Co robić w razie utraty pracy? Część 4. Pracuj za darmo.
Niedawno pisałem o długotrwale bezrobotnej dziewczynie, która szukała pracy. Wtedy nie byłem do końca obeznany z sytuacją - teraz jednakże wypytałem się i wiem, że spaliła rozmowę kwalifikacyjną wygórowanym jak na praktykantkę żądaniem finansowym. (Mimo, że dla większości komentujących mój artykuł - i tak niskim! Ale...)
Praca za michę i zagrychę
Popatrzmy na przykład Krzycha z poprzedniego postu. On nie mógł dostać żadnej pracy, jednak za namową żony zaczął robić coś co dla wielu z nas wydaje się absurdem. Zaczął pracować za darmo - bo jakże można nazwać remonty u rodziny wykonywane za przysłowiową michę i zagrychę. Remont mieszkania kolegi był już robiony za jakąś symboliczną stawkę, kilka sześciopaków i rozliczenia koleżeńskie (ty pomożesz mi - ja tobie). Potem przyszedł już prawdziwy pieniądz.
Terminujesz - uczysz się
Mówi się ponoć, że inteligentny człowiek jest w stanie nauczyć się fachu (prostego, fizycznego) w ciągu pierwszych intensywnych dwóch tygodni. Przy przekwalifikowaniu łebskiego inteligenta - np. specjalisty od europeistyki teoretycznej na specjalistę od pisania wniosków w danej trudnej dziedzinie, max. ok. 2 miesiące. Przyuczenie młodej dziewczyny do skutecznego handlu w salonie sprzedaży także zajmuje do ok. 2 miesięcy, jeśli jest bardzo inteligentna - znacznie szybciej, ale różne kursy produktowe i sprzedażowe w sieciach handlowych także nie są organizowane co tydzień. Trzeba terminować za grosze.
Niestety przez okres przyuczenia, często jesteś dla pracodawcy ciężarem, a nie źródłem zysku dla firmy. I trzeba to zaakceptować.
Sytuacja od strony pracodawcy.
Pytanie jest następujące - czy niektórzy pracodawcy przypadkiem nie wykorzystują pracy praktykantów za pół-darmo, lub nawet za darmo? Tak. Niektórzy na pewno. Jednak dla większości pracodawców pracownik który się sprawdził w okresie początkowym, w którego szkolenie włożyło się kapitał i czas własny to cenny nabytek i czysty zysk dla firmy.
Kiedyś byłem po drugiej stronie barykady, zajmowałem się między innymi HR. Przeciętny pracownik w firmie przez pierwsze 3 miesiące przynosił po prostu straty, a co więcej większe kłopoty sprawiali ci, którzy się bardzo cenili, mieli formalnie dużo uprawnień i generalnie lepsze wykształcenie, włączając w to już różne szkoły i specjalizacje po-magisterskie. Niezależnie, czy kandydat miał doktorat, czy tylko licencjat - sytuacja była analogiczna, było 2-3 miesiące szkoleń, nauki, problemów.
Praca za michę i zagrychę
Popatrzmy na przykład Krzycha z poprzedniego postu. On nie mógł dostać żadnej pracy, jednak za namową żony zaczął robić coś co dla wielu z nas wydaje się absurdem. Zaczął pracować za darmo - bo jakże można nazwać remonty u rodziny wykonywane za przysłowiową michę i zagrychę. Remont mieszkania kolegi był już robiony za jakąś symboliczną stawkę, kilka sześciopaków i rozliczenia koleżeńskie (ty pomożesz mi - ja tobie). Potem przyszedł już prawdziwy pieniądz.
Terminujesz - uczysz się
Mówi się ponoć, że inteligentny człowiek jest w stanie nauczyć się fachu (prostego, fizycznego) w ciągu pierwszych intensywnych dwóch tygodni. Przy przekwalifikowaniu łebskiego inteligenta - np. specjalisty od europeistyki teoretycznej na specjalistę od pisania wniosków w danej trudnej dziedzinie, max. ok. 2 miesiące. Przyuczenie młodej dziewczyny do skutecznego handlu w salonie sprzedaży także zajmuje do ok. 2 miesięcy, jeśli jest bardzo inteligentna - znacznie szybciej, ale różne kursy produktowe i sprzedażowe w sieciach handlowych także nie są organizowane co tydzień. Trzeba terminować za grosze.
Niestety przez okres przyuczenia, często jesteś dla pracodawcy ciężarem, a nie źródłem zysku dla firmy. I trzeba to zaakceptować.
Sytuacja od strony pracodawcy.
Pytanie jest następujące - czy niektórzy pracodawcy przypadkiem nie wykorzystują pracy praktykantów za pół-darmo, lub nawet za darmo? Tak. Niektórzy na pewno. Jednak dla większości pracodawców pracownik który się sprawdził w okresie początkowym, w którego szkolenie włożyło się kapitał i czas własny to cenny nabytek i czysty zysk dla firmy.
Kiedyś byłem po drugiej stronie barykady, zajmowałem się między innymi HR. Przeciętny pracownik w firmie przez pierwsze 3 miesiące przynosił po prostu straty, a co więcej większe kłopoty sprawiali ci, którzy się bardzo cenili, mieli formalnie dużo uprawnień i generalnie lepsze wykształcenie, włączając w to już różne szkoły i specjalizacje po-magisterskie. Niezależnie, czy kandydat miał doktorat, czy tylko licencjat - sytuacja była analogiczna, było 2-3 miesiące szkoleń, nauki, problemów.
Moze teraz sie cos zmienilo, ale za moich czasow w Polsce takich firm wykorzystujacych pracujacych za darmo na stazu a potem wykop na ulice i nastepny bylo mnostwo...
OdpowiedzUsuńJesli praca jest latwo zastepowalna a zasob bezrobotnych duzy, to tak sie bedzie zawsze dzialo.
No właśnie - jeśli praca jest łatwo zastępowalna. Kilku znajomych wyleciało z dotowanych przez państwo staży w korporacjach na stanowiskach własciwie nie-wiadomo-jakich, asystentów/gońców/przydupasów od robienia kawy, itp.
OdpowiedzUsuńPrzebimbali 6 miesięcy stażu właściwie nie idąc do przodu w żadnej dziedzinie, potem firma wzięła kolejnych stażystów i kolejną kasę od urzędu pracy. Wyjaśnienie - etatów nie ma.
Natomiast jeśli mamy stanowisko w miarę fachowe - i rzeczywiście w szkolenie stażysty szef musi włożyć czas i pieniądze, a stażysta się sprawdził.
Nawet w korporacjach to widać od razu - jeśli stażujesz jak ci moi znajomi, nie wiadomo po co i dlaczego, od razu wiadomo co się święci - jeśli idziesz do przodu, firma już funduje wyposażenie, dużo drogich szkoleń, wyjazdy, prosi o podpisanie lojalki za szkolenia, nie obijasz się - wylot wysoce wątpliwy.
Aha, nawet jeśli nie jesteśmy pewni zatrudnienia po tanim stażu.
OdpowiedzUsuńTrzeba ryzykować! Nawet na dziadowskich stażach, jak ci moi znajomi. Nawet tam można coś podłapać - wyjść do ludzi - dowiedzieć się czegoś.
Pracy możemy szukać dalej i w każdej chwili kiepski staż rzucić przy lepszej perspektywie - nie jesteśmy niewolnikami.
A może lepiej siedzieć w domu bezczynnie i zatruwać życie rodzinie własnymi frustracjami?