Temat kontrowersyjny - spożycie królika i mięs nietypowych.
Nie planowałem podejmowania tutaj tematów kontrowersyjnych, ale nie chcę dawać trollom satysfakcji i wolę zdecydowanie stawić czoła tematowi.
Wiem, że niektórzy z was są wegetarianami, miłośnikami puchatych zwierzątek i ja to uszanuję, ale ja wegetarianinem nie jestem, co więcej za sprawą wychowania i prowincjonalnego pochodzenia mam dość szerokie horyzonty kulinarne.
Jeśli jesteście bardzo wrażliwi, albo was brzydzi spożywanie mięsa - proszę darujcie sobie czytanie dalej i dalszą dyskusję - nie psujcie sobie dnia kontrowersyjnym postem i ewentualną kłótnią. Jeśli was to ani ziębi, ani grzeje - zapraszam dalej do kulturalnej rozmowy.
Wychowałem się po części na blokowisku, po części na przedmieściu o nieco wiejskim charakterze, w rodzinie pochodzącej po części ze wsi. Każdą wolna chwilę, weekendy, ferie, święta i wakacje spędzałem u dziadków na przedmieściu, gdzie wychodząc z domu częściej wdepnąłem w kurze gówno niż nie wdepnąłem. Wiem jak pachnie świnia, krowa i koń - nie na talerzu, ale w stanie "ożywionym"...
Obce mi są zupełnie wielkomiejskie fanaberie i wydelikacenie. Dziwaczny wydaje mi się wegetarianizm, zupełnie nie rozumiem, używając obcego zwrotu, love-hate relationship jeśli chodzi o zwierzęta takie jak króliki, konie i inne. Z jednej strony uwielbienie tych zwierząt i robienie z nich maskotek znudzonych mieszczuchów, z drugiej strony obrzydzenie np. do spożycia mięsa z nich pozyskanego (mięsa wysokiej jakości).
Jadłem w życiu króliki, nutrie, raki, przeróżne i przedziwne ośmiornice, kalmary, małże, dziwne podroby - traktując to jako swoistą kulinarną podróż - myślę, że mógłbym pojechać jako podróżnik do Amazonii i razem z Indianami zjeść zupę z małpy. Dlaczego nie?
Jeśli chodzi o stosunek do zabijania zwierząt byłem uczony jednego - zwierzaka traktować należy dobrze, bardzo dobrze, nie wolno go męczyć, nie wolno znęcać się - zabić należy szybko, sprawiając jak najmniej bólu, nie jest to rzecz którą kiedykolwiek ktoś normalny by się ekscytował w żaden sposób. Oczywiście zabijanie to męska rzecz i rozumiem niechęć Pań do tej czynności.
Po dzień dzisiejszy zabijanie to mój domowy obowiązek (np. jeśli kupujemy żywe ryby do spożycia), tak samo jak patroszenie, oczyszczanie, oprawianie i porcjowanie (np. królika). Podchodzę do tego w zupełnie naturalny i spokojny sposób z satysfakcją, że zapewniam rodzinie dobrej jakości i świeżę mięso.
To moje zadanie jako mężczyzny.
Wiem, że niektórzy z was są wegetarianami, miłośnikami puchatych zwierzątek i ja to uszanuję, ale ja wegetarianinem nie jestem, co więcej za sprawą wychowania i prowincjonalnego pochodzenia mam dość szerokie horyzonty kulinarne.
Jeśli jesteście bardzo wrażliwi, albo was brzydzi spożywanie mięsa - proszę darujcie sobie czytanie dalej i dalszą dyskusję - nie psujcie sobie dnia kontrowersyjnym postem i ewentualną kłótnią. Jeśli was to ani ziębi, ani grzeje - zapraszam dalej do kulturalnej rozmowy.
Wychowałem się po części na blokowisku, po części na przedmieściu o nieco wiejskim charakterze, w rodzinie pochodzącej po części ze wsi. Każdą wolna chwilę, weekendy, ferie, święta i wakacje spędzałem u dziadków na przedmieściu, gdzie wychodząc z domu częściej wdepnąłem w kurze gówno niż nie wdepnąłem. Wiem jak pachnie świnia, krowa i koń - nie na talerzu, ale w stanie "ożywionym"...
Obce mi są zupełnie wielkomiejskie fanaberie i wydelikacenie. Dziwaczny wydaje mi się wegetarianizm, zupełnie nie rozumiem, używając obcego zwrotu, love-hate relationship jeśli chodzi o zwierzęta takie jak króliki, konie i inne. Z jednej strony uwielbienie tych zwierząt i robienie z nich maskotek znudzonych mieszczuchów, z drugiej strony obrzydzenie np. do spożycia mięsa z nich pozyskanego (mięsa wysokiej jakości).
Jadłem w życiu króliki, nutrie, raki, przeróżne i przedziwne ośmiornice, kalmary, małże, dziwne podroby - traktując to jako swoistą kulinarną podróż - myślę, że mógłbym pojechać jako podróżnik do Amazonii i razem z Indianami zjeść zupę z małpy. Dlaczego nie?
Jeśli chodzi o stosunek do zabijania zwierząt byłem uczony jednego - zwierzaka traktować należy dobrze, bardzo dobrze, nie wolno go męczyć, nie wolno znęcać się - zabić należy szybko, sprawiając jak najmniej bólu, nie jest to rzecz którą kiedykolwiek ktoś normalny by się ekscytował w żaden sposób. Oczywiście zabijanie to męska rzecz i rozumiem niechęć Pań do tej czynności.
Po dzień dzisiejszy zabijanie to mój domowy obowiązek (np. jeśli kupujemy żywe ryby do spożycia), tak samo jak patroszenie, oczyszczanie, oprawianie i porcjowanie (np. królika). Podchodzę do tego w zupełnie naturalny i spokojny sposób z satysfakcją, że zapewniam rodzinie dobrej jakości i świeżę mięso.
To moje zadanie jako mężczyzny.