Czy remont mieszkania jest dobrą inwestycją? Skuteczna sprzedaż samochodu jako przykład postępowania.
W celu odpowiedzi na pytanie posłużę się analogią - jakiś czas temu sprzedawałem samochód - nic specjalnego, stary, trochę odrapany, raczej zadbany, ale z widocznymi śladami zużycia. Przed sprzedażą zainwestowałem trochę czasu i pieniędzy w odpicowanie autka - kupiłem małą fiolkę lakieru w mojej palecie i starannie zamaskowałem obicia i odpryski farby, starannie wtarłem w karoserię płyn polerująco-woskujący, dokładnie wyczyściłem tapicerkę, bagażniki i dywaniki oraz zainwestowałem w ładny zapach w środku. Nieco wcześniej kupiłem radio z nowocześnie wyglądającymi wskaźnikami i wyświetlaczem pełnym ledów. Pierwszy klient który zobaczył auto kupił bez większego namysłu - wynegocjowałem cenę ok 10% większą niż średnia cena rynkowa, co zależnie od kalkulacji dało mi od kilkuset do tysiąca zł zysku.
Remont mieszkania traktuję podobnie jak "odpicowanie mojej bryki" - co prawda nie mam obecnie w najbliższych planach przeprowadzki lub wynajęcia, sprzedaży, ale także nie mogę tego wykluczyć. Istnieje całkiem realna możliwość różnych kombinacji z moim mieszkaniem, a remont, zwłaszcza, kiedy w mieszkaniu się jednocześnie mieszka nie jest znów rzeczą, która można zrobić ot tak. Zgranie czasu mojego i fachowca, organizacja, wydatki... to wszystko nie jest łatwe. Dlatego jeśli mogę - inwestuję w remonty. Niby klienci są racjonalni, niby kalkulują, ale fakt jest taki, że podświadomość to potężne narzędzie i prędzej kupimy przeciętne mieszkanie ładne, zadbane, pachnące, czyste niż zaniedbaną norę, chociaż w dobrej lokalizacji i z dużym potencjałem.
Kolejnym argumentem którym się posłużę jest argument znany wszelkim pożeraczom literatury motywacyjnej, nie wiem czy Robert Kioysaki, czy inny "bogaty ojciec" ukuł hasło: "płać najpierw sam sobie". Co to znaczy w tym przypadku - a no to, że racjonalnie oszczędzając i gromadząc nadwyżkę gotówki chcę zrobić sobie (i rodzinie) przyjemność - przebywanie w estetycznym, ładnym wnętrzu daje pozytywny psychologiczny bodziec do działania - siedzenie w zaniedbanej norce powoduje, że kapciejemy.
Jak wiecie jestem sceptykiem co do wszelkich guru i lotnych haseł w różnych dziedzinach, ale tym razem ułatwiłem sobie robotę autora bloga i posłużyłem się gotowym hasłem - zwłaszcza, iż nie jest to tak toksyczne pojęcie jak mania liczenia przedmiotów do 100 - krytykowana uprzednio.
Remont mieszkania traktuję podobnie jak "odpicowanie mojej bryki" - co prawda nie mam obecnie w najbliższych planach przeprowadzki lub wynajęcia, sprzedaży, ale także nie mogę tego wykluczyć. Istnieje całkiem realna możliwość różnych kombinacji z moim mieszkaniem, a remont, zwłaszcza, kiedy w mieszkaniu się jednocześnie mieszka nie jest znów rzeczą, która można zrobić ot tak. Zgranie czasu mojego i fachowca, organizacja, wydatki... to wszystko nie jest łatwe. Dlatego jeśli mogę - inwestuję w remonty. Niby klienci są racjonalni, niby kalkulują, ale fakt jest taki, że podświadomość to potężne narzędzie i prędzej kupimy przeciętne mieszkanie ładne, zadbane, pachnące, czyste niż zaniedbaną norę, chociaż w dobrej lokalizacji i z dużym potencjałem.
Kolejnym argumentem którym się posłużę jest argument znany wszelkim pożeraczom literatury motywacyjnej, nie wiem czy Robert Kioysaki, czy inny "bogaty ojciec" ukuł hasło: "płać najpierw sam sobie". Co to znaczy w tym przypadku - a no to, że racjonalnie oszczędzając i gromadząc nadwyżkę gotówki chcę zrobić sobie (i rodzinie) przyjemność - przebywanie w estetycznym, ładnym wnętrzu daje pozytywny psychologiczny bodziec do działania - siedzenie w zaniedbanej norce powoduje, że kapciejemy.
Jak wiecie jestem sceptykiem co do wszelkich guru i lotnych haseł w różnych dziedzinach, ale tym razem ułatwiłem sobie robotę autora bloga i posłużyłem się gotowym hasłem - zwłaszcza, iż nie jest to tak toksyczne pojęcie jak mania liczenia przedmiotów do 100 - krytykowana uprzednio.