Miejski survival - zabezpieczenie zapasów wody.
Tematy dotyczące miejskiego survivalu mimo zapowiedzi ostatnio nie gościły na moim blogu, ale skoro w gronie zaznajomionych domowy survival jest czymś często i dogłębnie obgadywanym, nie czuję jakiejś presji na te tematy. Natomiast dziś mimo wszystko chciałbym napisać o kwestii kluczowej w domowym survivalu.
Człowiek może długo wytrzymać bez jedzenia - natomiast szybko padnie bez wody - wydaje mi się zatem ważne, aby posiadać odpowiedni zapas wody pitnej!
Po co? Przykładów nie muszę szukać daleko. Moje miasto, z przyległościami nieco poniżej 100 tys. mieszkańców posiada tylko 1 słownie JEDNO sprawne ujęcie wody. Nie wolno mi w tym artykule napisać jakie to miasto - bo podpadłbym prawdopodobnie pod jakiś paragraf za udostępnianie informacji tajnej (tak! tak! te przepisy dalej obowiązują!). Moje miasto jakiś czas temu zaliczyło wielogodzinną awarię wodociągów z powodów technicznych. Prawdziwym powodem był fałszywy alarm o zatruciu ujęcia, interwencja antyterrorystów, zabezpieczanie źródła i badanie laboratoryjne... Kto ma kontakty w spółce wodociągowej - ten wie.
Z ujęć które funkcjonują jako oficjalna rezerwa, większość w rzeczywistości nie działa (lej depresyjny na terenach przemysłowych) natomiast ostatnie w odległości ok 15 km od miasta jest notoryczne zanieczyszczone ....krowim gównem. Załatwiła je przemysłowa ferma.
Tak, czy inaczej - znając fakty - posiadam z reguły spory zapas źródlanej wody pitnej dobrej klasy oraz pitnej-użytkowej (tanie baniaki 5l z supermarketu). Zapasy podlegają uzupełnieniom i rotacji.
Z powodu leja depresyjnego - woda w jedynym ocalałym ujęciu jest pobierana z ujęcia głębinowego, bodajże z pokładów dolomitu, jest tak marnej jakości, że rotowana woda z zapasów jest rzeczywiście używana przez rodzinę. (Nie ma tu użytku na siłę - aby sprostać ideologii survivalowej). Jest to rzeczywista korzyść z tych zapasów i jakieś zabezpieczenie przed chorobami nerek, które są plagą w okolicy.
Człowiek może długo wytrzymać bez jedzenia - natomiast szybko padnie bez wody - wydaje mi się zatem ważne, aby posiadać odpowiedni zapas wody pitnej!
Po co? Przykładów nie muszę szukać daleko. Moje miasto, z przyległościami nieco poniżej 100 tys. mieszkańców posiada tylko 1 słownie JEDNO sprawne ujęcie wody. Nie wolno mi w tym artykule napisać jakie to miasto - bo podpadłbym prawdopodobnie pod jakiś paragraf za udostępnianie informacji tajnej (tak! tak! te przepisy dalej obowiązują!). Moje miasto jakiś czas temu zaliczyło wielogodzinną awarię wodociągów z powodów technicznych. Prawdziwym powodem był fałszywy alarm o zatruciu ujęcia, interwencja antyterrorystów, zabezpieczanie źródła i badanie laboratoryjne... Kto ma kontakty w spółce wodociągowej - ten wie.
Z ujęć które funkcjonują jako oficjalna rezerwa, większość w rzeczywistości nie działa (lej depresyjny na terenach przemysłowych) natomiast ostatnie w odległości ok 15 km od miasta jest notoryczne zanieczyszczone ....krowim gównem. Załatwiła je przemysłowa ferma.
Tak, czy inaczej - znając fakty - posiadam z reguły spory zapas źródlanej wody pitnej dobrej klasy oraz pitnej-użytkowej (tanie baniaki 5l z supermarketu). Zapasy podlegają uzupełnieniom i rotacji.
Z powodu leja depresyjnego - woda w jedynym ocalałym ujęciu jest pobierana z ujęcia głębinowego, bodajże z pokładów dolomitu, jest tak marnej jakości, że rotowana woda z zapasów jest rzeczywiście używana przez rodzinę. (Nie ma tu użytku na siłę - aby sprostać ideologii survivalowej). Jest to rzeczywista korzyść z tych zapasów i jakieś zabezpieczenie przed chorobami nerek, które są plagą w okolicy.