Niepotrzebne obrzydzanie Polski... a także kilka słów o wyprowadzce do większego miasta.

Robiąc sobie blogową prasówkę co chwilę widzę obrzydzanie Polski i życia w Polsce, ma się rozumieć, że nie toleruję tego emigranckiego obrzydzania Polski. Jak tu w tym kraju źle, ojojoj, a jak u nas dobrze, ajajajaj!

Smutek i tęsknota

Czy może jest to psychologiczny mechanizm obronny? Uzasadnienie sobie męczenia się w obcym środowisku i izolacji? Bo powiedzmy sobie, że na 4 osoby, które wylądują za granicą - około 3 nieźle się męczy i zazwyczaj w kraju robi dobrą minę do złej gry. Czasem przyznają się w momencie szczerości i słabości - często jak pewne bariery znikną po kolejnym nostalgicznym kieliszku czegoś mocniejszego. Patrząc na swoje środowisko widzę, że ok. 1/4 osób rzeczywiście za granicą się dobrze urządziła i ma lepiej. Jednak i tu tęsknota i izolacja od rodziny bywa czasem problemowa.


Latynoski luz i spontaniczność w polskim wykonaniu. Z dedykacją dla naszych emigrantów.

Malowanie trawników

Futrzak, wiesz, że piszę to między innymi do ciebie - piszesz o problemach i niewygodach w Argentynie od których włos mi się jeży (nie powiem gdzie, bo na głowie włosów nie mam). Z twojej twórczości jasno i logicznie wynika, że to kraj leserów i kombinatorów, w którym każdy, każdego nieustannie próbuję zrobić w jajo, a szczególnie gringo to chodząca świnka skarbonka do wyciućkania (o czym się już przekonałaś na własnej skórze). Oczywiście jest to kraj możliwości, jak każdy mniej cywilizowany zakątek świata, nie ma co zaprzeczać.

Jednak dorabianie do tego bajzlu dobrego PR przypomina komunistyczne "malowanie trawników", aby zachować przed innymi pozory. Sorka, ale przy tym co opisujesz - ja w kraju mam po prostu raj - choćby i przy tanim weneckim winie.

Ślepota wybiórcza

To jest takie pisanie pod publiczkę - jeśli Latynos robi cię w jajo, ma gdzieś punktualność i wywiązanie się z obowiązków - to jest dowód wyluzowania, dystansu, wewnętrznego, spokojnego tempa życia przy szklance czerwonego wina i smacznej wołowinie. Z kolei kiedy podczas wizyty w Polsce nie wyszło ci to i tamto - jest to tylko dowodem na podłość, polską zawiść, wieśniactwo i złodziejstwo. Mamy tu zupełnie inne postrzeganie bardzo podobnych zjawisk, pisanie jednak tego publicznie bywa momentami aż żałosne.


Ptaki wyfruwają z gniazd

Mam nieodparte wrażenie, że większość emigrantów myli emigrację z kraju z klasycznym "wyfrunięciem ptaków z gniazda" i związaną z tą swobodą, zmianą trybu życia oraz nowymi możliwościami.

Mieszkając w rodzinnym mieście, często mniejszym, w otoczeniu rodziny i znajomych, których sobie nie wybieraliśmy (ot., charakterystyka prowincji) wiele jednostek czuje się stłamszonych, ograniczonych, nie potrafi rozwinąć skrzydeł i powiedzmy sobie szczerze - w wygodnym gniazdku u rodziców nie ma takiej motywacji - nie ma niezbędnego kopa - zawsze ktoś poklepie po plecach, utwierdzi w dotychczasowym postępowaniu, albo i (w źle pojętej trosce) przytnie skrzydła, kiedy człowiek chce pofrunąć wyżej.

Dopiero mieszkając daleko od rodziny, i to niekoniecznie za granicą, odstawieni od maminego cyca jesteśmy w stanie wyzwolić w sobie nowe pokłady energii i możliwości o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. Te nowo odkryte w sobie możliwości i wolność wielu myli z atmosferą i lepszym życiem na emigracji.

Widzę to po sobie - wiele lat temu, jako absolwent liceum chcący studiować, wybrałem wyprowadzkę do innego rejonu kraju zamiast do miasta wojewódzkiego zaledwie kilkadziesiąt km dalej. Widziałem bowiem po starszych kolegach i koleżankach, że nawet taka "relokacja" nie odcina człowieka od maminego cyca i dotychczasowego środowiska, które chcąc nie chcąc może "ściągać nas na ziemię". Rozpoczęcie od zera było odświeżające, aczkolwiek to był tylko pierwszy krok na drodze do samodzielności.

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Oszczędny przepis: serca drobiowe dla smakoszy

"Nie bierz d**y z tej samej grupy." - oszczędzanie nerwów w relacjach z kobietami.