Markowe gadżety na plaży, markowe ciuchy...

Jak wiecie jestem nastawiony sceptycznie i realistycznie do pojęć: marka, markowe, lans, szpan... Sceptycyzm nie oznacza negowania marki, szczególnie jeśli marce towarzyszy jakość, a markowy produkt można nabyć w sensownej cenie - co zazwyczaj oznacza końcówki serii, wyprzedaż posezonową, albo inne okazje. Kupując taki produkt preferuję jednak, aby markowa etykietka lub inny label były tak dyskretne na ile to możliwe, albo w ogóle niewidoczne.

Coś dla Pań i kwestia jeleni
Z resztą grzebanie się w zakupach, wyprzedażach i okazjach to raczej kobieca sprawa i kobieca rozrywka - ja tego nie czuję zupełnie - ale żona zna moje preferencje ubraniowe i to raczej ona wyszukuje, jak już coś.

Wróćmy jednak do faktu dlaczego nie lubię widocznych oznaczeń marki? Po prostu nie lubię obwieszania się etykietkami - bo co to ja jestem? jakiś słup reklamowy? Jeśli już marka ABC chce abym jej logo nosił na klacie - to niestety - za reklamę się płaci (a wątpię aby zapłacili). Nie jestem jakimś jeleniem aby cudzą reklamę obnosić za friko.

Lato
Większość lata przechodziłem w niemarkowych lnianych spodniach kupionych w supermarkecie i takich koszulach - kolory naturalne, kremowe, itp.. Do tego skórzany pasek z jakiejś lokalnej wytwórni (na pewno niemarkowy) oraz takich czy innych skórzanych butach lub skórzanych laczkach (ale na pewno nie była to żadna wielka marka). Nie jestem wielkim estetą, ale myślę, że wyglądałem w tym zestawie dobrze, czułem się dobrze, a nawet rewelacyjnie, fajna przewiewna tkanina.

Czy czułbym się lepiej gdyby to były ciuchy widocznie labelowane przez jakiegoś znanego projektanta typu "Giorgio Fanfaculo". Nie sądzę. Raczej miałbym dyskomfort, że daje się wycyckać jak jakiś jeleń cwanym homo-designerom i korporacjom, zapewne kilkukrotnie przepłacając za parę fatałachów.

Metroseksualny typ faceta, który ma się ma podobać kobietom, bo tak każe TV i magazyny dla pań. (Mi on bardziej przypomina Krysię z Mięsnego, niż chłopa!)

"Markowe" plażowanie
Przypomina mi się w tym momencie znajomy i jego kumpel na któryś z kolei wakacjach. Szczególnie ten koleś obwieszony markowymi gadźetami totalnie. Markowe nawet majtki (te bieliźniane) - co było w jakiejś rozmowie jeszcze podkreślone - nie żartuję - z trudem mogłem powstrzymać śmiech, na widok tak żenującego zniewieścienia chłopa. Mniejsza o to, bo oczywiście był poruszony temat marki - co to wypada i dobrze wygląda - i gdzie na jakiej wyprzedaży można co wychwycić - po kilku uwagach z rozmowy się wypisałem, bo nie miałem ochoty na umoralnianie kogokolwiek - szczególnie centralnie zagejowanych kolesi - co chłopu naprawdę wypada, a co nie.

Rzuciłem hasło do pływania, nie ma co siedzieć i pitu pitu. Znajomi markowcy z trudem przepłynęli długość plaży (od boi do boi), wyczerpali się do reszty i poszli dochodzić do siebie. Ja pyknąłem sobie gdzieś ok 1000m i dopiero wtedy czułem, że w ogóle zamoczyłem stopy.

Ciekawe co jest bardziej "na miejscu" i trendy dla faceta, rozmowa o kolejnych km dystansu do pokonania, o wyzwaniach do zaliczenia - dosłownie "o kolejnych szczytach do zdobycia", czy podniecanie się markowymi fatałaszkami.

Popularne posty z tego bloga

Polsat cyfrowy - multiroom - problemy i pozorna oszczędność?

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Avatar a ekonomia - kilka prawdziwych refleksji.