Francuz, śliwki i jabłka z osiedla
Rok temu pracowałem z Francuzem, o czym czasem wspominam na blogu, miałem zatem okazję dużo pogadać na temat kulinariów, zwyczajów, jego wizji Polski, itp. Czasem coś jeszcze skrobnę na ten temat, ale dziś jedna sprawa.
Idziemy z Francuzem przez okolicę i on patrzy na drzewa owocowe - pyta czyje to. Mówię, że niczyje, osiedlowe - w mojej okolicy za komuny często ludzie sadzili pod blokami grusze, śliwy i jabłonie, wzdłuż drogi na działki też narosło drzewek owocowych - samosiejek z wyrzuconych pestek i ogryzków - wszystko nieco podziczało - a teraz późnym latem i jesienią wszystko po prostu spada na ziemie i gnije.
Jak to spada i gnije? Dziwi się Francuz. Mówię, że nikt u nas lekko zdziczałych jabłek czy gruszek jeść nie będzie bo mniejsze i niekształtne - śliwki i inne mirabelki to się zbierało za dzieciaka, za komuny, ale teraz dzieciaki mają chipsy i batony... pewnie nawet nie wiedzą, że te owoce są jadalne :>
To mogę sobie po prostu zerwać? - pyta zdziwiony - odpowiadam: Bierz chłopie i rwij - to naprawdę niczyje. Kilka razy potem, jak przechodziliśmy przez osiedle, zerwał sobie jabłko lub kilka śliwek - Dobre, hmm...
Wy to jednak dziwni jesteście. Marnować tyle jedzenia. U mnie we Francji (okolice hiszpańskiej granicy) - mówi - takie owoce nie mają się prawa zmarnować - można zrobić przetwory, można przerobić na alkohol - nawet jeśli jest drzewo "niczyje" owoce się zbiera - sąsiedzi jakoś wspólnie dzielą się - każdy bierze swoją porcję do wykorzystania.
Idziemy z Francuzem przez okolicę i on patrzy na drzewa owocowe - pyta czyje to. Mówię, że niczyje, osiedlowe - w mojej okolicy za komuny często ludzie sadzili pod blokami grusze, śliwy i jabłonie, wzdłuż drogi na działki też narosło drzewek owocowych - samosiejek z wyrzuconych pestek i ogryzków - wszystko nieco podziczało - a teraz późnym latem i jesienią wszystko po prostu spada na ziemie i gnije.
Jak to spada i gnije? Dziwi się Francuz. Mówię, że nikt u nas lekko zdziczałych jabłek czy gruszek jeść nie będzie bo mniejsze i niekształtne - śliwki i inne mirabelki to się zbierało za dzieciaka, za komuny, ale teraz dzieciaki mają chipsy i batony... pewnie nawet nie wiedzą, że te owoce są jadalne :>
To mogę sobie po prostu zerwać? - pyta zdziwiony - odpowiadam: Bierz chłopie i rwij - to naprawdę niczyje. Kilka razy potem, jak przechodziliśmy przez osiedle, zerwał sobie jabłko lub kilka śliwek - Dobre, hmm...
Wy to jednak dziwni jesteście. Marnować tyle jedzenia. U mnie we Francji (okolice hiszpańskiej granicy) - mówi - takie owoce nie mają się prawa zmarnować - można zrobić przetwory, można przerobić na alkohol - nawet jeśli jest drzewo "niczyje" owoce się zbiera - sąsiedzi jakoś wspólnie dzielą się - każdy bierze swoją porcję do wykorzystania.
na przykład: pamiętam za dzieciaka, jak mniej więcej o tej porze roku jechaliśmy kilometrami gdzieś w las, nazbierało się grzybów, na śródleśnych polankach jakiś woreczek mirabelek, na zdziczałych traktach wśród PGRowskich pól nazbierało się torebkę gruszek (wszystkiego mało, bo inni też swoje zebrali)
OdpowiedzUsuńz grzybów był obiad - czasem na 2 dni, z owoców kompot na 2-3 dni - i to się piło
gdzie tak jakieś cole czy szłepsy?
i mimo komuny i niedoborów miło to dzieciństwo wspominam :)
marcin wiemak
OdpowiedzUsuńJa za malota latalem na jezyny, orzechy laskowe i grzyby, ktore jak mam mozliwosc do tej pory zbieram :)
na orzechy się chodziło na wakacjach :D mniam,
OdpowiedzUsuńjeżyny dalej zbieram czasem podczas spacerów z rodziną za miastem dam nura w krzaki
na grzybach daaawno nie byłem, w weekendy zawsze gdzieś jedziemy w góry albo nad jezioro, itp.
ale ostatnio mało grzybów, nie widzę by grzybiarze coś sprzedawali, a wczoraj sąsiad wrócił ledwo co na dnie wiadra
marcin wiesmak
OdpowiedzUsuńNad jeziorem Gopło od strony wschodniej rosna 3 dziko rosnace grusze. Powiadam wam zadne ale to zadne owoce nie zastapia smaku tych gruszek ;)
To chyba dar od mickiewiczowskiej bogini Goplany ;)
jak jeszcze to jezioro zwiedzałeś z piękną boginką - to smak gruszek musiał być wyborny :>
OdpowiedzUsuńmarcin wiesnak
OdpowiedzUsuńR-O co masz na mysli? :D hehe
moje myśli w tej chwili to chyba nie materiał na ten blog :D
OdpowiedzUsuńTo charakterystyczna sprawa dla spoleczenstw, ktore dokonaly ogromnego i naglego skoku w "jakosci zycia". Takie narody momentalnie gardza darmowym jedzeniem, pasza i opalem, ktra mozna pozyskac z pobliskich nieuzytkow.
