Mężczyzna heteroseksualny kontra mężczyzna metroseksualny.
Zrobiło się trochę filozoficznie na blogu, ale ja lubię moich czytelników, więc jeśli ktoś poprosił o ruszenie tematu, a ja mogę i mam ochotę to zrobić - to dlaczego nie. Zwłaszcza, że opisywany temat męskich zachowań ma ścisły związek z oszczędzaniem i modelem wydatków.

Zatem napiszę dziś jeszcze jeden mały suplement do wczorajszej wypowiedzi:
Mężczyzna heteroseksualny kontra mężczyzna metroseksualny.
Myślę, że normalny mężczyzna heteroseksualny także może ubrać sobie markowy ciuch, użyć drogich markowych perfum, dodatków, itp. Dlaczego nie? Wszystko jest dla ludzi. No może niekoniecznie będzie entuzjastą niektórych zabiegów kosmetycznych, jak depilacja "jajek", itp.
Jeśli jednak heteroseksualnego faceta tego wszystkiego nagle pozbawić, ten cały "stuff" zabrać, to taki wzruszy ramionami i zabierze się za swoje sprawy, po prostu. On będzie pewien swojej wartości. Nie będzie to go szczególnie grzało, ani ziębiło. Heteroseksualny będzie potrafił być atrakcyjny dla swojej kobiety zarówno ubrany odświętnie i wypachniony, jak i w jeansach i zwykłej koszulce, do tego rękach ubabranych smarem, pomagając jej naprawić rower.
Mężczyzna metroseksualny jest bez tej całej otoczki - bez ekskluzywnej marki, bez topowych kosmetyków, bez designerskich ciuchów, drogich zegarków i całego wielkomiejskiego metro-lansu jak balonik pozbawiony powietrza. Ten cały konsumpcjonizm, żel i wypindrowanie, nie jest dla mteroseksualnego dodatkiem, on go zasadniczo tworzy. Skąd to wiem? Ponieważ miałem okazję poznać nie jednego takiego biedaka.
Kolega Daimyo sugeruje, że mężczyzna metroseksualny śmiało realizuje swoje potrzeby tu i teraz, aby więcej doświadczać, itp. Ja sugeruję netomiast, że mężczyzna metroseksualny nie potrafi zaspokoić swoich realnych potrzeb (ani tym samym potrzeb kobiet). Metrogoguś jest de facto tworem sztucznym, słabym mężczyzną który przyjął medialny model wykreowany przez designerów, producentów kosmetyków i gadżetów, i w rzeczywistości realizuje nie swoje potrzeby, ale ich potrzeby. Trzeba bowiem przyznać, że metroseksualny jest doskonałym klientem i źródłem zarobku dla korporacyjno-medialnej sitwy.

Zatem napiszę dziś jeszcze jeden mały suplement do wczorajszej wypowiedzi:
Mężczyzna heteroseksualny kontra mężczyzna metroseksualny.
Myślę, że normalny mężczyzna heteroseksualny także może ubrać sobie markowy ciuch, użyć drogich markowych perfum, dodatków, itp. Dlaczego nie? Wszystko jest dla ludzi. No może niekoniecznie będzie entuzjastą niektórych zabiegów kosmetycznych, jak depilacja "jajek", itp.
Jeśli jednak heteroseksualnego faceta tego wszystkiego nagle pozbawić, ten cały "stuff" zabrać, to taki wzruszy ramionami i zabierze się za swoje sprawy, po prostu. On będzie pewien swojej wartości. Nie będzie to go szczególnie grzało, ani ziębiło. Heteroseksualny będzie potrafił być atrakcyjny dla swojej kobiety zarówno ubrany odświętnie i wypachniony, jak i w jeansach i zwykłej koszulce, do tego rękach ubabranych smarem, pomagając jej naprawić rower.
Mężczyzna metroseksualny jest bez tej całej otoczki - bez ekskluzywnej marki, bez topowych kosmetyków, bez designerskich ciuchów, drogich zegarków i całego wielkomiejskiego metro-lansu jak balonik pozbawiony powietrza. Ten cały konsumpcjonizm, żel i wypindrowanie, nie jest dla mteroseksualnego dodatkiem, on go zasadniczo tworzy. Skąd to wiem? Ponieważ miałem okazję poznać nie jednego takiego biedaka.
Kolega Daimyo sugeruje, że mężczyzna metroseksualny śmiało realizuje swoje potrzeby tu i teraz, aby więcej doświadczać, itp. Ja sugeruję netomiast, że mężczyzna metroseksualny nie potrafi zaspokoić swoich realnych potrzeb (ani tym samym potrzeb kobiet). Metrogoguś jest de facto tworem sztucznym, słabym mężczyzną który przyjął medialny model wykreowany przez designerów, producentów kosmetyków i gadżetów, i w rzeczywistości realizuje nie swoje potrzeby, ale ich potrzeby. Trzeba bowiem przyznać, że metroseksualny jest doskonałym klientem i źródłem zarobku dla korporacyjno-medialnej sitwy.