Oszczędzanie na dzieciach - plac zabaw
"Kilku kumpli i patyk albo dwa, zbudujemy dom, w którym mieszkać się da" - tak śpiewają bohaterowie przygód Prosiaczka i Puchatka.
Tak naprawdę więcej nie trzeba - chętne do zabawy dziecko i równie chętny do pomocy rodzic, plus... odpadki, które zgodnie z nowoczesnymi trendami poddamy recyklingowi.
Szczęśliwe dziecko, które ma dla siebie obszerne podwórko, z miejscem do kopania piłki, do jeżdżenia rowerem. Nie zawsze tak bywa, jednak warto się rozejrzeć. W większości lokalizacji są kąciki, które można wygospodarować dla dzieci, choćby z przestrzeni publicznej, w porozumieniu z sąsiadami.
W naszym przypadku okolica nie była zachęcająca - wokół domu duży parking, zastawiony autami, w których łatwo coś uszkodzić piłką, czy lotką. Jednak znalazł się skrawek terenu na tyłach, za murowanym śmietnikiem - zachwaszczony do niemożliwości, a więc najwyraźniej niepotrzebny nikomu.
Przekopaliśmy, wypieliliśmy chwaściory, częściowo spaliliśmy zalegające od dwóch lat gałęzie wycięte z okolicznych krzaków i żywopłotów.
Aby nie tracić pieniędzy i nerwów, gdy komuś przyjdzie do głowy wyładować emocje na naszych sprzętach lub przeciwnie - zaprzyjaźnić się z nimi i zabrać je do domu, postaraliśmy się, by koszt był naprawdę minimalny.
Mianowicie kupiliśmy kilkadziesiąt gwoździ i kawał liny. Która zresztą została zaraz "postarzona" za pomocą wtarcia w glebę. Wyniosły te zakupy ok. 15 zł.
Linę zawiesiliśmy między trzema drzewami i zrobiliśmy najprostsze możliwe huśtawki. Na jednym kawałku liny zawisła stara opona, na drugim kijek - na obu siada się tak samo - wkładając je między nogi. Wytrzymują również ciężar dorosłego.
Z okolicznego lasu przywieźliśmy w bagażniku karpę po wykopanym drzewie i dwa kloce. Do karpy przybiliśmy płytę meblową i mamy stolik, a kloce wkopaliśmy i zrobiliśmy ławeczkę ze starej półki.
Wywlekliśmy jeszcze stary tapczan i nasypaliśmy do niego piachu z pobliskiej nieczynnej żwirowni (piach można też wyprosić na najbliższej budowie, nie trzeba go przecież dużo). Tak powstała piaskownica.
Na nieczynnej studzience kanalizacyjnej pyszni się miejsce na ognisko, a na porzuconym betonowym słupie telefonicznym - rampa z resztek płyt OSB po jakimś remoncie - do wbiegania, skakania i wyścigów autek-resoraków.
Dorwaliśmy jeszcze rozklekotaną, niepotrzebną drabinę aluminiową - przecięliśmy ją na pół i skręciliśmy mocno śrubami górę, by powstała wygodna drabinka do wspinania.
I już było co robić!
Ale na tym się nie skończyło - udało się nam przesunąć dwa słupy równolegle, więc rozbiliśmy tapczan i powstała dwa razy większa piaskownica, mieszcząca dwa razy więcej cudnego piachu. Ach, dzieciaki z niej teraz wyjść nie chcą, mogą się kłaść, chodzić na bosaka, budować autostrady i tunele...
Wyciągnęliśmy też kupioną niemal dwa lata temu zjeżdżalnię (używaną, za ok. 100 zł prawie dwumetrowy ślizg) i łańcuchem przymocowaliśmy do betonowego słupa, by sobie "nie poszła".
Ale tak naprawdę - zjeżdżalnia nie była już potrzebna.
Huśtawki, rampa i ta piaskownica - dzieci mogą siedzieć tam cały dzień i nawet jak tata próbuje je wieczorem przekupić bajką na komputerze - nie ma chętnych!
