Komunikatory internetowe - oszczędzanie czasu.
Wczoraj pisałem o Facebooku i społecznościówkach, dziś na ruszt rzucam GG, Skype oraz inne dziubaśnie programy, które jakże umilają dzień i jakże potrafią go zepsuć.
Obecnie nie używam żadnych komunikatorów poza sprzężonym z moją pocztą tlenem, który odpalam w trybie ukrytym może raz na parę miesięcy, a może i na rok. Dlaczego?
Przez długi czas pracowałem jako przedsiębiorca-freelancer (no dobra, bez skromności... także "wódz naczelny" grupy wolnych strzelców) przy komputerze - GG i Skype były utrzymywane oficjalnie jako narzędzia do kontaktu z kolegami i koleżankami z pracy oraz klientami, o ile tu dawało się utrzymać poważne relacje i dyscyplinę to oczywiście skontaktowało się ze mną dużo znajomych i dawnych znajomych.
Mimo świadomości straty czasu dałem się wciągnąć, tylko na chwilę, tylko mała przerwa na kawę, tylko odpowiem, no dobra jeszcze 15 minut i już zabieram się do dokumentacji... ojej ale dobra koleżanka ma ważną sytuację życiową i kto jak kto, ale mi wypada wysłuchać, aaa kolega ma perypetie z dziewczynami i jak nie pogadam i nie podniosę na duchu... no i jeszcze okazja inwestycyjna od znajomego z kierownictwa XYZ, koniecznie trzeba pogadać...
I to wszystko ze znajomością faktu, z utrzymywaniem dyscypliny czasu, z wyznaczaniem sobie "okienek" na prasówkę i GG... bzdura! Wystarczył gorszy dzień, albo zwyczajne zmęczenie i sesje na komunikatorach się przedłużały.
Pewnego dnia w biurze odłączyłem net! Zupełnie i po prostu! Ze współpracownikami i klientami przeszedłem na komunikację telefoniczną natomiast kluczowe rzeczy do wysłania przez e-mail nosiłem raz na kilka godzin na CD lub pendrive do biura domowego (i tak chodziłem do domu na obiad, czy drugie śniadanie - mam całkiem blisko do pracy).
Drastyczne? Taka kuracja była mi potrzebna i tyle. Podziałało. Oczywiście nie muszę już odcinać się od internetu, aby nie wpaść ponownie w kołowrotek gadulców i skype'ów.
Oczywiście pozostało mailowanie, jest też blog, ale jedno i drugie nie jest komunikacją w czasie rzeczywistym, pisząc tego posta mogę przerwać... zrobić co zechcę... wrócić, dokończyć i nie ma pokusy na wgłębianie się w temat przerywając pracę. Tak mi wygodniej. (Oczywiście powiedzmy szczerze... sesję na GG też MOGĘ przerwać kiedy zechcę... problem w tym, że na GG często nie chcę, bo rozmowa się taka fajna zrobiła.)
Zmieniłem też nieco charakter pracy, co sprawia, że mogę bez skrupułów poklepać sobie w klawisze, np. pisząc ten post i nie ma to aż takiego znacznego wpływu na jej jakość. Z klientami kontaktuję się głównie osobiście oraz przez telefon - zauważyłem, że jest to wydajniejsze niż pisanie z klientem przez komunikator - zwłaszcza, że ten rozmawiając ze mną przez GG zapewne koresponduje jednocześnie z 10 innymi znajomymi, opóźnia rozmowę zatem i gubi temat.
Obecnie nie używam żadnych komunikatorów poza sprzężonym z moją pocztą tlenem, który odpalam w trybie ukrytym może raz na parę miesięcy, a może i na rok. Dlaczego?
Przez długi czas pracowałem jako przedsiębiorca-freelancer (no dobra, bez skromności... także "wódz naczelny" grupy wolnych strzelców) przy komputerze - GG i Skype były utrzymywane oficjalnie jako narzędzia do kontaktu z kolegami i koleżankami z pracy oraz klientami, o ile tu dawało się utrzymać poważne relacje i dyscyplinę to oczywiście skontaktowało się ze mną dużo znajomych i dawnych znajomych.
Mimo świadomości straty czasu dałem się wciągnąć, tylko na chwilę, tylko mała przerwa na kawę, tylko odpowiem, no dobra jeszcze 15 minut i już zabieram się do dokumentacji... ojej ale dobra koleżanka ma ważną sytuację życiową i kto jak kto, ale mi wypada wysłuchać, aaa kolega ma perypetie z dziewczynami i jak nie pogadam i nie podniosę na duchu... no i jeszcze okazja inwestycyjna od znajomego z kierownictwa XYZ, koniecznie trzeba pogadać...
I to wszystko ze znajomością faktu, z utrzymywaniem dyscypliny czasu, z wyznaczaniem sobie "okienek" na prasówkę i GG... bzdura! Wystarczył gorszy dzień, albo zwyczajne zmęczenie i sesje na komunikatorach się przedłużały.