OdpowiedzUsuńJestem chyba ostatnim we wsi (a jestem "naturalizowanym" mieszczuchem), ktory zbiera dzikie jablka dla swoich koz. Sasiad mnie kiedys wzial na boczek i mowi, ze ma dojscie do taniej paszy, jak nie mam co zwierzeta dac, to moze nawet uzyczyc swojej, na te kilka dni. Nie bardzo skojazylem o co chodzi, a po wsi sie roznioslo, ze kozy tymi jablkami karmie, i ludzie pomysleli, ze nic juz dla nich wiecej nie mam. Slodkie.
Podobnie jest z samosiejkimi, na terenach rolnych "bez prawa zalesienia". Mozna to karczowac do woli, i najczesciej wlasciciel nie ma nic przeciwko. No to scinam, sezonuje i wkladam do kominka. Pienki drobne, czesto ponizej 10cm srednicy, wiec nie trzeba rabac i szybko schna. I znowu, miejscowi gadaja, ze skapy jestem, bo opalowe drewno tanie jak barsza, nawet to z oficjalnego wyrebu z lasow panstwowych.
Podejzewam, ze jakby zobaczyli, ze jem z samosiejki owoce, to bym nie mial zycia we wsi. ;-) Jakos tak na bogato, na tej wsi wszyscy zyja. Dla mnie to juz nawet rozrzutnie.
Teraz bieda jest wtedy, kiedy dziecko nie ma smartfona, a żona nowego laptopa do czytania Pudelka.
OdpowiedzUsuńOdnośnie laptopa to kolejny post o moim starym lapku:
TUTAJ
Takie drzewka jak piszesz - sam swojego czasu obrabiałem w domku rodziny na wsi i potem długo paliłem w kominku. Dla sąsiadów to były śmieci, rzucone w rów na zgnicie po karczowaniu nieużytku. Ot, fanaberia mieszczucha - kto by tam palił samosiejkami!
Ja tam zbieram, co się da. Nie z biedy, tylko dlatego, że lubię i mam z tego satysfakcję. W tym roku w naszym starym zapuszczonym sadzie jabłek mało, ale i z tego co jest, to się posuszy albo upiecze. Grzyby, orzechy, zioła, pełno tego :) A mój mąż potrafi zrobić nalewki ze wszystkiego, tylko potem pić nie ma komu, bo my tacy mniej alkoholowi jesteśmy.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to wstyd (to zbieranie), ale może dlatego że nie żyję w żadnej śledzącej swoje kroki nawzajem społeczności.
Uwielbiam jesienią się powłóczyć - z weekendowych wyjazdów rowerem przywożę mnóstwo "dzikiej" spożywki. Może z tego już ktoś się uśmieje, ale jak ziemniak z wozu spadnie, to też potrafię w kieszeń wsadzić :)
Ja myślę, że twoje podejście jest jak najbardziej naturalne, normalne i zdrowe.
OdpowiedzUsuńWykorzystanie darów ziemi.
kiedyś zgubionego przez kogoś ziemniaka, czy owoc się podnosiło i w ostateczności dawało zwierzętom - przez szacunek do ziemi i jej darów - żywności
kiedyś straszną hańbą i grzechem było wyrzucanie chleba! (jeszcze za mojego dzieciństwa!)
Wstyd to pojęcie względne - wiele mądrych i racjonalnych kiedyś rzeczy to wstyd - mam mało kontaktu ze wsią i przyrodą w tej chwili, ale wstyd w moim otoczeniu, to fakt, że mam i wykorzystuje stary komputer (doskonale, wydajnie i szybko!), który powinien trafić na śmietnik.
Ale powinienem mieć Mac'a i to najdroższego - aby społeczeństwo naokoło czuło się 'bezpiecznie'! A tak, coś tu nie gra w ich matrixie :)
http://czlowiekwlesie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTego gościa chyba i tak nie przebijecie. :)
faktycznie, dzięki za ten fantastyczny link! choć botanika mi nieobca, to z ostatnich potraw Autora kojarzę i zbieram tylko chrzan i lebiodkę...
OdpowiedzUsuńdodałem ten link to ulubionych i będę śledził i pewnie coś wykorzystam nie raz
OdpowiedzUsuńten link to jest prawdziwe racjonalne oszczędzanie! :)
ludzie - jak znacie jeszcze takie rodzynki w necie to linkujcie! :)