Własny biznes. Firma rodzinna. Czy to aby dobry pomysł?
...Tak, na pewno, o ile masz dość dużą odporność psychiczną, wytrzymałość i grubą skórę, a konflikty spływają po tobie jak woda po kaczce.
Niestety, duża część negatywnych zjawisk towarzyszących spółkom, opisanych wczoraj, może przenieść się na grunt firmy rodzinnej.
Prowadzenie firmy np. z żoną - to prosty sposób aby popsuć sobie rodzinne niedzielne obiady, wspólne wyjścia do restauracji, albo wspólny wieczór.
Kiedy się coś psuje w firmie - w nieuchronny sposób przenosi się to na grunt domowy - w efekcie masz pracę 24h/7dni w tygodniu. Czy aby na pewno tego chcesz?
Oczywiście nie mówię, że KAŻDA firma rodzinna, lub spółka skończy się źle - proszę mnie dobrze zrozumieć. Istnieje jednak spore niebezpieczeństwo problemów i konfliktów.
Według mnie po prostu znacznie lepiej odseparować przyjaźń, rodzinę i czas wolny od prowadzonego biznesu lub pracy.
Niestety, duża część negatywnych zjawisk towarzyszących spółkom, opisanych wczoraj, może przenieść się na grunt firmy rodzinnej.
Prowadzenie firmy np. z żoną - to prosty sposób aby popsuć sobie rodzinne niedzielne obiady, wspólne wyjścia do restauracji, albo wspólny wieczór.
Kiedy się coś psuje w firmie - w nieuchronny sposób przenosi się to na grunt domowy - w efekcie masz pracę 24h/7dni w tygodniu. Czy aby na pewno tego chcesz?
Oczywiście nie mówię, że KAŻDA firma rodzinna, lub spółka skończy się źle - proszę mnie dobrze zrozumieć. Istnieje jednak spore niebezpieczeństwo problemów i konfliktów.
Według mnie po prostu znacznie lepiej odseparować przyjaźń, rodzinę i czas wolny od prowadzonego biznesu lub pracy.
Mój ojciec pracował dawniej w rodzinnej firmie. Nawet ok było przez długi okres ok. 10 lat do czasu gdy zaczęły się spory co do kierunku rozwoju firmy. Ojciec odszedł z firmy i zaczął się smród w rodzinie jak cholera, szczególnie ze założył konkurencyjną firmę w tej samej branży. Po kilku latach atmosfera ostygła ale w kontaktach rodzinnych dalej to nie to samo co było wcześniej.
OdpowiedzUsuńnie dziwie się,
OdpowiedzUsuńszkoda sytuacji i waszych nerwów
z resztą mówi się, że "z rodziną jest najlepiej na zdjęciu"
ale już nie koniecznie w pracy i biznesie
z resztą jak kiedyś na rodzinnym spotkaniu strzeliłem, że może założę taką samą działalność - oczywiście w rozsądnej odległości, w innej części miasta, aby nie psuć rynku - to i tak sytuacja jakbym puścił baaaardzo smrodliwego bąka w towarzystwie :>
Oj tam, oj tam. Fajnie spędzać życie (a nie popołudnia i weekendy) z małżonką/małżonkiem.
OdpowiedzUsuńWyobraź sobie, że jeszcze 50 lat temu (nie mówiąc o 100, czy 200...) zdecydowana większość firm była "rodzinna". Przecież "firmą rodzinną", z założenia przynajmniej, jest każde gospodarstwo rolne: wszyscy pracują, nie ma innej możliwości!
OdpowiedzUsuńPrzy tym, sam chcesz, żeby Twój zaufany zielarz miał 20 lat doświadczenia. Jak sobie to wyobrażasz jeśli nie w ten właśnie sposób: że terminował od maleńkości u swojego ojca lub stryja, że urodził się po to, żeby zostać zielarzem! Żadne studia, nie mówiąc już o 3-tygodniowym przeszkoleniu, takiego profesjonalizmu nie gwarantują...
