Chodzenie do pubów i dyskotek a oszczędzanie.
Kiedyś dawno temu koledzy przed jedną z imprez zabili mnie dosłownie intelektualnie. Siedzimy w samochodzie kuzyna kolegi, który nas podwoził na imprezę i oni, dwójka chłopaków - tzw. złota młodzież - synowie przedsiębiorców, tuż przed lokalem wyciągają z kieszeni po setce żołądkowej i chlup.
Patrzę jak wryty i mówię: Co wy? przecież idziemy na tą imprezę no nie? Oni na to ze śmiechem: Eee, to ty nie wiesz jak się u nas robi? Ty wiesz ile kosztuje jedno piwo na dysce? A tak jedno starczy na cały wieczór.
Dowiedziałem się także o innych patentach - np. o kupnie jednego kufla w lokalu i dolewaniu sobie doń wódki, albo własnego piwa przyniesionego w aktówce.
Nie - to zdecydowanie nie mój styl. Nie polecam.
Jeśli chcemy oszczędzić na drogim alkoholu w lokalach wolę zdecydowanie inne rozwiązania.
Jeszcze w Poznaniu, wśród znajomych chłopaków zacząłem forsować inny model spędzania wolnego czasu, niż zapijanie nudy w pubach. Rower, ścianka wspinaczkowa, wypad na siłownie, wypad na strzelnicę. Nie twierdzę, że jestem jakimś sportsmenem, raczej wprost przeciwnie, nie twierdzę, że nie zaglądnąłem do pubu bez wypijania większej ilości piw niż przyzwoita.
Ze słabym skutkiem, ale jednak (!), udało mi się zmniejszyć ilość browaro-godzin spędzanych w pubach zastępując to raczej aktywnościami bezalkoholowymi. Niestety nie raz tracąc relacje towarzyskie.
Mimo wszystko wolę model spotkań bezalkoholowych. Wolę wspólny wypad na kawę i pogadanie na trzeźwo - ale raczej nie do pubów, gdzie przy sąsiednich stolikach kończą 5 kolejkę i głośno bełkocą już bez ładu i składu - tylko do miejsc jasnych, przestronnych i nie zatłoczonych - do kawiarni w galerii handlowej, ciastkarnio-kawiarni, a nawet MacDonalda lub na dobry "coffee bar" na pobliskiej stacji benzynowej, gdzie mają bardzo dobry sprzęt do parzenia kawy. Lubię też wyskoczyć do baru/restauracji z dobrą kuchnią, itp. Lubię nie pozbawiać się możliwości podjechania samochodem tu i tam (albo ostatnio rowerem).
Abstynentem nie jestem, jak pewnie wiecie lubię wypić dobre lokalne piwo, jednak coraz bardziej przychylam się do zwyczajów bezalkoholowych.
Patrzę jak wryty i mówię: Co wy? przecież idziemy na tą imprezę no nie? Oni na to ze śmiechem: Eee, to ty nie wiesz jak się u nas robi? Ty wiesz ile kosztuje jedno piwo na dysce? A tak jedno starczy na cały wieczór.
Dowiedziałem się także o innych patentach - np. o kupnie jednego kufla w lokalu i dolewaniu sobie doń wódki, albo własnego piwa przyniesionego w aktówce.
Nie - to zdecydowanie nie mój styl. Nie polecam.
Jeśli chcemy oszczędzić na drogim alkoholu w lokalach wolę zdecydowanie inne rozwiązania.
Jeszcze w Poznaniu, wśród znajomych chłopaków zacząłem forsować inny model spędzania wolnego czasu, niż zapijanie nudy w pubach. Rower, ścianka wspinaczkowa, wypad na siłownie, wypad na strzelnicę. Nie twierdzę, że jestem jakimś sportsmenem, raczej wprost przeciwnie, nie twierdzę, że nie zaglądnąłem do pubu bez wypijania większej ilości piw niż przyzwoita.
