Wegetarianizm - dalsze przemyślenia.
Jakiś czas temu obiecałem napisać o pozytywnych stronach wegetarianizmu (bo naprawdę je widzę!), ale zanim popełnię post chwalący ten fenomen podzielę się jeszcze kilkoma swoimi przemyśleniami.
UWAGA! To nie jest próba narzucania swojego zdania, czy skłócenia kogokolwiek - a jedynie osobiste wnioski. Jeśli ktoś miałby ochotę robić flamewar w komentarzach, proszę udać się na filiżankę naparu z melisy.
1. Etyka.
Jestem po pierwsze mięsożercą, ale także nie podoba mi się przemysłowe podejście do hodowli zwierząt - najbardziej podoba mi się model, kiedy taki zwierzaczek, dajmy na to kurczak, żyje sobie na zagrodzie, w wolnym wybiegu, w komfortowych warunkach - a nie stłoczony na fermie jak w niemieckim obozie koncentracyjnym.
Nie dość, że ekologiczny - tradycyjny model hodowli jest lepszy i bardziej ludzki - to jeszcze mięsko z takiego szczęśliwego kurczaczka smaczniejsze.
2. Ekonomia.
Takie paskudne germańskie podejście do hodowli i eksperymenty z żywnością to wynik presji rynku - popytu. To generalnie my - konsumenci godzimy się kupować "tanią kiełbasę", to my chcemy skórzanych butów i innych akcesoriów, to my musimy karmić naszego pieska, czy kotka markową karmą z puszki... Ja rozumiem, że wegetarianizm jest próbą powiedzenia NIE pewnym zjawiskom.
Ja też chciałbym powiedzieć NIE nazizmowi w hodowli, dlatego sam staram się (obecnie częściowo, w przyszłości w 100%) kupować mięso z ekologicznych hodowli (króliki, ryby), gotować sobie jajka z wolnego wybiegu (i co z tego, że oszczędniej z fermy?), zrezygnować z full wypas skórzanego portfela na rzecz tekstyliów, itp.
3. Co dla mnie nie jest wegetarianizmem.
Wegetarianinem nie jestem, bo samo zabicie zwierzęcia, aby zaspokoić głód jest dla mnie akceptowalne, ale patrząc na ogólną filozofię (i tą pogmatwaną ideologię) dochodzę do jedynego możliwego, logicznego wniosku.
Jak dla mnie wegetarianizm to powstrzymanie się od jakiejkolwiek konsumpcji zwierząt i nie ma inaczej. Pokarmowej, bezpośredniej i pośredniej.
Wegetarianinem nie jest absolutnie osoba, która co prawda kotleta i kiełbasy nie tknie, ale jednak nosi skórzany portfel, lata w skórzanych butach i kupuje skórzany pas - bo choć to nie bezpośrednie "zjadanie" to jednak bezpośrednia konsumpcja martwego ciała zwierzęcia.
Zgodzę się jednak z tym, że dalsze używanie portfela, butów i paska, które się nabyło PRZED decyzją o zostaniu wegetarianinem jest do akceptacji, przecież nie wyrzucimy tego na śmietnik (to by dopiero była ekologia od siedmiu boleści!). Ale PO decyzji - to już ewidentne złamanie zasad. (Ja jednak wolałbym je oddać osobom w potrzebie w takim przypadku.)
Wegetarianinem nie może nazywać się osoba - która już PO decyzji przejścia na wegetarianizm, decyduje się tylko dla dla własnej przyjemności na kupno pieska czy kotka (szczególnie kupno z hodowli!), świadoma, że ten zwierzak będzie jadł mięso ze sklepu mięsnego (to jest także potęgowanie popytu na przemysłowy chów zwierząt!). Oczywiście pieska nabytego PRZED decyzją, przecież nie zagłodzimy na śmierć.
Według mnie osoby, które nie stosują się do zaprzestania ogólnie pojętej konsumpcji ciał zwierząt (która nakręca popyt i hodowlę w nieludzkich warunkach) nie mogą nazywać siebie wegetarianami. Owszem, mogą mówić, że lubią dietę wegetariańską i potrawy wegetariańskie, ale określanie siebie wegetarianami to nie jest w tym przypadku dobre określenie.
4. Trochę oliwy do ognia.
Dla osób, które zawsze w tego typu dyskusjach komentują, że ewolucyjnie nie jesteśmy drapieżnikami zamieszczam fotkę prymitywnych i nagich ludzi - jak ich Bóg stworzył.
Jakiejkolwiek fotki dzikich ludzi byśmy nie przeglądali - widok jest podobny: golasy, czasem - miło kontaktu z białym człowiekiem - jeszcze bez gaci, z wiszącymi pingami - jednak perfekcyjnie przez naturę przystosowani do zabijania.
Popatrzcie na tę fotkę w kontekście przyrodniczym i zastanówcie się - jakie inne stworzenie posiada taki "długi szpon" zabijający szybko i na dużą odległość. Tylko drapieżnik na szczycie drabiny ewolucji.
