Etatyzm czy anarchia. Kilka szybkich mysli politycznych w chwil przerwy...
Rozmyślam sobie dziś o polityce. Polskiej polityce. Nie... nie znajdziecie tu dzisiaj bicia po głowie tego czy innego polityka, lub optowania za jakąkolwiek partią. Mało mnie to w tej chwili interesuje - nie chce rozmawiać o sezonowych bannerach czy logach sitw politycznych, ale o całościowej wizji polskiej racji stanu.
Jeśli chodzi o geopolitykę Polska ma najgorsze z możliwych położeń geograficznych, praktycznie wykluczające istnienie samodzielnego państwa, chyba, że w pewnych szczególnych warunkach... o czym później...
Nie jesteśmy krajem 'naturalnym', w takim sensie jak Islandia, Dania, Italia, Grecja, Japonia czy Irlandia - wydajemy się być tymczasowym buforem, bytem umownym wrzuconym gdzieś na siłę na Równinie Środkowoeuropejskiej. Granic kraju nie tworzą od wschodu i zachodu żadne naturalne bariery, stąd w historii zawsze jesteśmy dogodnym terenem do przemarszu tej czy innej armii i do wytyczania tej czy innej linii frontu. Wojna na naszym terenie zdarzała się w historii dziesiątki razy i wydarzy się także w przyszłości. Nie ma szansy uniknięcia wojny na naszym terenie w przyszłości.
W przeszłości dzięki sprzyjającym okolicznościom zaistnieliśmy jako państwo, po wiekach rozkwitu Polska upadła, odrodziła się dzięki zbiegowi okoliczności na 20 lat zaledwie, następnie w tej czy innej formie dotrwała do czasów współczesnych, gdzie weszła w skład UE, de facto federacji niemieckiej, jednakże z pewnymi atrybutami i pozorami niepodległości. Europejska federacja pod nazwą UE jednak chwieje się w posadach i powstaje pytanie jaka jest przyszłość Polski i Polaków.
Generalnie przyszłość jest prawie żadna... jedyną szansą przetrwania Polski jest etatyzm, budowa silnego państwa narodowego, z silną armią, ale to bardzo silną, gotową w razie czego bez zająknięcia przelać krew (krew naszych sąsiadów... ma się rozumieć!), państwa mocnego, zdecydowanego a nawet agresywnego, takiego odbijającego Zaolzie, Drezno, Budziszyn, Wilno, Grodno i Lwów. Na równinie nieograniczonej geograficznie możemy przetrwać jedynie jako coś w rodzaju dobrze zorganizowanej hordy plemiennej. Albo zostaniemy państwem agresywnym, w pewnym stopniu nacjonalistycznym (w rozumieniu patriotyzmu I RP) z silną gospodarką, dyktującym warunki sąsiadom a w razie czego gotowym wysłać karną ekspedycję na Moskwę czy przyrąbać w Berlin nalotem dywanowym, albo w ciągu kilku, kilkunastu pokoleń znikniemy z kart historii. Nie ma innej alternatywy.
Każda osoba negująca w naszych warunkach etatyzm, istnienie silnego państwa polskiego jest (chcąc nie chcąc, siłą argumentów naturalnych) rusofilem chcącym odrodzenia Kraju Priwiślańskiego, albo Moechte-gerne-volks-Deutschem doszukującym się pruskich korzenie i marzącym o niechybnym połączeniu Kraju z przyszłą Rzeszą Niemiecką. Z dwojga złego wolałbym to drugie folksdojczowskie podejście, ale mam wątpliwości, czy na zachodzie za kilka pokoleń nie powstanie Euro-kalifat Saksonii i Chanat Branderburgii... bo na to się nieuchronnie zanosi. Przypuszczam, że jest możliwość, że to Niemcy będą szukać azylu na etnicznym obszarze polskim i asymilować się jak to przerabialiśmy w średniowieczu (przez co jesteśmy de facto narodem słowiańsko-germańskim).
