zł na poznańskie myto jest i tak lepsze niż przebijanie się przez okolice Poznania, dla osoby spoza Wielkopolski.
2. Postoje, co ok. 100 km lub 2h jazdy. Najlepiej wyjść, przewietrzyć się, rozprostować kości. Postój musi trwać tyle ile musi, nie warto śpieszyć się, ale nie można się też rozleniwiać. Energia i przytomność zyskana na postoju równoważy stracony na nim czas. Nie toleruje maratonów, czyli przejeżdżania przez cały kraj na kilku red bullach, bez postoju.
3. Jedzenie w trasie - oczywiście, że najtańszy jest własny prowiant i kawa/herbata w termosie. Są jednak osoby z natury niezdarne, które zawsze, ale to zawsze, wyleją kawę i zaplamią sobie trwale najnowszy drogi ciuch, czy upuszczą tak kanapkę, że spadnie na tapicerkę samochodową.
Jeśli zidentyfikuję takie osoby w kręgu pasażerów, konsekwentnie i solidarnie wyganiam wszystkich na kawę i przekąskę do stacji czy zajazdu - w efekcie wychodzi to taniej (ewentualnie niech sobie jedzą na zewnątrz, ale to niemożliwe przy złej pogodzie).
4. Prędkość i wyprzedzanie. Powiem wam, że wbrew pozorom na trasie ok. 500 km nie liczy się prędkość, ale raczej płynność jazdy. Dzikie wyprzedzania i zrywy nie mają żadnego sensu przy tym dystansie. Spala się jedynie o wiele więcej paliwa, stwarza sytuacje niebezpieczne.
Zamiast ryzykownie wyprzedzać łańcuch tirów na wąskiej krajówce, warto zaobserwować, że poruszają się one relatywnie płynnie; 80-90 km/h i ustawić się za nimi w pewnej odległości. Bardzo często ten łańcuch znika w ciagu kilkunastu minut przy najbliższym głównym rozjeździe za kilka km, w miasteczku, czy na dużej stacji, gdzie TIRowcy zjeżdżają na przerwę. Jeśli dalej cię to denerwuje - pomyśl czy to nie jest aby dobry czas na przerwę w podroży.
Powiem wam co bardzo często obserwuję na trasie. Koleś w charakterystycznym, sportowym lub firmowym samochodzie robi dzikie manewry, ryzykuje, wyprzedza na zakrętach, normalnie oczy mu z orbit wychodzą - ja mam na to luzik, puszczam sobie fajna muzykę i jadę płynnie - dziwnym trafem kilka km dalej na światłach w miasteczku spotykamy się znów. Koleś jest tuż przede mną, albo zaledwie 1-2 auta w łańcuchu dalej.
To nie Monte Carlo, to Polska i tu rajdy nie mają sensu.
5. Kretyni na drodze i amatorzy trzymania się d**y. O uważaniu na idiotów drogowych chyba pisać nie muszę, oklepane. Jak pisałem wyżej, jeśli ktoś szaleje, staram się go puścić, dać wyprzedzić.
Trzeba chociażby nie mieć mózgu, aby nie skojarzyć, że jeśli facet z wielką anteną od CB (czyli w tym przypadku ja) na jakimś odcinku dziwnie zwalnia, to z dużym prawdopodobieństwem gdzieś w okolicy grasuje patrol policji. I się takiego kierowcy z CB bezmyślnie nie wyprzedza.
Ale jak ktoś ewidentnie szaleje, ryzykuje kombinuje i niemal włazi mi na zadek, specjalnie zwalniam puszczam, czy robię mu miejsce. Jego problem jak go później spisują na poboczu parę km dalej. Volenti non fit iniuria.
No i właśnie najgorsze - nie lubię ludzi którzy trzymają się d**y, czyli jadą tuż za mną nie zachowując odległości, dosłownie przyklejając się, wieczorem wiąże się to także z tym, że to oślepia. Tacy kierowcy - d**owłazi są bardzo niebezpieczni i powodują znaczny % wypadków.
Na długiej trasie zawsze trafi się na paru d**owłazów. I tutaj za wszelką cenę, jak najszybciej staram się ich pozbyć, albo odbijając za każdym razem, a moment obrotowy mam pokaźny, albo tak przesadnie zwalniając, by d**owłaz musiał mnie wyprzedzić.
Na razie to tyle, jeśli macie swoje uwagi - komentujecie.