Placyk zasłonięty jest od ulicy płotkiem z patyków i gałęzi (powiązanych w wiązki i umocowanych do poprzecznych żerdzi), ale już ciekawe buzie do nas dotarły i towarzystwo czasem się powiększa. Mimo iż ma do wyboru profesjonalny plac, za grube unijne pieniądze, w dalszej okolicy :)
I jeszcze pod płotem znalazło się miejsce na grządkę z fasolką szparagową, rzodkiewką i pomidorkami, o których sianiu była notka nieco wcześniej. A podkład muzyczny zapewnia sama natura :D
Tak naprawdę więcej nie trzeba - chętne do zabawy dziecko i równie chętny do pomocy rodzic, plus... odpadki, które zgodnie z nowoczesnymi trendami poddamy recyklingowi.
Szczęśliwe dziecko, które ma dla siebie obszerne podwórko, z miejscem do kopania piłki, do jeżdżenia rowerem. Nie zawsze tak bywa, jednak warto się rozejrzeć. W większości lokalizacji są kąciki, które można wygospodarować dla dzieci, choćby z przestrzeni publicznej, w porozumieniu z sąsiadami.
W naszym przypadku okolica nie była zachęcająca - wokół domu duży parking, zastawiony autami, w których łatwo coś uszkodzić piłką, czy lotką. Jednak znalazł się skrawek terenu na tyłach, za murowanym śmietnikiem - zachwaszczony do niemożliwości, a więc najwyraźniej niepotrzebny nikomu.
Przekopaliśmy, wypieliliśmy chwaściory, częściowo spaliliśmy zalegające od dwóch lat gałęzie wycięte z okolicznych krzaków i żywopłotów.
Aby nie tracić pieniędzy i nerwów, gdy komuś przyjdzie do głowy wyładować emocje na naszych sprzętach lub przeciwnie - zaprzyjaźnić się z nimi i zabrać je do domu, postaraliśmy się, by koszt był naprawdę minimalny.
Mianowicie kupiliśmy kilkadziesiąt gwoździ i kawał liny. Która zresztą została zaraz "postarzona" za pomocą wtarcia w glebę. Wyniosły te zakupy ok. 15 zł.
Linę zawiesiliśmy między trzema drzewami i zrobiliśmy najprostsze możliwe huśtawki. Na jednym kawałku liny zawisła stara opona, na drugim kijek - na obu siada się tak samo - wkładając je między nogi. Wytrzymują również ciężar dorosłego.
Z okolicznego lasu przywieźliśmy w bagażniku karpę po wykopanym drzewie i dwa kloce. Do karpy przybiliśmy płytę meblową i mamy stolik, a kloce wkopaliśmy i zrobiliśmy ławeczkę ze starej półki.
Wywlekliśmy jeszcze stary tapczan i nasypaliśmy do niego piachu z pobliskiej nieczynnej żwirowni (piach można też wyprosić na najbliższej budowie, nie trzeba go przecież dużo). Tak powstała piaskownica.
Na nieczynnej studzience kanalizacyjnej pyszni się miejsce na ognisko, a na porzuconym betonowym słupie telefonicznym - rampa z resztek płyt OSB po jakimś remoncie - do wbiegania, skakania i wyścigów autek-resoraków.
Dorwaliśmy jeszcze rozklekotaną, niepotrzebną drabinę aluminiową - przecięliśmy ją na pół i skręciliśmy mocno śrubami górę, by powstała wygodna drabinka do wspinania.
I już było co robić!
Ale na tym się nie skończyło - udało się nam przesunąć dwa słupy równolegle, więc rozbiliśmy tapczan i powstała dwa razy większa piaskownica, mieszcząca dwa razy więcej cudnego piachu. Ach, dzieciaki z niej teraz wyjść nie chcą, mogą się kłaść, chodzić na bosaka, budować autostrady i tunele...
Wyciągnęliśmy też kupioną niemal dwa lata temu zjeżdżalnię (używaną, za ok. 100 zł prawie dwumetrowy ślizg) i łańcuchem przymocowaliśmy do betonowego słupa, by sobie "nie poszła".
Ale tak naprawdę - zjeżdżalnia nie była już potrzebna.
Huśtawki, rampa i ta piaskownica - dzieci mogą siedzieć tam cały dzień i nawet jak tata próbuje je wieczorem przekupić bajką na komputerze - nie ma chętnych!