Pewnego dnia w biurze odłączyłem net! Zupełnie i po prostu! Ze współpracownikami i klientami przeszedłem na komunikację telefoniczną natomiast kluczowe rzeczy do wysłania przez e-mail nosiłem raz na kilka godzin na CD lub pendrive do biura domowego (i tak chodziłem do domu na obiad, czy drugie śniadanie - mam całkiem blisko do pracy).
Drastyczne? Taka kuracja była mi potrzebna i tyle. Podziałało. Oczywiście nie muszę już odcinać się od internetu, aby nie wpaść ponownie w kołowrotek gadulców i skype'ów.
Oczywiście pozostało mailowanie, jest też blog, ale jedno i drugie nie jest komunikacją w czasie rzeczywistym, pisząc tego posta mogę przerwać... zrobić co zechcę... wrócić, dokończyć i nie ma pokusy na wgłębianie się w temat przerywając pracę. Tak mi wygodniej. (Oczywiście powiedzmy szczerze... sesję na GG też MOGĘ przerwać kiedy zechcę... problem w tym, że na GG często nie chcę, bo rozmowa się taka fajna zrobiła.)
Zmieniłem też nieco charakter pracy, co sprawia, że mogę bez skrupułów poklepać sobie w klawisze, np. pisząc ten post i nie ma to aż takiego znacznego wpływu na jej jakość. Z klientami kontaktuję się głównie osobiście oraz przez telefon - zauważyłem, że jest to wydajniejsze niż pisanie z klientem przez komunikator - zwłaszcza, że ten rozmawiając ze mną przez GG zapewne koresponduje jednocześnie z 10 innymi znajomymi, opóźnia rozmowę zatem i gubi temat.
Masz rację, w pracy gg i inne komunukatory to zło wcielone. Jednakże prywatnie, w "domowym zaciszu" ja taką komunikację popieram. Mam dobrą przyjaciółkę, z którą potrafię przegadać pół niedzieli - gdybyśmy miały rozmawiać przez telefon poszłybyśmy z torbami. A kontakt osobisty na razie nie wchodzi w grę, dzielą nas dziesiątki km. Poza tym pozostaję na niewidocznym cały rok, jeśli ktoś ma do mnie sprawę to pisze - odpiszę jak będę mieć chwilę
OdpowiedzUsuńjasne - i tu masz rację
Usuńjednak u mnie życie prywatne mocno przeplata się z zawodowym, stąd taka a nie inna decyzja
mimo konieczności płacenia za telefon - "taniej" mnie to w sumie wychodzi
Rzumiem, w tym ukladzie zdecydowanie popieram Twoją decyzję.
UsuńJa tam po prostu nie mam życia jak i żadna z trzech osób, które posiadam na liście kontaktów. Od czasów LO mam tylko Jabbera. Z Jabbera korzystają głównie "bardziej świadomi komputerowo" użytkownicy. Reszta e-mail/telefon. SMS-y ignoruje (poza tymi z banku z sms-kodem ;)) - jeżeli ktoś ma sprawę i nie ma pieniędzy/ochoty do mnie zadzwonić to nie jest to sprawa warta zawracania mi gitary. Tak samo ignoruję istnienie wszystkich społecznościowych szajsów...
OdpowiedzUsuńakurat wiem co to jabber :) jeden ze znajomych znajomego mówił mi, że kiedy miał GG jego lista kontaktów w szybkim czasie spuchła do kilkudziesięciu i nie było zmiłuj, by go ktoś nie 'atakował' pierdołami - zamienił to na jabbera, ogłosił to znajomym na GG i ci, którym naprawdę zależało poszli za nim, zrobiło się kilka kontaktów i spokój
Usuńbrutalne, ale skuteczne
mi jednak wystarczy mój tlen zmiksowany z pocztą, może kiedyś jak będę miał czas zainstaluję znów jakieś gadulstwo, ale pamiętając o tym, że to czas pochłania, nie dam za to głowy
A mnie GG służy do przesyłania linków mojemu M siedzącemu przy swoim kompie po przeciwnej stronie stołu :)
OdpowiedzUsuńTo ja kiedyś na niesprzątanym GG [(Halina 1, Halina 2, Halinka, Halusia, Halka, Halina :), Halina Nowe itp)wiadomo, czasem ktoś zmieni numer i z lotu się go zapisze i starego nie skasuje] miałem ponad 1000 słownie TYSIĄC kontaktów :O Ale sprzątanie zrobiło swoje, poza tym zakończenie jałowych znajomości, spojrzenie na ludzi bardziej krytycznie a raczej bardziej konstruktywnie, czy aby ta znajomość mnie nie uwstecznia? sprawiło że sytuacja się ustabilizowała, zawsze na niewidoku raczej wchodzę jak się z kimś umówię że będę i sporadycznie aby sprawdzić czy ktoś nie miał jakiejś ważnej sprawy, ale w dobie FB i ich komunikatora zauważyłem ze GG odchodzi do lamusa
OdpowiedzUsuńPS. Opis GG to swoją drogą (przynajmniej kiedyś) dobry sposób na reklamę, zawsze pisałem co chce sprzedać i czasami ktoś się odezwał z kontaktów