UWAGA! To nie jest próba narzucania swojego zdania, czy skłócenia kogokolwiek - a jedynie osobiste wnioski. Jeśli ktoś miałby ochotę robić flamewar w komentarzach, proszę udać się na filiżankę naparu z melisy.
1. Etyka.
Jestem po pierwsze mięsożercą, ale także nie podoba mi się przemysłowe podejście do hodowli zwierząt - najbardziej podoba mi się model, kiedy taki zwierzaczek, dajmy na to kurczak, żyje sobie na zagrodzie, w wolnym wybiegu, w komfortowych warunkach - a nie stłoczony na fermie jak w niemieckim obozie koncentracyjnym.
Nie dość, że ekologiczny - tradycyjny model hodowli jest lepszy i bardziej ludzki - to jeszcze mięsko z takiego szczęśliwego kurczaczka smaczniejsze.
2. Ekonomia.
Takie paskudne germańskie podejście do hodowli i eksperymenty z żywnością to wynik presji rynku - popytu. To generalnie my - konsumenci godzimy się kupować "tanią kiełbasę", to my chcemy skórzanych butów i innych akcesoriów, to my musimy karmić naszego pieska, czy kotka markową karmą z puszki... Ja rozumiem, że wegetarianizm jest próbą powiedzenia NIE pewnym zjawiskom.
Ja też chciałbym powiedzieć NIE nazizmowi w hodowli, dlatego sam staram się (obecnie częściowo, w przyszłości w 100%) kupować mięso z ekologicznych hodowli (króliki, ryby), gotować sobie jajka z wolnego wybiegu (i co z tego, że oszczędniej z fermy?), zrezygnować z full wypas skórzanego portfela na rzecz tekstyliów, itp.
3. Co dla mnie nie jest wegetarianizmem.
Wegetarianinem nie jestem, bo samo zabicie zwierzęcia, aby zaspokoić głód jest dla mnie akceptowalne, ale patrząc na ogólną filozofię (i tą pogmatwaną ideologię) dochodzę do jedynego możliwego, logicznego wniosku.
Jak dla mnie wegetarianizm to powstrzymanie się od jakiejkolwiek konsumpcji zwierząt i nie ma inaczej. Pokarmowej, bezpośredniej i pośredniej.
Wegetarianinem nie jest absolutnie osoba, która co prawda kotleta i kiełbasy nie tknie, ale jednak nosi skórzany portfel, lata w skórzanych butach i kupuje skórzany pas - bo choć to nie bezpośrednie "zjadanie" to jednak bezpośrednia konsumpcja martwego ciała zwierzęcia.
Zgodzę się jednak z tym, że dalsze używanie portfela, butów i paska, które się nabyło PRZED decyzją o zostaniu wegetarianinem jest do akceptacji, przecież nie wyrzucimy tego na śmietnik (to by dopiero była ekologia od siedmiu boleści!). Ale PO decyzji - to już ewidentne złamanie zasad. (Ja jednak wolałbym je oddać osobom w potrzebie w takim przypadku.)
Wegetarianinem nie może nazywać się osoba - która już PO decyzji przejścia na wegetarianizm, decyduje się tylko dla dla własnej przyjemności na kupno pieska czy kotka (szczególnie kupno z hodowli!), świadoma, że ten zwierzak będzie jadł mięso ze sklepu mięsnego (to jest także potęgowanie popytu na przemysłowy chów zwierząt!). Oczywiście pieska nabytego PRZED decyzją, przecież nie zagłodzimy na śmierć.
Według mnie osoby, które nie stosują się do zaprzestania ogólnie pojętej konsumpcji ciał zwierząt (która nakręca popyt i hodowlę w nieludzkich warunkach) nie mogą nazywać siebie wegetarianami. Owszem, mogą mówić, że lubią dietę wegetariańską i potrawy wegetariańskie, ale określanie siebie wegetarianami to nie jest w tym przypadku dobre określenie.
4. Trochę oliwy do ognia.
Dla osób, które zawsze w tego typu dyskusjach komentują, że ewolucyjnie nie jesteśmy drapieżnikami zamieszczam fotkę prymitywnych i nagich ludzi - jak ich Bóg stworzył.
Jakiejkolwiek fotki dzikich ludzi byśmy nie przeglądali - widok jest podobny: golasy, czasem - miło kontaktu z białym człowiekiem - jeszcze bez gaci, z wiszącymi pingami - jednak perfekcyjnie przez naturę przystosowani do zabijania.
Popatrzcie na tę fotkę w kontekście przyrodniczym i zastanówcie się - jakie inne stworzenie posiada taki "długi szpon" zabijający szybko i na dużą odległość. Tylko drapieżnik na szczycie drabiny ewolucji.
Dlatego też sam wegetarianizm ma od groma odmian - laktoowo-, lakto-, owo-, weganizm, i tak dalej. Od groma.
OdpowiedzUsuńJestem zdania, że jak już się zabija jakieś zwierzątko to trzeba je wykorzystać do końca - mięso, futro, skóra, kości.