Placyk zasłonięty jest od ulicy płotkiem z patyków i gałęzi (powiązanych w wiązki i umocowanych do poprzecznych żerdzi), ale już ciekawe buzie do nas dotarły i towarzystwo czasem się powiększa. Mimo iż ma do wyboru profesjonalny plac, za grube unijne pieniądze, w dalszej okolicy :)
I jeszcze pod płotem znalazło się miejsce na grządkę z fasolką szparagową, rzodkiewką i pomidorkami, o których sianiu była notka nieco wcześniej. A podkład muzyczny zapewnia sama natura :D
Jak zrobić samemu plac zabaw dla dzieci? Odpowiedź jak widać jest prosta - wykorzystać wszystko, co dostępne i co tylko wyobraźnia podpowie, a dzieciom - znów to powtórzę - nie trzeba drogich sprzętów i zabawek do szczęścia. Można kupić gotowce za 300-3000 zł, ale cóż za satysfakcja?
Zapraszam do dzielenia się pomysłami na tanie, samorobne urządzenia do zabawy, chętnie jeszcze coś dobuduję! Jak macie u siebie?
_________________________________________________
Inne posty z cyklu Oszczędzanie na dzieciach:
Piękna sprawa. Niestety, w Trzeciej Rze..., znaczy w Unii Europejskiej zapewne nielegalna samowola. A gdzie zezwolenia, tablica z regulaminem i nr telefonu do administratora, gdzie CErtyfikaty? Informacja, że jeśli na teren wejdzie pies to dzieci umrą w konwulsjach?
OdpowiedzUsuńTo samo chciałem napisać...
UsuńWiesz Remku, że jesteś typem aspołecznym? ;)
Roman
Kochani moi, to jest artykuł "Baby ze Wsi".
UsuńRomanie, myślę że jak zdecydowana większość naszego społeczeństwa jestem typem aspołecznym :>
Refael - masz rację, postawię parę tablic - uwaga, wściekłe mrówki, wchodzisz na własną opowiedzialność! Albo wręcz - wstęp wzbroniony, grozi nieuzasadnionym pogryzieniem przez dzieci. Regulamin też się jakiś wymyśli. Obawiam się tylko, że nie będzie komu go czytać, bo tylko jeden małolat to potrafi ;)
UsuńTo nie jest plac publiczny dla całej gminy - gmina ma swój unijny placyk i parodię parku, gdzie dopiero posadzono jakieś drzewka (przy okazji - w całej 5 tys. miejscowości nie ma żadnej publicznej piaskownicy...). Tam stoją zakazy i nakazy. Tylko dzieci nie mają co robić, bo pięcioro się bawi na superhipersprzętach, a reszta czeka na swoją kolej albo włamuje na place szkolne i przedszkolne (zamknięte).
Teren jest przynależny do naszego budynku i obcy nie mają tu czego szukać, jeśli pogryzą psa, znaczy ten - pogryzie ich pies to... raczej oni się będą tłumaczyć ;) Zwłaszcza, że u nas nikt nie ma psa i to może być wyłacznie ich własny :D
Już podziwiałam na blogu ii Majki ten plac zabaw, genialna sprawa, tylko trzeba majsterkowicza i z kilku niepotrzebnych gratów można stworzyć raj dla dzieciaków! :)
OdpowiedzUsuńtaaaa trzeba chłopa z ikrą, jakich w Polsce brakuje, co pisałem w ostatnim artykule...
Usuń...albo zdolnej kreatywnej Polki... na szczęście tych jeszcze u nas trochę jest!
:)
Jak widać, troszkę się zmieniło jeszcze :)) Teraz mają duuużą tę piaskownicę i ona jest numerem jeden! :D
UsuńWszystko fajnie, ale zagospodarowałeś teren bez niczyjej zgody.
OdpowiedzUsuńZaraz bez niczyjej... zgodę własnych dzieci na pewno miała :)
UsuńRoman
A kto powiedział, że bez? W tekscie też zaznaczyłam zgody sąsiadów chociażby. W naszym wypadku więcej nie tzreba, bo opieka nad terenem dookoła budynku i tak do nas należy. Zamiast strzyc chwasty (kiedyś zajmował się tym kawałkiem inny sąsiad), zagospodarowałam to inaczej.
