Wyprowadzka na wieś a praca w niedzielę
Jedna rzecz jest zastanawiająca dla wielkomiejskiego mieszczucha przeprowadzającego się nie tylko na wieś, ale i do mniejszego miasta, bądź na przedmieście metropolii/dzielnicę o nieco wiejsko-buraczanym charakterze.
Wszelka widoczna praca fizyczna wykonywana w niedzielę ludzi w oczy kole, jest powodem do obgadywania za plecami i do wyklęcia delikwenta ze społeczności.
Na zadupiu wolno ci w niedzielę na przykład napić się alkoholu do nieprzytomności i zataczać po wsi - oczywiście najlepiej z kuzynami, szwagrem i kolegami równie ubombanymi, to ci zostanie wybaczone, ale nie wolno ci pracować - bo to grzech.
I to nic, że dana czynność nie jest dla ciebie de facto pracą w rozumieniu PRACĄ, tylko rodzajem relaksu, fitnessu i odskoczni - dla NICH to jest praca i tyle. Zgroza i herezja.
Nic, że cię energia roznosi do jakiegoś pożytecznego zajęcia - możesz iść na ploty do Kowalskich i obgadywać Nowaków, obżerając się do nieprzytomności ciastem i pić parzochę z Biedry - ale nie wolno ci pracować - bo podważasz święte tabu lokalnej społeczności.
Zatem nie ma koszenia ogródka, nie ma malowania płotu ani obrabiania grządek - możesz coś dłubać w garażu, albo na strychu - ale tak, by drodzy sąsiedzi wiochmeni albo małomiasteczkowcy tego nie widzieli. Dyskretnie, po cichu i za zamkniętymi drzwiami.
Wszelka widoczna praca fizyczna wykonywana w niedzielę ludzi w oczy kole, jest powodem do obgadywania za plecami i do wyklęcia delikwenta ze społeczności.
Na zadupiu wolno ci w niedzielę na przykład napić się alkoholu do nieprzytomności i zataczać po wsi - oczywiście najlepiej z kuzynami, szwagrem i kolegami równie ubombanymi, to ci zostanie wybaczone, ale nie wolno ci pracować - bo to grzech.
I to nic, że dana czynność nie jest dla ciebie de facto pracą w rozumieniu PRACĄ, tylko rodzajem relaksu, fitnessu i odskoczni - dla NICH to jest praca i tyle. Zgroza i herezja.
Nic, że cię energia roznosi do jakiegoś pożytecznego zajęcia - możesz iść na ploty do Kowalskich i obgadywać Nowaków, obżerając się do nieprzytomności ciastem i pić parzochę z Biedry - ale nie wolno ci pracować - bo podważasz święte tabu lokalnej społeczności.
Zatem nie ma koszenia ogródka, nie ma malowania płotu ani obrabiania grządek - możesz coś dłubać w garażu, albo na strychu - ale tak, by drodzy sąsiedzi wiochmeni albo małomiasteczkowcy tego nie widzieli. Dyskretnie, po cichu i za zamkniętymi drzwiami.