Irytująca koleżanka typu Joanna vel Dżouana Krupa w pracy.

My Polacy mamy jakiś kompleks narodowy, lata komuny, lata rządów socjalistów wszelkiej maści doprowadziły nasz naród do upodlenia. Zawsze z pewną zazdrością patrzymy na lepszy zachód - nawet jeśli on jest czasem już trochę mitem i wspomnieniem, mamy lekki kompleks i tyle... Mogą się niektórym patriotom moje słowa nie podobać, ale i tak napiszę co myślę, tak już mam.


Skoro jednak zachód jest taki "cool, great and wow" to dziw bierze, że coraz częściej mamy do czynienie z reemigrantami stamtąd. Pobyli parę lat, nie do końca wyszło jak miało wyjść i czas wrócić z podkulonym ogonem.

Jednak gdzie tak można, podkulony kudłaty ogon przed polską granicą trzeba nastroszyć, natapirować i uczesać... no i "jeshhhtem grejt, wroocziłam z JuKej"...

Chodzi taka potem po biurze i wk***a ludzi, grając oczywiście na polskim kompleksie, i oczywiście lecą w teksty w stylu: "No wieszh, u nas w JuKej to tak sie nie robiło... dizajn prosidżer musi być kuul.... no jak to się mówi.... autlajn dizajnu, który pokażemy na adapcie to nie może być szara i nudna Polska..." bla bla bla i oczywiście akcent ma.

Jak załatwić taką Dżouanę Krupę i nauczyć ją z powrotem języka ojczystego, bez akcentu i wstawek na każdym kroku jak to "u nas w UK/USA było lepiej"?
(Aha, Ja nie wnikam, czy było lepiej czy nie! Może i było, ale trochę skromności się przyda. No i skoro było lepiej - to po co kozo wróciłaś?)

No więc naszą Dżouanę załatwiamy, gadamy z szefem, prosimy o pomoc w pacyfikacji reemigrantki (jak sami jesteśmy szefem to sprawa ułatwiona, hehe) i w czasie kolejnych dni lecą akcje:

"Pani Joanno, no widzę, że z angielskim Pani jest na perfect, kto jak kto, ale na Pani w tej kwestii można polegać na pewno, w końcu tyle lat w biurze w UK.. ehh... Pani Joanno, tu są raporciki z konkurencyjnej firmy po angielsku... wypadało by to przerobić, przestudiować, streścić czy przetłumaczyć... no to mogę na Panią liczyć?"

No i tak do skutku - raport po angielsku, rozmowa po angielsku, angielski lubin, wysłanie do obsługi klienta po angielsku....

Z reguły kilka dni akcji wystarczy - nasza dumna Dżouana zamienia się w skromną Joannę, po polsku mówi bez akcentu i lepiej niż nie jedno z nas, znikają grające na naszym narodowym kompleksie wstawki "A u nash w JuKej... robiło się to lepiej". Atmosfera się w biurze poprawia...


P.S. Kochane czytelniczki, jestem jak widać samcem i jak jedna koleżanka stwierdziła... seksistą niepoprawnym politycznie (nie wiem czy to dobrze, ale mi się chyba podoba) dlatego napisałem o takiej koleżance Dżouanie okraszając to odpowiednio wizualnie.

Natomiast pragnę was z praktyki zapewnić, że podany sposób znakomicie działa też na faceta typu Max Kolonko (Mad Max?), co zjechał z JuEsEj i nam się rządzi w biurze :) "Dowalcie" takiemu Maksiowi, niech zobaczy, że polska kobieta to charakterek ma i nie da sobie podskoczyć.

Mówił do was...

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Oszczędny przepis: serca drobiowe dla smakoszy

Polsat cyfrowy - multiroom - problemy i pozorna oszczędność?