Kłamanie na śniadanie oraz męskie wyalienowanie.
Niedziela, heh, ja dobrze wiem jak niektórzy spędzają niedzielę... jestem dobrym obserwatorem... rozpoczyna ją program w stylu Kłamanie na Śniadanie, gdzie możemy się na przykład dowiedzieć jakiego dezodorantu do stóp używa znana Pani Psycholog - córka znanego polityka, następnie ogląda się program w stylu Kulinarna Gala Nergala, gdzie uczymy się jak przyrządzić gulasz z kota na 660 i 6 sposobów. Po obiadku kilka polskich remake'ów oper mydlanych produkcji niemieckiej (jak mówią niektórzy historycy - Niemcy ponoć lubią robić mydło). Wieczorem program w stylu Taniec Wywijaniec gdzie jedni celebryci (na parkiecie) udają, że umieją tańczyć a inni podstarzali celebryci (w jury) udają, że nie są alkoholikami. Na koniec wieczoru Kuba Wojewódzki, ku żalowi telewidzów, po raz kolejny nie zrobi coming out'u, ale za to opowie o zaletach wazeliny o smaku truskawkowym...
Ehhh... po co ja to piszę? Zapytacie!
Post miał być wcześniej, w ramach odpowiedzi dla balasta, debiutanta na blogosferze, ale nie mam pełnowymiarowego dostępu do netu, więc jest dopiero teraz - otóż kolega w jednej swoich wypowiedzi mówi, że w młodości ALIENOWAŁ SIĘ filmami w stylu Braveheart, Wielki Błekit czy K2... Kolego! Może wyrywam z kontekstu ale co to za alienacja?
Jak dla mnie - z normalnego życia i funkcjonowania alienują się ludzie, którzy w TV oglądają niedzielną, toksyczną szmirę jak rozpisałem powyżej. Intelektualną maź która zalewa mózg i wpędza ludzi w marazm!
Filmy, o których wspominasz, to prawdziwe męskie kino, opowieści o facetach, którzy mają jasno wyznaczony cel i chcą go osiągnąć. Tak właśnie ma być!
Według mnie pełen energii mężczyzna, jeśli już zasiądzie wieczorem przed ekranem TV, puści sobie właśnie taki klasyk jak K2, a nie będzie się ALIENOWAŁ z życia, zaklejając mózg bezwartościową medialną papką.
Mężczyzna ma myśleć o tym jakie szczyty zdobywać, dosłownie, a nie zastanawiać się jakiego kremu użyć do depilacji klaty i pach, albo czy sweterek Hugo Boss'a jest wystarczająco markowy na piątkowe wyjście na miasto.
Ehhh... po co ja to piszę? Zapytacie!
Post miał być wcześniej, w ramach odpowiedzi dla balasta, debiutanta na blogosferze, ale nie mam pełnowymiarowego dostępu do netu, więc jest dopiero teraz - otóż kolega w jednej swoich wypowiedzi mówi, że w młodości ALIENOWAŁ SIĘ filmami w stylu Braveheart, Wielki Błekit czy K2... Kolego! Może wyrywam z kontekstu ale co to za alienacja?
Jak dla mnie - z normalnego życia i funkcjonowania alienują się ludzie, którzy w TV oglądają niedzielną, toksyczną szmirę jak rozpisałem powyżej. Intelektualną maź która zalewa mózg i wpędza ludzi w marazm!
Filmy, o których wspominasz, to prawdziwe męskie kino, opowieści o facetach, którzy mają jasno wyznaczony cel i chcą go osiągnąć. Tak właśnie ma być!
Według mnie pełen energii mężczyzna, jeśli już zasiądzie wieczorem przed ekranem TV, puści sobie właśnie taki klasyk jak K2, a nie będzie się ALIENOWAŁ z życia, zaklejając mózg bezwartościową medialną papką.
Mężczyzna ma myśleć o tym jakie szczyty zdobywać, dosłownie, a nie zastanawiać się jakiego kremu użyć do depilacji klaty i pach, albo czy sweterek Hugo Boss'a jest wystarczająco markowy na piątkowe wyjście na miasto.