Ze słabym skutkiem, ale jednak (!), udało mi się zmniejszyć ilość browaro-godzin spędzanych w pubach zastępując to raczej aktywnościami bezalkoholowymi. Niestety nie raz tracąc relacje towarzyskie.
Mimo wszystko wolę model spotkań bezalkoholowych. Wolę wspólny wypad na kawę i pogadanie na trzeźwo - ale raczej nie do pubów, gdzie przy sąsiednich stolikach kończą 5 kolejkę i głośno bełkocą już bez ładu i składu - tylko do miejsc jasnych, przestronnych i nie zatłoczonych - do kawiarni w galerii handlowej, ciastkarnio-kawiarni, a nawet MacDonalda lub na dobry "coffee bar" na pobliskiej stacji benzynowej, gdzie mają bardzo dobry sprzęt do parzenia kawy. Lubię też wyskoczyć do baru/restauracji z dobrą kuchnią, itp. Lubię nie pozbawiać się możliwości podjechania samochodem tu i tam (albo ostatnio rowerem).
Abstynentem nie jestem, jak pewnie wiecie lubię wypić dobre lokalne piwo, jednak coraz bardziej przychylam się do zwyczajów bezalkoholowych.
Ostatnio sporo łażę po dyskotekach, świetna metoda na ograniczenie wydatków to wyjazd samochodem. Raz, że się nie wraca taksówką, dwa, że mniej kasy idzie na drinki. :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z przedmówcą :)
OdpowiedzUsuńZapomniałem napisać w poście, że jednym z powodów powolnej zmiany zwyczajów było u mnie też odchodzenie od produktów tytoniowych.
Po prostu nie chciało mi się siedzieć w zadymionych "komorach gazowych" - teraz to się zmieniło po zakazie pubowym, ale nowe nawyki pozostały :)
problem bez alko w klubach jest taki, ze nie wiadomo co pic jesli nie piwo...
OdpowiedzUsuńcola droga mala i ile tego mozna wypic?woda bez sensu to pic jakies nie do konca, a przeciez cos w lapach trzeba trzymac i miec przy sobie jak sie siedzi przy stoliku...wypad bezalko konczy sie niekiedy drozej bo wiecej na dziwne napoje pojdzie niz browar
też trochę racji w tym jest, zakładając, że koniecznie ktoś musi cały czas coś pić, bo nie wytrzyma
OdpowiedzUsuńa czy trzeba cały czas pić to nie wiem, jakiś obowiązek jest w klubach? czy co :)
jednak w sumie lepiej zrobić coś konkretnego z kolegami niż pić piwo z nudów w pubie - nawet to piwo się kiedyś nudzi
nawet jeśli wypad 'bezalko' nie jest ewidentnie bardziej oszczędny - to samopoczucie następnego dnia lepsze, wykorzystanie czasu lepsze, nie trzeba się bujać taksówkami albo nocnymi autobusami...
A koledzy Poznaniacy nie zaproponowali picia nad Wartą? Dobre towarzystwo, ładny widok, kontakt z naturą - najlepszą knajpą w Poznaniu jest Podmost!
OdpowiedzUsuńNad Wartę chodziliśmy w końcu pobiegać, jakoś kilku z towarzystwa uległo i wzajemnie nakręciło się np. na jogging :)
OdpowiedzUsuńMoże to przez to jak dziewczyny reagowały na naszego bardziej umięśnionego i usportowionego kolegę :)
marcin wiesmak
OdpowiedzUsuńR-O jestes jeszcze czasami w Poznaniu? ;)
Niestety obecnie sporadycznie i jeśli już dość krótko, mieszkam teraz na Dolnym Śląsku.
OdpowiedzUsuńDlaczego pytasz? Mieszkasz w Poznaniu? :)
Brawo, podoba mi się taka strategia.
OdpowiedzUsuń