Polak to pies we własnym kraju? DOSYĆ!!!
Poprzedni wpis jest trochę śmieszny i ironiczny - bo taki miał być na rozładowanie złości - ale fakt jest taki, że ogólnie narasta we mnie uczucie bezsilności i wkurzenia na wielkie firmy/korporacje.
Mam wrażenie, że klient w Polsce - drobny klient, mała firma - jest traktowany wszem i wobec jak złodziej i śmieć, co jak w przypadku "ekologicznych" kiełbasek łososiowych "zje każde guano" i nie może narzekać.
Wczoraj czytaliście jak wygrałem konflikt z marketem rtv-agd o wadliwy towar, ale to nie jest wszystko niestety.
Walczę teraz o jakikolwiek zwrot/zadośćuczynienie od znanej firmy - producenta farb, która sprzedała mi, jak się okazało, wadliwe farby - przynajmniej część ostatniego remontu mam do powtórki - i nie jest lekko, znów atmosfera konfrontacji i z założenia wyjście z wnioskiem - że to klient (ja) zrobił źle, coś zakombinował, chce wyciućkać znaną międzynarodową firmę która jest taka och-ach i ma swoją uświęconą tradycję i zasady fair-play, itp.
Jestem coraz bardziej zdecydowany zawsze walczyć o swoje i skończyć z systemem, że Polak to pies we własnym kraju, a międzynarodowe korporacje oraz inne duże firmy, są przekonane, że wszystko im wolno i rządzą nami jak chłopami pańszczyźnianymi.
P.S. Powiem wam tak, około godziny temu wysłałem mail do polskiego działu reklamacji, z prośbą o nr wewnętrzny mojej reklamacji (bo mam tylko nr od zewnętrznego przedstawiciela - marketu budowlanego) oraz kontakt i dane pracownika odpowiedzialnego na reklamacje na poziomie międzynarodowym (w skandynawskiej centrali) z informacją, że w trybie pilnym zamierzam złożyć reklamacje bezpośrednio, z pominięciem Polskich oddziałów. Dziwnym trafem odpowiedź jeszcze nie doszła, ale właśnie miałem telefon od regionalnego przedstawiciela, który rozmawiał ZUPEŁNIE INNYM TONEM, niż w trakcie pierwszej konfrontacji. Zobaczymy co dalej.
Po angielsku rozmawiam swobodnie, język techniczny/budowlany mi nie obcy, więc to nie problem dla mnie walczyć bezpośrednio na szczeblu międzynarodowym. I nie odpuszczę!
Mam wrażenie, że klient w Polsce - drobny klient, mała firma - jest traktowany wszem i wobec jak złodziej i śmieć, co jak w przypadku "ekologicznych" kiełbasek łososiowych "zje każde guano" i nie może narzekać.
Wczoraj czytaliście jak wygrałem konflikt z marketem rtv-agd o wadliwy towar, ale to nie jest wszystko niestety.
Walczę teraz o jakikolwiek zwrot/zadośćuczynienie od znanej firmy - producenta farb, która sprzedała mi, jak się okazało, wadliwe farby - przynajmniej część ostatniego remontu mam do powtórki - i nie jest lekko, znów atmosfera konfrontacji i z założenia wyjście z wnioskiem - że to klient (ja) zrobił źle, coś zakombinował, chce wyciućkać znaną międzynarodową firmę która jest taka och-ach i ma swoją uświęconą tradycję i zasady fair-play, itp.
Jestem coraz bardziej zdecydowany zawsze walczyć o swoje i skończyć z systemem, że Polak to pies we własnym kraju, a międzynarodowe korporacje oraz inne duże firmy, są przekonane, że wszystko im wolno i rządzą nami jak chłopami pańszczyźnianymi.

P.S. Powiem wam tak, około godziny temu wysłałem mail do polskiego działu reklamacji, z prośbą o nr wewnętrzny mojej reklamacji (bo mam tylko nr od zewnętrznego przedstawiciela - marketu budowlanego) oraz kontakt i dane pracownika odpowiedzialnego na reklamacje na poziomie międzynarodowym (w skandynawskiej centrali) z informacją, że w trybie pilnym zamierzam złożyć reklamacje bezpośrednio, z pominięciem Polskich oddziałów. Dziwnym trafem odpowiedź jeszcze nie doszła, ale właśnie miałem telefon od regionalnego przedstawiciela, który rozmawiał ZUPEŁNIE INNYM TONEM, niż w trakcie pierwszej konfrontacji. Zobaczymy co dalej.
Po angielsku rozmawiam swobodnie, język techniczny/budowlany mi nie obcy, więc to nie problem dla mnie walczyć bezpośrednio na szczeblu międzynarodowym. I nie odpuszczę!