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Die_Uniformen_der_Allgemeinen_SS_32-45.jpg
OdpowiedzUsuńHugo Boss started his clothing company in 1924 in Metzingen, a small town south of Stuttgart, where it is still based. However, due to the economic climate in Germany at the time Boss was forced into bankruptcy. In 1931 he reached an agreement with his creditors, leaving him with 6 sewing machines to start again. The same year, he became a member of the Nazi party and a sponsoring member ("Förderndes Mitglied") of the Schutzstaffel (SS).[9] He later stated himself that he had joined the party because of their promise to end unemployment and because he felt "temporarily" withdrawn from the Lutheran church.[9] He joined the German Labour Front in 1936, the Reich Air Protection Association in 1939, the National Socialist People's Welfare in 1941.[9] His sales increased from 38,260 RM in 1932 to over 3,300,000 RM in 1941, while his profits increased in the same period from 5,000 RM to 241,000 RM.[9] Though he claimed in a 1934/1935 advertising he had been a “supplier for Nazi uniforms since 1924”, such supplies are probable since 1928/1929 and certain since 1934, when he became an Reichszeugmeisterei-licensed (official) supplier of uniforms to the Sturmabteilung, Schutzstaffel, Hitler Youth, National Socialist Motor Corps and other party organizations.[9] To meet demand in later years of the war, Boss used about 30 to 40 prisoners of war and about 150 forced laborers, from the Baltic States, Belgium, France, Italy, Austria, Poland, Czechoslovakia and the former Soviet Union.[9] According to German historian Henning Kober, the company managers were “avowed nazis”, “the Boss were all great admirers of Adolf Hitler” and Hugo Boss had in 1945 in his apartment a photograph of himself with Hitler taken in the latter's Obersalzberg retreat.[10]
"(jak mówią niektórzy historycy - Niemcy ponoć lubią robić mydło)"
OdpowiedzUsuńHa ha ha :)) Dobre !!! :))
A tak na marginesie to muszę Ci powiedzieć Adminie, że film K2 odegrał dużą rolę w moim życiu, bo tak się po nim napaliłem, że pojechałem z paczką znajomych w 1996 do Zakopane.
Tiaaa, banda gówniarzy, która nigdy nie była w górach zachciała sobie pochodzić po górach. Gdyby matka wiedziała, w jakie miejsca nas poniosło, to dostałaby zawału a mnie zabiłaby po powrocie.
Do dziś pamiętam 5 maja widok narciarzy na Kasprowym, nasz wjazd kolejką, którą następnego dnia wyłączyli, bo miała być do czerwca remontowana. Nasza wędrówka w stronę Świnicy, zawieja śnieżna za Beskidem (w maju !!! nic nie było widać), wejście na Świnicę (po otworach na nogi i ręce wybite przez kogoś w lodzie i zbitym śniegu), Zawrat, Dolina Pięciu Stawów, następnego dnia Morskie Oko.
Kilka dni później Giewont... Stare dobre czasy ... Było chłodno, głodno i do domu daleko ..., ale młodość ma swoje prawa.
Ach te wspomnienia :) Później był rok 1998 i 2005 ..., a od 7 lat posucha. Trzeba się znowu tam wybrać ...
Hahaha, się uśmiałem z nazwy i opisów niedzielnych programów - dzięki.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o przeżycie przygody, to wcale nie trzeba jechać w góry i być młodym. Wystarczy ruszyć cztery litery z przed telewizora i choćby komunikacją miejską wydostać się poza miasto.
Oj tam oj tam....męskie nie męskie, ale mnie też się podobały te filmy :) K2 mam jeszcze w oryginale, pozostałe może nie, ale oglądałam z przyjemnością. Ale drogi adminie...może te programy nie są aż tak bezwartościowe, jak je tu ukazujesz... Czasem coś fajnego, nowego się można dowiedzieć... Choć powiem Wam, że po raz kolejny pokazały media, jak są obiektywne i pokazują "prawdę". Wypadek koło Zawiercia. Z całym szacunkiem i przykrością dla tragedii tych ludzi i ich rodzin....przekaz telewizyjny jest straszny. Raz słyszę: 400 osób w obu pociągach, 3 motorniczych nie żyje itd. Za chwilę inne wiadomości: 200 osób, motorniczy mieli szczęście, bo przeżyli... No cóż...może prawda nie musi być obiektywna i przedstawiać faktycznych faktów? :]
OdpowiedzUsuńJa w niedzielę wstałem o 7. Po 8 wyszedłem z domu. Zamiast Kłamania na śniadanie widziałem stado saren. Zamiast Kulinarnej Gali Nergala widziałem pierwsze w tym roku żurawie. Zamiast remake'ów oper mydlanych widziałem kilka kluczy gęsi. Natomiast zamiast Tańców Wywijańców widziałem kilka łabędzi przelatujących 10 metrów nad moją głową. Do domu wróciłem o 18:30. To był piękny dzień. Wiosna Panie... wiosna idzie... Poza tym od czwartku, od 16 do dziś, do 9 nie włączyłem komputera. To był piękny, przedłużony o jeden dzień weekend. Nawet K2, Braveheart i Wielki Błękit by go zepsuły ;-)
OdpowiedzUsuńo coś takiego mi chodziło, kiedy pisałem posta
OdpowiedzUsuń