Oczywiście: tak było, zanim nam wszystkim przewróciło się w zadkach od dobrobytu i zanim zaczęliśmy "rozdzielać sprawy rodzinne od zawodowych" - co jest możliwe tylko od niedawna (podobnie jak tylko od niedawna jest możliwa aż tak daleko idąca swoboda w wyborze zawodu - wcześniej zarówno wykształcenie, jak i zawód było w dużej mierze dziedziczne) - i wcale nie jest takie pewne, że będzie już możliwe for ever...
Boska Wola ma dużo racji w tym co pisze.
OdpowiedzUsuńMój ojciec gdyby nie możliwość zdobycia doświadczenia w rodzinnej firmie nigdy nie zdecydowałby się na otwarcie tego typu działalności gospodarczej.
Nie ma róży bez kolców jak to mówią.
Kwasy w rodzinie vs rodzinny inkubator przedsiębiorczości.
Tak się składa, że w krótkim artykule chciałem napisać też o naturalnych wyjątkach - czyli o gospodarstwie rolnym, rodzinnym rzemiośle, agroturystyce, itp. - ale sprawy zawodowe uniemożliwiły skończenie i planowałem napisać to jutro.
OdpowiedzUsuńKoledzy mnie widzę - wyręczyli. :)
Nie... nie.... - ja tu zdecydowanie piszę o wielkomiejskim nowoczesnym, współczesnym biznesie - takim z posranymi klientami z dziwnymi życzeniami, wypasionym biurem, błyszczącymi autami pod oknem, uciekającymi terminami, problemami i gonitwą. Nieudanymi negocjacjami, oszustwami...
PS. Nie wiem gdzie mój zielarz nabywał 20 lat doświadczeń - jak będę spytam.
Boska Wola,
OdpowiedzUsuńowszem były biznesy i zawody rodzinne, nadal są - nie mylmy tego z brakiem problemów i kwasów rodzinnych ;) Ludzie mieli sporo mniej możliwości niż dzisiaj.
Ja się bardzo cieszę, że nie odziedziczyłam zawodu rodziców i że mogę oddzielić biznes od rodziny. Oby tak jak najdłużej... ;)
trzeba oddzielić biznes od rodziny, właśnie :)
OdpowiedzUsuńkażdy praktyk wam to powie :)
Ja rozumiem, że model biznesowy rodzinny sprawdza się u Kolegi z Boskiej Woli - dajmy na to on wypasa swoje piękne konie, a Lepsza Połowa przynosi mu szklaneczkę łyskacza z lodem - i jest pięknie - pozazdrościć...
ale w mieście, w wyścigu szczurów taka optymistyczna wizja się z dużą pewnością nie sprawdzi :)
nie, moi drodzy, nie wali mi się biznes i nie drę włosów z głowy... miałem po prostu ochotę przypomnieć sobie ten niedawny temat
OdpowiedzUsuńAdmin wydaje mi się, że mocno upraszczasz zajęcie kolegi Boskiej Woli. Widzisz kawałek obrazu- przyjemne otoczenie, zwierzęta itd. Nie wiem dokładnie, czym się zajmuje w/w kolega, ale stadnina to ciężka praca koło zwierząt, ich choroby, ściganie się o klientów, zwierzęta, koszty... W sumie biznes na 24h, w zależności jeszcze w jakiej kondycji jest firma itd. Ze wszystkim tak jest- czy jesteś dyrektorem banku i zarządzasz filią, czy masz swoją działalność- nic nie jest tak różowe, jakim się wydaje.
OdpowiedzUsuńUsunąłeś profil w podpisach anonimowy, więc podpiszę się tu AgaT
Staram się od ponad roku śledzić blog i poczynania Kolegi z Boskiej Woli - mam wrażenie, że jego działalność (jeśli chodzi o gospodarstwo) jest o wiele przyjemniejsza niż interesy moje... nie mówię o lekkości i wiejskiej sielance - bo tak to łatwo nie jest, mówię jednak o istocie interesów.
UsuńW interesie o którym rozmawiamy mailowo, sytuacja jest w miarę przewidywalna, choć nie bez sielanki - ale w moich działaniach bardziej zbliżonych do środowiska korporacyjnego nie raz był taki gnój, że uwierz - lepiej zmęczyć się na gospodarstwie do utraty tchu niż dziabać w tym syfie.
W zawiłości korporacyjne nie próbuję nawet wnikać, bo po prostu nie znam tego środowiska z autopsji.
Usuń