UsuńKira zaraz musi wyskakiwać z negatywnym myśleniem. Koleżanko - trochę pogody ducha życzę!
UsuńTo fajnie, że ludzie sobie tak radzą i robią coś fajnego!
I jeszcze jedno - chodziło tu o zagospodarowanie miejsca dla własnych dzieci, za pomocą niewielkiego nakładu finansowego. Nasz teren jest ogrodzony, choć to niewiele pomaga, bo w budynku jest też urząd pocztowy, a ludziom się wydaje, że jak urząd publiczny, to wszystko wokół też jest publiczne i kradną i niszczą na potęgę, nawet stare donice i płotki do kwiatów.
UsuńJednak nawet w typowych blokowiskach nie stoi nic na przeszkodzie, by zrobic prosty placyk z piaskownicą do robienia babek i pagórkami z ziemi do ewolucji rowerowych. Jeśli potrzebna zgoda administratora terenu - żaden problem ją zdobyć, a każdy się ucieszy, że na jego terenie powstaje coś sensownego, a nie śmietnik z butelek i pokrzyw. Coraz więcej takich inicjatyw w Gdańsku, w biedniejszych dzielnicach. Prosto i funkcjonalnie, ważne by ludzie (i dzieci przede wszystkim) nauczyli się dbać o otoczenie i nie wymigiwać, że nie mają pieniędzy.
We własnym przydomowym ogródku zasada samodzielnego projektowania i budowania razem z dziećmi też na pewno sprawdzi się dużo lepiej, niż kupienie gotowych drabinek i huśtawek - które dzieci znudzą w tym samym czasie albo i szybciej, bo nie włożyły w nie własnej inwencji, własnego wysiłku. No i chodzi o OSZCZĘDZANIE. O zasadę, że dziecko bardziej potrzebuje uwagi, niż pieniędzy rodziców.
Najłatwiej włączyć w sobie myślenie zyczeniowe... "ktoś coś powinien, a ja nie, bo mi to na pewno sie nie uda"...
UsuńPięknie zaprzeczyłaś wraz z sąsiadami tej (narastającj niestety) tendencji :)
Tak mi sie skojarzyło... :)
Mamy juz w polsce partyzantkę ogrodową, mamy jak widać i partyzantkę placozabawową :)
Roman
W wypadku Baby ze Wsi nie była to totalna samowolka, więc - POCHWALAM. Tak trzymać.
Usuńczasami nawet tzw. samowolka jest dobra :)
UsuńPolska to pod wieloma względami prawnymi lekko chory kraj
Kolejne zabawki...
OdpowiedzUsuń1. Ze starych opon, liny i dwóch rosnących drzew mozesz zrobić też "ściankę wspinaczkową". Opony łczysz ze sobą linami w formacie dajmy na to 3x4 i podwieszasz między drzewami...
2. Ze ściętego (równego) pnia drzewa (tak z 80 cm), deski i kawałków liny na uchwyty możesz zrobić huśtawkę "szalkową".
deskę na srodku przybijasz do leżącego pieńka, na końcu deski robisz z liny uchwyty i voila :)
Roman
1. Drzewa już w zasadzie wszystkie wykorzystane, do leszczyny się nie da nic przywiązać :)
Usuń2. O "konikach", bo tak to się u nas dawniej nazywało, myślę od jakiegoś czasu i nie byłam w stanie wymyslić tego łączenia, by deska swobodnie się bujała na pieńku - gwóźdź w ten sposób eksploatowany w końcu wylezie albo i się złamie - jak przy wyciąganiu obcęgami, czy nie? Gdy byłam dzieckiem, taka decha leżała po prostu luzem, teraz jestem jakoś bardziej przewrażliwiona, wolałabym z mocowaniem. Za to uchwyty - łapię pomysł od razu!
Bo i niepotrzebnie się poprzednio wymądrzyłem...
UsuńEch, "gupi szkutnik" można rzec...
Drewno z drewnem najlepiej łączyć przy pomocy drewna.
Kołkami - to jest dobre rozwiązanie. Dodatkowo w miejscu w którym będzie deska można trochę pieniek wyrównać (jeśli jest czym) tak, by powierzchnia styku deski z pniem była możliwie największa. I dodatkowo, jeśli już wyrównasz pieniek, można oprócz kołków użyć kleju...
Roman