Nie pracować w niedzielę? To w takim razie co???
W poprzednim poście, w komentarzach napisałem: "Czekałem jakiś czas temu w przedsionku teatru na spektakl..." No i wyszło, że sam się nieskromnie zacytowałem :)
...no tak - pojawia się pytanie - co taki prosty i oszczędny koleś jak ja robi w teatrze, przecież to nie oszczędne i w ogóle? Bilety kosztują!
Odpowiedź ma związek z moimi postami, mówiącymi o tym, by jednak w niedzielę zarobkowo nie pracować (jeśli to możliwe... niestety nie zawsze). U mnie w mieście, mniejszym mieście, powiedzmy - robotniczym mieście w niedzielę nie robi się NIC, i nic robić nie wypada. Tak samo jak na zapadłej wsi. Typowy facet w niedzielę leczy kaca po sobocie, kac niedzielny jest pozostałością kaca sobotniego pozostałego po leczeniu kaca piątkowego. Trochę skomplikowane, ale prawdziwe. Typowa kobieta zażera ciasto z cukierni i sączy kawusię z teściową, koleżanką, itp. Plotkują.
Puste ulice, puste parki, puste place zabaw (dzieciaki nawalają w RPGi lub FPSy przy kompach) - miasto umarłych. Miasto sypialnia.
No i wtedy ja i moja rodzina pakujemy się w Fokę (Focus), a wcześniej w czeskie plastiki (Skoda) i wymiatamy, byle dalej.
Teatr, jeziorko, góry, pogórza, wizyta w metropolii, parki, ogrody botaniczne, rejsy stateczkami, zoo... Czasem mi się nie chce jak cholera, człowiek zapodałby browara pod Żabą jak 99% chłopów w sąsiedztwie i jakoś przeżył nudną niedzielę, paliwo kosztuje, bilety i atrakcje kosztują... ale wiem, że w tym przypadku oszczędzanie może okazać się wyjątkowo nieoszczędne!
Dlaczego nieoszczędne? Bo taki pasywny odpoczynek w tym samym otoczeniu co na co dzień, to wielkie G. a nie odpoczynek, to nerwy, to znużenie i brak psychicznej energii, odskoczni i siły do pracy na najbliższy tydzień. To straty, w tym straty finansowe!
Dlatego warto się zmobilizować, spiąć cztery litery, jeśli trzeba zapodać mocną kawę czy guarankę i heja za miasto. A obowiązkowy dla syna klasy robotniczej niedzielny browar? Spokojnie, browar sobie poczeka do wieczora... Żabuchy nie zamykają przed 23.00 a lokalnego pubu przed 1.00 w nocy ... najpierw rodzina i regenerujące wyrwanie się z miasta choćby na parę godzin. Odskocznia.
...no tak - pojawia się pytanie - co taki prosty i oszczędny koleś jak ja robi w teatrze, przecież to nie oszczędne i w ogóle? Bilety kosztują!
Odpowiedź ma związek z moimi postami, mówiącymi o tym, by jednak w niedzielę zarobkowo nie pracować (jeśli to możliwe... niestety nie zawsze). U mnie w mieście, mniejszym mieście, powiedzmy - robotniczym mieście w niedzielę nie robi się NIC, i nic robić nie wypada. Tak samo jak na zapadłej wsi. Typowy facet w niedzielę leczy kaca po sobocie, kac niedzielny jest pozostałością kaca sobotniego pozostałego po leczeniu kaca piątkowego. Trochę skomplikowane, ale prawdziwe. Typowa kobieta zażera ciasto z cukierni i sączy kawusię z teściową, koleżanką, itp. Plotkują.
Puste ulice, puste parki, puste place zabaw (dzieciaki nawalają w RPGi lub FPSy przy kompach) - miasto umarłych. Miasto sypialnia.
Teatr, jeziorko, góry, pogórza, wizyta w metropolii, parki, ogrody botaniczne, rejsy stateczkami, zoo... Czasem mi się nie chce jak cholera, człowiek zapodałby browara pod Żabą jak 99% chłopów w sąsiedztwie i jakoś przeżył nudną niedzielę, paliwo kosztuje, bilety i atrakcje kosztują... ale wiem, że w tym przypadku oszczędzanie może okazać się wyjątkowo nieoszczędne!
Dlaczego nieoszczędne? Bo taki pasywny odpoczynek w tym samym otoczeniu co na co dzień, to wielkie G. a nie odpoczynek, to nerwy, to znużenie i brak psychicznej energii, odskoczni i siły do pracy na najbliższy tydzień. To straty, w tym straty finansowe!
Dlatego warto się zmobilizować, spiąć cztery litery, jeśli trzeba zapodać mocną kawę czy guarankę i heja za miasto. A obowiązkowy dla syna klasy robotniczej niedzielny browar? Spokojnie, browar sobie poczeka do wieczora... Żabuchy nie zamykają przed 23.00 a lokalnego pubu przed 1.00 w nocy ... najpierw rodzina i regenerujące wyrwanie się z miasta choćby na parę godzin. Odskocznia.