Cudowne środki odchudzające, fat burner który mnie zwalił z nóg.
Dość już tematu dot. negatywnego wpływu alkoholu. W ostatnim poście podjąłem temat siłowni, pakowania, czyli jakby nie patrzeć sezonowego zrywu sportowego. Sądząc po obserwowanej ilości joggersów, kijkowców, rowersów i świeżo upieczonych pakerów na siłowni - nasze społeczeństwo wciąż walczy o lepszy wygląd na plaży na zbliżającym się wielkimi krokami urlopie.
Trudno jest w ekspresowym tempie osiągnąć cuda, więc każdy myśli czy nie warto by sięgnąć po cudowne pigułki, które przyśpieszą... odchudzą... dopakują... Nie ma co - jak jest popyt, będzie i podaż. Półki w sklepach sportowych uginają się od hiper- turbo- specyfików, a w TV co 3 reklama dotyczy odchudzania.
No cóż. Fakt jest taki, że czasem warto - sam sięgam np. po pastylki z guaraną czy kofeiną, bo po nich jest większy power i motywacja do działania - i nie jest to zbyt drogie. (Inna sprawa, że podobny efekt można osiągnąć wypijając dobrą kawę.)
Przekaz dla Pań: Weź pigułkę... Będziesz chudziutka i apetyczna jak ta modelka.
Przekaz dla Panów: Weź pigułkę... A taka modelka może wkrótce znajdzie się na twojej kanapie.
Szukając czegoś na lepszego kopa oczywiście przeglądnąłem półki w supermarkecie. O... widzę ładną puszkę z super laseczką i sympatycznym, podpakowanym gościem na etykiecie. Fat Burner, spalacz tłuszczu, cena koło 30 zł, dawka na miesiąc. No.. no.. może te parę extra centów w brzuszysku zejdzie szybciej. No czemu nie...
Moja wredna natura i sceptycyzm każą mi jednak przestudiować etykietkę i skład mega specyfiku - i co się okazuje: w minimalnych ilościach - ekstrakt z herbaty zielonej, ekstrakt z czerwonej, skórka pomarańczy, l-karnityna oraz oczywiście nawalone na max. kofeiny (no rzeczywiście będzie poczucie że się człowiek poweruje i coś tam spala).
Ale pomyślmy: zielona, a w szczególności czerwona herbata naprawdę delikatnie odchudza - to fakt znany i niezaprzeczalny - ale kosztuje po kilka zł za opakowanie i starcza na dość długo. Skórka pomarańczy, hehe, jasne, hehe a l-karnityna, hmmm, hmmm, powiem tak - już krótkie przeszukiwanie netu mówi, że: u mnie chyba działa / u mnie chyba coś nie działa / na pewno by działała jakbyś spełniła warunki treningowe A i B w fazie wysiłku X i Y... haha... dajmy sobie z tym spokój. Jedyna substancja która daje uczucie motywacyjnego kopa i "spalania tłuszczu" to kofeina.
W supermarkecie dwie półki niżej w kącie były pastylki z kofeiną - dawka odpowiadająca cudownemu fat burnerowi - jakaś promocja - koszt 2,50 zł.
Ale na opakowaniu już nie było tej super laseczki i pakera :>
Trudno jest w ekspresowym tempie osiągnąć cuda, więc każdy myśli czy nie warto by sięgnąć po cudowne pigułki, które przyśpieszą... odchudzą... dopakują... Nie ma co - jak jest popyt, będzie i podaż. Półki w sklepach sportowych uginają się od hiper- turbo- specyfików, a w TV co 3 reklama dotyczy odchudzania.
No cóż. Fakt jest taki, że czasem warto - sam sięgam np. po pastylki z guaraną czy kofeiną, bo po nich jest większy power i motywacja do działania - i nie jest to zbyt drogie. (Inna sprawa, że podobny efekt można osiągnąć wypijając dobrą kawę.)
Przekaz dla Pań: Weź pigułkę... Będziesz chudziutka i apetyczna jak ta modelka.
Przekaz dla Panów: Weź pigułkę... A taka modelka może wkrótce znajdzie się na twojej kanapie.
Szukając czegoś na lepszego kopa oczywiście przeglądnąłem półki w supermarkecie. O... widzę ładną puszkę z super laseczką i sympatycznym, podpakowanym gościem na etykiecie. Fat Burner, spalacz tłuszczu, cena koło 30 zł, dawka na miesiąc. No.. no.. może te parę extra centów w brzuszysku zejdzie szybciej. No czemu nie...
Moja wredna natura i sceptycyzm każą mi jednak przestudiować etykietkę i skład mega specyfiku - i co się okazuje: w minimalnych ilościach - ekstrakt z herbaty zielonej, ekstrakt z czerwonej, skórka pomarańczy, l-karnityna oraz oczywiście nawalone na max. kofeiny (no rzeczywiście będzie poczucie że się człowiek poweruje i coś tam spala).
Ale pomyślmy: zielona, a w szczególności czerwona herbata naprawdę delikatnie odchudza - to fakt znany i niezaprzeczalny - ale kosztuje po kilka zł za opakowanie i starcza na dość długo. Skórka pomarańczy, hehe, jasne, hehe a l-karnityna, hmmm, hmmm, powiem tak - już krótkie przeszukiwanie netu mówi, że: u mnie chyba działa / u mnie chyba coś nie działa / na pewno by działała jakbyś spełniła warunki treningowe A i B w fazie wysiłku X i Y... haha... dajmy sobie z tym spokój. Jedyna substancja która daje uczucie motywacyjnego kopa i "spalania tłuszczu" to kofeina.
W supermarkecie dwie półki niżej w kącie były pastylki z kofeiną - dawka odpowiadająca cudownemu fat burnerowi - jakaś promocja - koszt 2,50 zł.
Ale na opakowaniu już nie było tej super laseczki i pakera :>