Dawno przeczytane już książki, bibeloty, nieużywana elektronika, meble, kolekcje, które się nam już zupełnie znudziły – to wszystko zagraca nasze mieszkanie, obrasta kurzem i zabiera cenną przestrzeń (cena m2 mieszkania nie należy chyba do najniższych), a przecież można sprzedać nasze graty, albo zamienić na coś równie cennego? Dobre relacje cenniejsze niż złoto? Taki pogląd nie raz pojawił się w kilku dyskusjach na moim profilu FB i rzeczywiście, pomyślmy ile firmy wydają na promocję, gadżety i upominki firmowe, kolacje dla kontrahentów… wszystko po to, aby utrzymać dobre relacje. Owszem, sprzedałem w necie niektóre z moich książek, czy oryginalnych DVD, ale też zrobiłem z nich nie raz upominek dla kontrahentów: -… tak przy okazji, słyszałem, że lubi Pan gatunek Science Fiction? – A tak, w rzeczy samej. – Tak się składa, że z powodu przeprowadzki po prostu rozdaję moją kolekcję książek rodzinie i dobrym znajomym , proszę niech Pan zerknie, mam tu na półce kilka pozycji, proszę so...
Czy grać czy nie grać w gry losowe? To pytanie zadaje sobie wiele osób, które na co dzień starają się oszczędzać - jaka jest logiczna odpowiedź? Nie grać. Mimo to przy każdych większych kumulacjach Lotto pod kolekturami ustawiają się całkiem widoczne kolejki. Przegrywamy dużo Wyobraźmy sobie, że konsekwentnie obstawiamy tylko jeden zakład - ulubiony zestaw cyfr w Lotto. Są 3 losowania tygodniowo, daje nam to średnio 504 zł rocznie wydane na zakłady. Z uwagi na symboliczne wygrane niższego stopnia, nie liczyłbym na zbytni zwrot z tej inwestycji. Główna wygrana jest kusząca, ale szanse trafienia ekstremalnie niskie. Tradycja Mimo wszystko obstawianie totka to w wielu domach niemal święta tradycja, namiastka wielkich emocji, temat rozmów, więź łącząca stare i nowe pokolenie graczy-analityków-matematyków, dyskutujących nad nowymi kombinacjami. Rzecz, która nie rządzi się logiką a emocjami. W podobnych przypadkach rzucam propozycję, aby przerzucić się na grę w Express Lotka / Mini ...
Na wstępie czytelnikom oburzonym tytułem wyjaśniam - osobiście unikam wyrażania się o kobiecie per "d**a" - nawet prywatnie, w męskim gronie, przy kuflu czegoś złocistego i aromatycznego, gdzie takie słowa padają - co prawda polityczną poprawność mam w "głębokim poważaniu", ale akurat są ciekawsze określenia na dziewczynę, która się człowiekowi podoba, więc czemu z nich nie skorzystać? Tak czy inaczej znane studenckie przysłowie, które za moich czasów na uczelni starsze roczniki klepały jak mantrę brzmi właśnie: "Nie bierz d**y z tej samej grupy." i na tym się skupimy. Najprostszym tłumaczeniem tego przysłowia, z którym się spotkałem, jest to, że związki rówieśnicze są przerąbane i przynoszą kupę kłopotów, frustracji i nerwów, a wzięcie sobie dziewczyny z tej samej uczelni, z tego samego/analogicznego kierunku, a w szczególności z tej samej grupy to pomysł w gruncie rzeczy szczególnie głupi. Z perspektywy czasu i obserwacji wielu związków widzę, że ...
Komentarze
Prześlij komentarz