Ekonomika życia w wielkim mieście.

W poprzednich wątkach, które dotyczyły różnic między życiem na wsi/prowincji oraz w metropolii a także w kraju i na emigracji pojawiło się wiele waszych komentarzy i wątków pobocznych. Wszystkie postaram się poruszyć, za wyjątkiem kwestii politycznych, których unikanie na tym blogu zapowiedziałem poprzednio (To nie jest blog JKM'a bis).

Nie każdemu muszą się podobać moje wnioski, ale jestem ostatnią osobą, która będzie pisać pod publiczkę i lać wazelinę, by sobie zyskać poklask i namnożyć czytelników, to nie ten adres.

Proszę się zupełnie nie obawiać zostawiać komentarzy, za wyjątkiem komentarzy wulgarnych, albo chamskich, nawet w postaci aluzji - zatem komentarze w stylu "wszyscy inteligentni ludzie siedzą już w Londynie" czy "w kraju zostali tylko nieudacznicy" obrażają mnie osobiście oraz wielu moich czytelników, którzy wybrali życie w Kraju i nie będą tolerowane. Doświadczenia osobiste, czy znajomych inne niż przedstawiane tu wnioski - naprawdę mile widziane.


To co napiszę poniżej dotyczy w jakimś stopniu niewygód emigracji, ale weźmy prostszy przykład. Życie w dużym mieście.

Załóżmy dla uproszczenia, że w dużym mieście ktoś zarabia na etacie 3000 miesięcznie. Do tego jednak spędza nawet do 2-3, a nawet ekstremalnie do 4 godzin na dojazdach (znam takie osoby!). Nasz wielkomiejski etatowiec jednak jest bardzo dumny i czuje wyższość nad kolega z małej pipidówy, która na swoim etacie wyciąga 2000, a co jeśli to będzie np. 1900? Łoo... to już jaka wielka różnica psychologiczna. W efekcie wielu ludzi praktycznie nie ma w tygodniu kontaktu z własną rodziną, z własnymi dziećmi, dzieci dorastają samopas, rolę wychowawczą przejmuje system edukacji, który... ekhmmm.... dobra kiedy indziej o tym.

Ok, nie dramatyzujmy, przyjmijmy, że dojazd do pracy zabiera 2h więcej, jest to o 25% wykonanej pracy więcej niż u małomiasteczkowca. Gdyby przeliczyć jego stawkę o 25% więcej czasu pracy wychodzi 2500. A gdzie wyższe koszty życia? Wyższe ceny nieruchomości (raty kredytów), wynajmu, opieki nad dzieckiem, koszty psychologiczne i społeczne (rodzina).

Wydaje mi się, że zbyt wiele osób popełnia prosty błąd biorąc jakieś dane z netu, porównując je do stawek warszawskich/poznańskich, itp., bez uwzględnienia wielu innych czynników, które składają się na tzw. dobrobyt ekonomiczny.

To samo, w pewnym uproszczeniu dotyczy stawek polskich i zagranicznych.


Powiem wam coś z własnej praktyki. (To jeszcze nie to, ale prosiłaś Riannon o jakieś moje wnioski z lokalnego rynku pracy.)


Jakiś czas temu zatrudniłem na zlecenie reemigranta z UK, który z rożnych względów wrócił i szukał pracy w kraju (Oczywiście gadka jak to w UK pięknie, a jak w Polsce dupa i syf dostałem w pakiecie gratis).

Na początku wszystko było dobrze, reemigrant bardzo zadowolony ze stawek, które sobie sam z resztą podyktował... ale stopniowo zaczął mi się chłop psuć. Co chwile miałem teksty, narzekanie i przeliczenia jak to on za tą godzinę roboty zarobiłby w UK. Robił, pieniądze brał, ale potem narzekał, że tu w tym polskim syfie na kieracie...

Przypuszczam, że role prowodyra odegrała tu jego żona, która w poprzednim układzie rządziła bardziej... za pieniądze mężusia harującego w UK leciała solara, kosmetyczka, fryzjer, zakupy, koleżaneczki, laptoki i inne sroki PS3 i PSP dla synusia lesera.... z resztą uzdrawianie cudzego życia to nie mój problem...

Umowy nie przedłużyłem, kolejne zlecenie zrobił mi ktoś inny, chłopak z pobliskiej wsi, który był (i jest zadowolony ze współpracy, z luźnych i niestresujących warunków, z tego, że ja zawsze wywiązuję się z umów, itp.).

Warto przestać narzekać. To jak widać korzyści nie przynosi, a tylko robi nam negatywną projekcje w mózgach, jakiś chory matrix.




P.S. Koleżanka Futrzak, jedna z naszych sympatycznych koleżanek, zarzuca mi narzekanie na "narzekanie", co jest przecież wyraźnym narzekaniem, więc krytykujący narzekającego jest sam narzekaczem i... uff... umysł mi się przegrzewa od tej analizy i potrzebuję węglowodanów!

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Oszczędny przepis: serca drobiowe dla smakoszy

Polsat cyfrowy - multiroom - problemy i pozorna oszczędność?