Pytanie tylko czy jest siła polityczna w Polsce gwarantująca budowę silnego państwa i zdecydowany etatyzm? Nie ma niestety. PO to siła bezideowej i bezpaństwowej grupy interesu, destrukcyjna dla Polski. Różne frakcje eurokomuchów czy chłopów to dziecinada. PIS wydaje się być bliższy dążeniom etatystycznym, ale jednocześnie przyznaje się do socjalizmu - socjalizmu który skutecznie docelowo zniszczy każdy byt państwowy. Siły narodowe różnego typu są zdaje się bardziej zainteresowanie zaglądaniem ludziom w gacie i dochodzeniem czy napletek jest wystarczająco długi na Aryjczyka i czy uszy lub nos nie zdradzają niearyjskiego przodka 8 pokoleń wstecz, poza tym to także na ogół socjaliści, tyle że narodowi, słowem... błazenada nie służąca budowie silnego Państwa etatystycznego i agresywnego na zewnątrz, wewnątrz leseferystycznego, pobierającym swoje 10% podatku na Siły Zbrojne i katastrę na rzecz rozwoju sił policyjnych i obrony terytorialnej... i ani grosza ponad to... pozwalającego obywatelom się bogacić a Polsce rosnąć w siłę. Gromady Korwino-UPR-owskie i okoliczne są mocne w gębie i w pluciu jadem w necie, ale nie potrafią zbudować jakiejkolwiek realnej struktury, w związku z czym nigdy nie będą się liczyć w debacie publicznej.
Słowem. Jako Kraj mamy totalnie przerąbane. O ile nie zdarzy się jakiś kolejny Cud nad Wisłą. Krótkoterminowo emigracja... najlepiej do Argentyny, lub równie daleko od Europy... wydaje się dobrą alternatywą.
Długoterminowo... angażowanie się w budowę jakiś sił patriotycznych, etatystyczno-konserwatywnych i jednocześnie wolnorynkowych (a'la nacjonalistyczne UPR, ale bez korwinowskiego zamieszania) w rozumieniu radykalnego patriotyzmu I RP, w żadnym razie jednak nie w rozumieniu współczesnego katolickiego czy soc-narodowego nacjonalizmu. Obecnie każda istniejąca opcja polityczna, z kato-narodową włącznie, gwarantuje jedynie przyszły upadek Polski. Fikcja... takie coś na 95% nie będzie miało miejsca... dni Kraju nad Wisłą, tracącego resztki niezależności politycznej i ekonomicznej wydają się być policzone.
Jeśli chodzi o geopolitykę Polska ma najgorsze z możliwych położeń geograficznych, praktycznie wykluczające istnienie samodzielnego państwa, chyba, że w pewnych szczególnych warunkach... o czym później...
Nie jesteśmy krajem 'naturalnym', w takim sensie jak Islandia, Dania, Italia, Grecja, Japonia czy Irlandia - wydajemy się być tymczasowym buforem, bytem umownym wrzuconym gdzieś na siłę na Równinie Środkowoeuropejskiej. Granic kraju nie tworzą od wschodu i zachodu żadne naturalne bariery, stąd w historii zawsze jesteśmy dogodnym terenem do przemarszu tej czy innej armii i do wytyczania tej czy innej linii frontu. Wojna na naszym terenie zdarzała się w historii dziesiątki razy i wydarzy się także w przyszłości. Nie ma szansy uniknięcia wojny na naszym terenie w przyszłości.
W przeszłości dzięki sprzyjającym okolicznościom zaistnieliśmy jako państwo, po wiekach rozkwitu Polska upadła, odrodziła się dzięki zbiegowi okoliczności na 20 lat zaledwie, następnie w tej czy innej formie dotrwała do czasów współczesnych, gdzie weszła w skład UE, de facto federacji niemieckiej, jednakże z pewnymi atrybutami i pozorami niepodległości. Europejska federacja pod nazwą UE jednak chwieje się w posadach i powstaje pytanie jaka jest przyszłość Polski i Polaków.
