Oszczędzanie pieniędzy na studiach - organizacje studenckie - złodzieje czasu i pieniędzy.

Jakiś czas temu napisałem na prośbę czytelników post pt. Oszczędzanie Pieniędzy na Studiach i zgodnie z obietnicą powracam do tematu.

Jednym z kluczowych wniosków w poście była myśl:

...fakt jest taki, że znacznie łatwiej pieniądze zarobić niż oszczędzić - z i tak już ubogiego budżetu studenta. Należy więc postarać się znaleźć pracę. Aby mieć pracę - trzeba mieć czas. Aby mieć czas - trzeba go wygospodarować...


Dziś na celownik biorę organizacje studenckie - kuszący, aczkolwiek najczęściej ogromny złodziej czasu i pieniędzy, gdzie nasza energia do działania najczęściej "idzie w kanał" przy bzdurnych projektach, mimo iż będąc zaangażowanym członkiem takich organizacji jesteś ostatnią osobą na Ziemi, która przyjęłaby taki fakt do wiadomości. Dobrze to wiem, jako że przewinąłem się przez przynajmniej dwie organizacje studenckie.


Dziś z perspektywy lat widzę, że to był w dużej mierze czas zmarnowany, moim dużym plusem jednak jest to, że na początku drugiego roku studiów dziennych zacząłem powoli coraz trzeźwiej patrzeć na rzeczywistość i z tego nonsensu się wycofałem, patrząc coraz poważniej na kwestie zawodowe, rozwój kariery oraz studenckie finanse.

Kontakty

Dlaczego uważam, że jest to czas zmarnowany? Zasadniczym mitem powtarzanym przez aktywistów organizacji jest to, że nawiązujemy cenne znajomości, oczywiście cenne dla naszej kariery. Cóż, z mojej perspektywy jest to lekka bzdura.

Oczywiście znajdą się tu i tacy, co zakwestionują mój pogląd - ale pojedyncze sytuacje złapania "dobrych kontaktów" to najczęściej wyjątek potwierdzający regułę. Równie dobrze można stwierdzić, że wstąpienie do znanej sekty handlowej typu MLM, to początek świetlanej kariery w biznesie (mimo iż 9 na 10 handlowców-akwizytorów MLM odchodzi z networku kwitkiem i pustymi kieszeniami).

Tak więc co? Tak - uważam, że niektóre organizacje studenckie mają charakter lekkiej sekty, bądź mają tendencje do "zasekcania" się. I tu i tam prawda jest ujawniana stopniowo, na członkostwo trzeba zasłużyć a potem jest wyraźna bariera MY członkowie i ONI świat zewnętrzny.

Znajomości, które człowiek nabędzie niestety w większości zerwą się przez konflikty wewnątrz organizacji oraz ambicje, szczególnie silne w organizacjach quasi-korporacyjnych. Człowiek zdąży się także skompromitować i skonfliktować, na mocno zakrapianych imprezach studenckich albo w sprawach damsko-męskich.

Znajomości (później w biznesie, w polityce...) według mnie mają często głębsze, drugie albo i trzecie dno - często kumplami (w poważnym biznesie) są studenci, których tatusiowie przepracowali na stanowiskach kierowniczych pół życia w jednym zakładzie, albo razem prowadzili od czasów głębokiej komuny prywaciarsko-badylarskie interesy...

Zdobywanie doświadczenia


Generalnie niektórzy z was w dalszym ciągu mogą twierdzić, że w działaniu w organizacjach studenckich można zawrzeć znajomości i nauczyć się wiele - biorąc udział w ciekawych projektach, przedsięwzięciach i innych uczelnianych działaniach...

...jednak prawda jest taka - właściwie to samo można wykonywać już w realnym i dorosłym świecie korporacji, pracy zarobkowej i biznesu, co najważniejsze - zarabiając za swoje poświęcenie i zaangażowanie prawdziwe pieniądze!

Tych z was, którzy jako studenci dzienni są ambitni i rządni działania w społeczności uczelnianej oczywiście namawiam, by rzeczywiście ruszyć cztery litery i coś zadziałać - ale działać realnie! W świecie biznesu - w realiach dorosłych ludzi, praktyk zawodowych (płatnych!), spróbować stworzyć jakiś studencki biznes, cokolwiek.

Ale nie róbcie za jelenia i szanujcie pieniądze waszych rodziców, którzy za te studia płacą.

Dlaczego piszę ten artykuł

Z pewnością się zastanawiacie - czy ja piszę ten artykuł z uwagi na jakieś nieciekawe doświadczenia w organizacjach? Ależ oczywiście, jednak jest to tylko jeden z powodów - nie wszystko przez ok 1,5 roku mojego robienia za aktywistę studenckiego poszło gładko i bez problemów (natomiast także w początkach pracy zawodowej nie wszystko idzie gładko, więc cóż dziwnego?) natomiast pod kątem czysto organizacyjnym, w sensie dokonań studenckich był to dla mnie czas bardzo udany, mógłbym rzec - generalny sukces. Problem leży gdzie indziej - właśnie w sferze finansów, studenckich oszczędności i rozwoju prawdziwej kariery.

Na takie działania czas jest bowiem w gimnazjum, może w liceum - dorosły facet jednak powinien poważniej popatrzeć na rzeczywistość i karierę. Samorozwój osobisty i zawodowy. Nie na dyrdymały. Dlaczego student nie ma mieć dobrej pracy i pieniędzy? Gwarantuję wam - lepiej jest "za studenta" mieć jakieś własne pieniądze niż "bidować" na garnuszku u mamusi.

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Oszczędny przepis: serca drobiowe dla smakoszy

Polsat cyfrowy - multiroom - problemy i pozorna oszczędność?