Organizacja zakupów. Supermarkety i małe sklepiki.

Psychologia, powiadam wam, psychologia! Sam tę psychologię przerabiam w interesach! Każdy to wie, każdy się z tego śmieje, a jednak dla wielu ludzi cena 19,76 jest RADYKALNIE różna od ceny 20 zł. Czy jednak dla przedsiębiorcy to jest problem? Na ogół nie - tam gdzie się da - można obniżyć jednostkę przeliczeniową, wolumen, dodać dodatkowe warunki usług. Niestety sami klienci wymuszają takie praktyki. Klienci po prostu chcą hipnotycznej ceny 19,76 i się na nią jednoczesnie nabierają! Autohipnoza?


Do dyskusji cenowej pt. "Supermarkety i małe sklepiki" mało kto dodaje czas dojazdu i koszty paliwa oraz czas spędzony np. na staniu w kolejce w supermarkecie. Czas to pieniądz. Czy po przeliczeniu tego faktu paczka zielonej herbaty, której akurat potrzebujesz, będzie tańsza w sklepiku czy w markecie?

Znajomy mechanik oszacował dajmy na to, że samo odpalenie samochodu z silnikiem Diesla, biorąc pod uwagę amortyzację auta - zużycie silnika, oleju, paliwa, itp. to z uwagi na wysokie ciśnienia w nowoczesnych Dieslach ok. 5 zł, nie mówię o przejechaniu nawet kilku km. W benzyniakach będzie taniej, ale także nie jest to koszt neutralny.

Kolejna sprawa jest taka, że w modelu polskim (=supermarkety w centrach miast) pakujemy się do marketu w pobliżu, bo nasza zielona herbata jest czasem 0,50 gr taniej na paczce niż w sklepiku tuż obok. Czyżby? A czas stracony na kolejkach i nawet pieszym dotarciu tam? A rzeczy i gadżety, które podczas tej przechadzki kupimy zupełnie NIEPOTRZEBNIE, bo ulegliśmy hipnozie merchandisingu? Sam, mimo dużej świadomości procederu i odporności na manipulacje nie raz nie pomyślałem i uległem, idąc po paczkę herbaty, wychodząc z siatą pełną niewiadomo czego, ale z promocji! Człowiek jest tylko człowiekiem!

Komentarze

  1. I tu znowu wtrące swoje trzy grosze.
    Oparłeś wszystko na jednej paczce herbaty, ale jeśli ktoś jeździ na zakupy w weekendy na mega zakupy, rodzinnie samochodem, robiąc zakupy za te kilkaset złotych to myślę że opłaca się bardziej jeździć do tych dużych HIPERMARKETÓW któe mogą sobie pozwolić na niskie marże.

    Ps. składnia taka troche słaba tego zdania.

    PS2. Powoli się uczę oszczędzania, które będzie mi przydatne mieszkając w akademiku z pewnością (akurat jeden twój wpis był o tym :) ) dlatego jeśli miałbyś zamiar coś pisać jeszcze o oszczędzaniu na studiach, lub w akademiku, byłbym zobowiązany, tymczasem dodaje do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o oszczędzaniu na studiach było w archiwum

    http://racjonalne-oszczedzanie.blogspot.com/2011/11/oszczedzanie-pieniedzy-na-studiach.html

    temat pierwotny dotyczył modelu włoskiego - sklepiki rodzinne w mieście, market poza miastem przy autostradzie oraz modelu polskiego: likwidacji wielu małych sklepów po inwazji, najczęściej mocno korupcyjnej, supermarketów do centrów polskich miast

    duże hipermarkety niekoniecznie muszą być tanie

    są tanie jeśli mocno sprawdzasz i kontrolujesz ceny tego co kupujesz

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko się zgadza, nie mogę nie przyznać racji. Ale! rozpatrując sprawę nie pod kątem jednej herbaty, a powiedzmy miesięcznych, dużych zakupów, gdzie kupujmey chemię, kasze, mąki itd takie duże, ciężkie rzeczy, nie psujące się szybko, które właśnie średnio raz na miesiąc się kupuje. Wtedy wypad do supermarketu ma sens. Za paroma artykułami może się to nie opłaca, ale przy większej ilości owszem.