Generalnie przyszłość jest prawie żadna... jedyną szansą przetrwania Polski jest etatyzm, budowa silnego państwa narodowego, z silną armią, ale to bardzo silną, gotową w razie czego bez zająknięcia przelać krew (krew naszych sąsiadów... ma się rozumieć!), państwa mocnego, zdecydowanego a nawet agresywnego, takiego odbijającego Zaolzie, Drezno, Budziszyn, Wilno, Grodno i Lwów. Na równinie nieograniczonej geograficznie możemy przetrwać jedynie jako coś w rodzaju dobrze zorganizowanej hordy plemiennej. Albo zostaniemy państwem agresywnym, w pewnym stopniu nacjonalistycznym (w rozumieniu patriotyzmu I RP) z silną gospodarką, dyktującym warunki sąsiadom a w razie czego gotowym wysłać karną ekspedycję na Moskwę czy przyrąbać w Berlin nalotem dywanowym, albo w ciągu kilku, kilkunastu pokoleń znikniemy z kart historii. Nie ma innej alternatywy.
Każda osoba negująca w naszych warunkach etatyzm, istnienie silnego państwa polskiego jest (chcąc nie chcąc, siłą argumentów naturalnych) rusofilem chcącym odrodzenia Kraju Priwiślańskiego, albo Moechte-gerne-volks-Deutschem doszukującym się pruskich korzenie i marzącym o niechybnym połączeniu Kraju z przyszłą Rzeszą Niemiecką. Z dwojga złego wolałbym to drugie folksdojczowskie podejście, ale mam wątpliwości, czy na zachodzie za kilka pokoleń nie powstanie Euro-kalifat Saksonii i Chanat Branderburgii... bo na to się nieuchronnie zanosi. Przypuszczam, że jest możliwość, że to Niemcy będą szukać azylu na etnicznym obszarze polskim i asymilować się jak to przerabialiśmy w średniowieczu (przez co jesteśmy de facto narodem słowiańsko-germańskim).
Pytanie tylko czy jest siła polityczna w Polsce gwarantująca budowę silnego państwa i zdecydowany etatyzm? Nie ma niestety. PO to siła bezideowej i bezpaństwowej grupy interesu, destrukcyjna dla Polski. Różne frakcje eurokomuchów czy chłopów to dziecinada. PIS wydaje się być bliższy dążeniom etatystycznym, ale jednocześnie przyznaje się do socjalizmu - socjalizmu który skutecznie docelowo zniszczy każdy byt państwowy. Siły narodowe różnego typu są zdaje się bardziej zainteresowanie zaglądaniem ludziom w gacie i dochodzeniem czy napletek jest wystarczająco długi na Aryjczyka i czy uszy lub nos nie zdradzają niearyjskiego przodka 8 pokoleń wstecz, poza tym to także na ogół socjaliści, tyle że narodowi, słowem... błazenada nie służąca budowie silnego Państwa etatystycznego i agresywnego na zewnątrz, wewnątrz leseferystycznego, pobierającym swoje 10% podatku na Siły Zbrojne i katastrę na rzecz rozwoju sił policyjnych i obrony terytorialnej... i ani grosza ponad to... pozwalającego obywatelom się bogacić a Polsce rosnąć w siłę. Gromady Korwino-UPR-owskie i okoliczne są mocne w gębie i w pluciu jadem w necie, ale nie potrafią zbudować jakiejkolwiek realnej struktury, w związku z czym nigdy nie będą się liczyć w debacie publicznej.
Słowem. Jako Kraj mamy totalnie przerąbane. O ile nie zdarzy się jakiś kolejny Cud nad Wisłą. Krótkoterminowo emigracja... najlepiej do Argentyny, lub równie daleko od Europy... wydaje się dobrą alternatywą.
Długoterminowo... angażowanie się w budowę jakiś sił patriotycznych, etatystyczno-konserwatywnych i jednocześnie wolnorynkowych (a'la nacjonalistyczne UPR, ale bez korwinowskiego zamieszania) w rozumieniu radykalnego patriotyzmu I RP, w żadnym razie jednak nie w rozumieniu współczesnego katolickiego czy soc-narodowego nacjonalizmu. Obecnie każda istniejąca opcja polityczna, z kato-narodową włącznie, gwarantuje jedynie przyszły upadek Polski. Fikcja... takie coś na 95% nie będzie miało miejsca... dni Kraju nad Wisłą, tracącego resztki niezależności politycznej i ekonomicznej wydają się być policzone.
