Czy ściąganie filmów i muzyki z sieci jest legalne?

Jestem teraz po pracy i właściwie przed pracą. Za chwile czeka mnie kończenie remontu, ale póki w szklance jest jeszcze zawartość bączka z etykietą Noteckie Jasne napiszę parę słów. Oczywiście temat będę zgłębiał nadal i proszę nie traktować tego co napiszę jako oficjalna wykładnię prawną oraz wytyczne co należy robić. Każdy z was jest odpowiedzialny za własne czyny.

Otóż z dzisiejszego przeszukiwania sieci i artykułów w tej kwestii wynika, że ściągnięcie filmu z sieci na własny niekomercyjny użytek i posiadanie tego w domu jest legalne pod warunkiem, że dzieło zostało publicznie udostępnione (czyli po premierze filmu lub płyty).

Kilka cytatów z tech.wp.pl:

Zgodnie z prawem takie działanie można bowiem uznać za dozwolony użytek osobisty. Art. 23 ustawy o prawie autorskim mówi, że wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu.

Pobieranie plików z internetu na własny użytek nie łamie prawa, bo mieści się w granicach dozwolonego użytku. Policja nie kontroluje osób, które mają na komputerze filmy i muzykę, którą ściągnęły z sieci.

...podstawowa reguła korzystania z dozwolonego użytku jest taka, że dokonywana na jego podstawie eksploatacja utworów nie może mieć na celu osiągnięcia korzyści majątkowej


Przeszukam temat raz jeszcze - natomiast słuchanie muzyki z sieci czy oglądanie materiałów wideo na użytek własny, bez osiągania z tego korzyści majątkowych, nie wydaje się kradzieżą wedle polskiego prawa, co imputuje mi kol. sceptyczny w przedostatnim poście o pseudo-koneserze Raczku obrażającym internautów.

Nielegalne, lub na granicy prawa natomiast wydaje się rozpowszechnianie utworów, np. udostępnianie posiadanych materiałów innym internautom. Tu można mieć kłopoty, dlatego nie radze nikomu rozsyłać po sieci posiadanych na dysku filmów i muzyki.

Jak piszę - nie jestem prawnikiem - temat będę zgłębiał dalej i podzielę się z wami moimi wnioskami. Jak pisałem w przedostatnim poście jednak, w komentarzach, prawo autorskie jest zawiłe, niejasne i nieprecyzyjne. Prawo autorskie jest także stosunkowo nowym prawem - zupełnie nie osadzonym jeszcze w naszej kulturze.

Osobiście jestem daleki od wyzywania kogoś od złodziei czy frajerów, bo ściągnął z sieci film czy mp3.



Z prawem autorskim wiąże się wiele nierozwiązanych dylematów.

Dajmy na to idę sobie po wrocławskim rynku. Na chodniku siedzi grajek i gra. Przed grajkiem micha na datki pieniężne.

Kiedy jestem zobowiązany uiścić grajkowi opłatę za wykonywaną muzykę?

W momencie kiedy przechodzę i słyszę muzykę, czy po wysłuchaniu 50% melodii? A może jeśli wysłuchałem piosenkę od jej początku do końca - czyli 100% utworu? A co jeśli muzykant płynnie przechodzi z utworu do utworu i ja laik nie jestem w stanie tego zauważyć?

A może zależy to od poziomu decybeli i odległości w jakiej ustawię się do grajka?

A co jeśli grajek gra cudzy utwór, innego artysty? Mam zapłacić grajkowi, czy mam także szukać autora piosenki i wysłać mi przelew mBankiem za korzystanie z dzieła?

A może mam płacić za sam fakt, że posiadam sprawne uszy, zanim nawet grajek zacznie grać? (analogia z abonamentem RTV)

Temat jest tak niejasny, jest tak nieuregulowany moralnie/kulturowo/cywilizacyjnie - że naprawdę proszę sobie darować wyjeżdżanie ludziom od złodziei, albo nazywanie ich frajerami.

Raczek?

Post o Raczku nie jest próbą wywołania kontrowersji w necie, ale po prostu moim przemyśleniem (ci którzy mnie znają dłużej, wiedzą że lubię mówić prosto z mostu). Człowiek, który wedle tradycyjnej, ponad tysiącletniej europejskiej normy kulturowej jest kontrowersyjny i publicznie deklaruje nieakceptowalny dla wielu konserwatywnych, katolickich Polaków, kontrowersyjny styl życia (do tego robiąc na tym pieniądze ze swoim chłopakiem) sam umoralnia innych i wyzywa od frajerów.

Znalazł się autorytet moralny? Ideał? Sorry, niestety pachnie to zwykłą hipokryzją. Ja takich kolesi od razu skreślam z mojej "listy przyjaciół". To że bawi się w pszczółki i kwiatki, a właściwie w pszczółki i pszczółki z innymi facetami, robiąc z tego szoł publiczny i materiał dla Pudelka nie ma nic do rzeczy, choć tutaj popieram tradycjonalistów, że człowiek jest sam za siebie odpowiedzialny, ale sprawy sypialniane powinny zostać w sypialni i nie być upubliczniane.

To elementarz kultury osobistej.

Zaznaczam, że sprawy czyjejkolwiek orientacji są mi, jako autorowi i administratorowi tego bloga obojętne. Nie podoba mi się jednak zbytnie upublicznianie spraw sypialnianych i spraw osobistej orientacji. Robienie na tym rozgłosu i nabijanie popularności.

Mogliście się o tym przekonać, kiedy niedawno nie pozwoliłem to jednemu z naszych kolegów na podejmowanie tematu, który zbyt szczegółowo opisywał jedną z form współżycia heteroseksualnego.

Popularne posty z tego bloga

Jak sprzedać niepotrzebne przedmioty?

Oszczędny przepis: serca drobiowe dla smakoszy

Polsat cyfrowy - multiroom - problemy i pozorna oszczędność?