    OdpowiedzUsuń
  4. w ogóle w tym przypadku można rozpatrzyć podskoczenie do jakiejś hurtowni spożywczej

    i może się okazać, że mamy produkty bez stresu, kolejek i tłumów - a jeszcze taniej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ale jedyna hurtownia jaką znam, czyli Makro, wcale nie oferuje ani specjalnie niższych cen niż Lidl, Biedronka, czy hipermarkety, ani małych kolejek.. :(

      Usuń
    2. makro to taki supermarket dla wybranych - tzn. kiedyś taki był - dla mnie hurtownia to to nie jest

      Usuń
  5. Dyskusje na temat małe sklepiki/duże wielkopowierzchniowe są trochę bez sensu, zwłaszcza że w Polsce mnóstwo właścicieli małych sklepów nie potrafi pójść po rozum do głowy i nie konkurować w czymś, w czym nie ma długodystansowych szans. Szczególnie dotyczy to małych miejscowości, w dużych zauważyłam, że szybko właściciele potrafią się nauczyć...

    Typowy przykład - we Wrocku na osiedlu mam ze 4-5 sklepików w których znajdę na 80-90% to, po co człowiek "wyskakuje na pięć minut". Właśnie do małego sklepiku, by nie stać w kolejce do marketu który jest 200 metrów dalej, a i często można znaleźć coś sensownego i czego nie ma w wielkim markecie. Z kolei mała mieścina - miasteczko - niedaleko mojej rodzinnej wsi "padła ofiarą" rozwoju Biedronek, ale okoliczni sprzedawcy dalej z uporem mają połowę tego samego asortymentu co w B, i ani myślą o zaoferowaniu jakiejś większej różnicy (tylko jeden większy spożywczak naprawdę postarał się o zrobienie konkurencji czy zaoferowania tego czego nie ma w B, a minęło ponad półtora roku od czasu postawienia B). Robię zakupy przy każdej wizycie, nawet po kilka razy, i po niejednokrotnie niezrealizowanej połowie zakupowej listy życzę idiotom by zbankrutowali i zwolnili miejsce na rynku dla kogoś, kto ma pomysł ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest minus w tego typu sklepach- Biedronkach, Lidlach itd, które lubię i robię tam zakupy, w których jednak asortyment jest...mocno ograniczony. Taka jest struktura tych sklepów i tyle, wiadomo. Ale niestety jeśli chce się zrobić bardziej urozmaicone zakupy, choćby zrobić smaczny orientalny obiad, coś bardziej egzotycznego czy mieć po prostu większy wybór zakupowy...tego tam nie znajdziemy.

      Usuń
  6. Ja mam to zorganizowane tak:
    1. Na lodówce wisi kartka z zakupami, do której domownicy dopisują co akurat się skończyło itp.
    2. Jak kartka się zapełni jadę do najbliższego marketu z tą listą i według niej kupuję. Czasem jakieś dodatkowe drobiazgi.
    3. Mam w tym markecie specjalną kartę płatniczą do uprzywilejowanej kasy bez kolejek.
    4. Czego nie ma w markecie (przeważnie specjalistyczne rzeczy) zamawiam przez net z dostawą do pracy żeby nie musieć chodzić na pocztę.

    W ten sposób nie wydaję więcej niż trzeba i nie stoję w kolejkach. Drobne rzeczy (chleb, piwo itp) kupuję jednak lokalnie zachodząc do sklepu w drodze do/z pracy.

    Staram się też trochę magazynować rzeczy, które są tylko w markecie aby nie musieć latać po kilka potrzebnych rzeczy, dopiero po duże zakupy.

    Nie tracę więc czasu, nie tracę pieniędzy i kupuję co chcę. Jednak się da :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Kresowa Zagroda - przeprowadzka z miasta na wieś.

Oszczędna dieta - oszczędne żywienie - 200 zł na osobę na miesiąc. Jak przeżyć tanio?