"patriotycznych, etatystyczno-konserwatywnych i jednocześnie wolnorynkowych (a'la nacjonalistyczne UPR, ale bez korwinowskiego zamieszania) w rozumieniu radykalnego patriotyzmu I RP, w żadnym razie jednak nie w rozumieniu współczesnego katolickiego czy soc-narodowego nacjonalizmu"
OdpowiedzUsuńChodzi chyba o UKIP:
http://en.wikipedia.org/wiki/UK_Independence_Party
Mo coś w tym stylu ale na polskim gruncie - zauważ że UKIP jest patriotyczna, ale nie soc-narodowa, nie chcą wprowadzić czystości rasy i innych debilizmów, a jedynie kontrolować i racjonalizować przepływ emigrantów.
UsuńRosjanie mają jeszcze mniej pewną przyszłość niż Polacy, silne ruchy separatystyczne, rosnąca i niebezpieczna mniejszość muzułmańska, mnóstwo problemów wewnętrznych, agresywna polityka gospodarcza Chin, załamanie się wizji przyszłej gospodarki opartej o eksport gazu i ropy z powodu nadchodzącej rewolucji łupkowej i zmiany geopolityki USA. Wymieniać jeszcze można naprawdę długo.
UsuńNiemcy, jak i cały Zachód, sam widzisz, że czeka wojna domowa jak w Syrii. Tu jednak przyszłość może trochę lepsza ze względu na nowoczesne gospodarki, w dużej części oparte na przemyśle.
Wydaje mi się, że w związku z tym sytuacja zewnętrzna Polski jest dobra jak nigdy. Czas na odbudowę kraju po 350latach niewoli został nam dany jak nigdy, teraz trzeba się dalej rozwijać i bogacić, silne państwo samo wtedy nastanie. Popatrz jaki gigantycznego skoku dokonaliśmy od rezygnacji z komuny. Biedę z nędzą, brak perspektyw i nadziei zamieniliśmy na niemal europejski standard życia. Wiadomo że nie osiągniemy poziomu rozwiniętych krajów w 24lata, ale jesteśmy nan dobrej drodze. Inne kraje RWPG nie osiągnęły tyle co Polska (Czechosłowacja startowała z innego pułapu).
mimo wszystko można by osiągnąć znacznie więcej mądrą polityką, tymczasem często para idzie w gwizdek a możliwości są marnowane
Usuńpiszesz sytuacja jest dobra - ja powiem inaczej - raczej pojawiają się dobre okazje, jednak dobre okazje, niewykorzystane pozostaną tylko mżonką
Diagnoza wydaje się być prawdziwa, choć nie pełna, natomiast z zaproponowanym remedium nie zgodzę się zupełnie.
OdpowiedzUsuńNie tylko Polska, ale i cała Europa traci w obecnym świecie na znaczeniu politycznym, gospodarczym, naukowym. Dotychczasowe miejsce Europy na arenie geopolitycznej jest zajmowane coraz śmielej przez kraje dalekiego wschodu - głównie Chiny i Indie.
Żadne z państw Europy - choćby nie wiadomo z jak potężną armią nie przetrwa (przynajmniej nie przetrwa jako liczący się gracz światowej polityki), gdyż po prostu jest zbyt małe.
Jedyną realną szansą dla Europy na to by w przyszłości dalej mieć coś do powiedzenia w świecie to połączenie sił wszystkich Europejskich krajów i realne połączenie w jeden silny i znaczący kraj. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by był wewnętrznie różnorodny - na zewnątrz musi jednak mieć jedną twarz.
Europa potrzebuje jednego numeru telefonu, którego domagał się Kissinger, jak nigdy wcześniej.
Muskash,
UsuńAle zdajesz sobie sprawę, że połączenie gospodarki greckiej i niemieckiej w jedną nie jest możliwe?
wiesz to już raczej odtworzenie I RP wielu narodów tyle, że raczej poszerzonej o całą Mittelęuropę - w tym Węgry (Węgrzy - tak jak my - także żyją na mocno okrojonym terytorium w kontraście do wcześniej zajmowanego przez Królestwo Wegier i tradycyjnie przylączyliby się jakiegoś polskiego frontu politycznego)
Usuńniestety z Francją czy Niemcami Polacy nigdy nie utworzą wspolnego frontu, z południowcami także nie, chyba że z Grekami, Bułgarią, Rumunią...