Sam jadam ryby i drób, ssaki hodowlane mi nie smakują, za to dziczyzna jest przepyszna.
Ludzie są mięsożerni od zarania dziejów, jesteśmy drapieżnikami. Nie będę się więc przeciwstawiał naturze. Za to zdecydowanie popieram zdanie o humanitaryzmie w traktowaniu zwierząt. Przemysłowy przerób zwierzęcia jednak boli mnie dogłębnie i uświadamia, że ludzkość gdzieś zgubiła właściwą drogę.
także uważam, że zwierzaczka należy skonsumować kompletnie - tak mnie z resztą uczono od małego
OdpowiedzUsuńkiedyś u dziadków króliki szły na mięsko - futra szły na przerób do szycia, kości jadł pies sąsiadki - nic się z króliczka nie marnowało
warunki miały bardo dobre - dużo miejsca - klatki ocieplone, aby w zimie nie było za zimno, a latem im za gorąco - najlepsze sianko i trawa, kilka razy dziennie sprawdzane czy jeden z drugim ma wodę w pojniku
taka hodowla to jest hodowla - a mięso max. jakości
Panie Kwiatkowski, czy aby na pewno jesteśmy drapieżnikami?
OdpowiedzUsuńMi się wydaję, że raczej zbieraczami, czyli mniej elegancko mówiąc, padlinożercami, wystarczy popatrzeć na naszą anatomię.
To nie jest anatomia drapieżnika, tylko zbieracza, który jadał mięso jak je znalazł.
Wygrywamy tylko inteligencją, która pozwala nam konstruować narzędzia do zabijania, a także pozwoliła nam, rozpocząć hodowle zwierząt.
inteligencja jest groźniejszą bronią niż kły i pazury - szczyt ewolucji drapieżnika
OdpowiedzUsuńNie jestem biologiem, antropologiem więc nie mnie wchodzić w takie dysputy bo się zwyczajnie na tym nie znam. Tak czy inaczej od dawien dawna jemy mięso (jak drapieżniki). Odnoszę się tylko do treści posta i tego, że obecnie stoimy na końcu większości łańcuchów pokarmowych jakie można sobie wymyślić. Dla tych zwierząt, które zjadamy, jesteśmy drapieżnikami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Wszystkie organy zabijanych zwierząt są później wykorzystywane przemysłowo. Nie da się praktycznie uniknąć kontaktu z przedmiotami uzyskanymi z wykorzystania ciał zwierząt. Gdyby ktoś próbował być tak konsekwentny, popadłby w paranoję
OdpowiedzUsuń@ foto - szczesliwe dzieciaki, robia to, do czego sa stworzone. Nasza cywilizacja jest pojebana, dusimy sie w klitkach, siedzimy w szkolach potem w pracy. Oni sa wolni. Wszystko zaczelo sie od rolnictwa, niestety. Na pohybel wegetarianom!
OdpowiedzUsuńAnonim, wolałbym minimalizować na blogu słowa wulgarne w stylu po******ny,
OdpowiedzUsuńw sumie nie ma się też co cackać - g**no to g**no a nie krem czekoladowy, ale w sumie lepiej trzymajmy jakiś poziom,
ok?
jednak co jak co - z tym krytycznym spojrzeniem na cywilizację - coś w tym jest
Ci, ktorzy twierdza, ze czlowiek nie wyewoluowal do jedzenia miesa sa po prostu niedouczonymi ignorantami.
OdpowiedzUsuńEwolucyjnie jestesmy przystosowani do diety wszystkozernej, przy czym o ile z roslin daje sie prawie calkowicie zrezygnowac (vide oryginalna dieta inuitow), o tyle wykluczenie calkowite zywnosci pochodzenia zwierzecego w naturalnych warunkach (czyli bez wspierania sie suplementami) koncy sie bardzo zle dla zdrowia.
między innymi dlatego w poprzednim poście zdecydowanie skrytykowałem 'wegetarianizm ideologiczny'
OdpowiedzUsuńbo o ile 'wegetarianizm dietetyczny' może nawet budzić sympatię (jak u mnie) - to religijno-ideologiczne pranie mózgu połączone z dość niebezpieczną filozofią (wartościowanie form życia) budzi moją odrazę
Cieszę się, że chcesz kupować ekologiczne mięso, jaja, itp. To jest prawdziwe racjonalne oszczędzanie :)
OdpowiedzUsuńBył okres, kiedy nie jadałam mięsa. Z czasem dopuściłam do jadłospisu ryby (mam własny staw, głupio by było nie korzystać z tego dobrodziejstwa), a później drób. Uważam, że dzisiejsze społeczeństwo jest za bardzo mięsożerne. Mam jedną zasadę: nie jadam ssaków. Ryb jest mnóstwo stworzonych właściwie przez 2 osobniki gatunku, podobnie z ptactwem, natomiast krowa rodzi 2 cielęta rocznie max...
OdpowiedzUsuń